Pedofilskie ekscesy Wojciecha Kroloppa poznańscy urzędnicy tuszowali już 20 lat temu
Oskarżenia Wojciecha Kroloppa o molestowanie seksualne chłopców z chóru Polskie Słowiki pojawiły się już 20 lat temu, lecz zostały zatuszowane - dowiedzieli się reporterzy "Wprost". Wtedy Krolopp powinien zostać odsunięty od pracy z dziećmi, lecz pracownicy urzędu wojewódzkiego w Poznaniu oraz KW PZPR ukręcili łeb sprawie.
- To było na przełomie lat 1982-1983. Na drugim piętrze urzędu wojewódzkiego w wydziale kultury i sztuki, któremu podlegał chór Polskie Słowiki, odbyło się nadzwyczajne spotkanie szefa wydziału Macieja Frajtaka, jego zastępcy Tadeusza Janusza i wizytatora oświatowego Józefa Bieńka. Zebrani mieli coś zrobić ze skargami rodziców chórzystów, którzy zarzucali Wojciechowi Kroloppowi praktyki pedofilskie. Na tym spotkaniu postanowiono, że sprawa nie może nabrać rozgłosu, bo wszyscy na tym stracą. Pamiętam, jak tłumaczono, że Sokrates w starożytności też miał słabość do swoich uczniów - opowiada osoba, która wówczas pracowała w wydziale kultury.
Nasz rozmówca twierdzi, że zanim doszło do spotkania, z KW PZPR przekazano pismo nakazujące zatuszowanie sprawy. Broniono dyrygenta Polskich Słowików, bo ten chór był traktowany jako przeciwwaga dla - uważanych za prokościelne - Poznańskich Słowików Stefana Stuligrosza. Poza tym z Polskimi Słowikami na zagraniczne wojaże za darmo wyjeżdżali pracownicy wydziałów kultury urzędów wojewódzkiego oraz miejskiego, a także pracownicy podobnego wydziału w KW PZPR. - Badając doniesienia na Kroloppa, ci ludzie nie mogli przecież zarżnąć kury znoszącej dla nich złote jajka - mówi nasz rozmówca. Z chórem jeździł Maciej Frajtak - był m.in. w Wenezueli w 1983 r. Razem z nim pojechał również Józef Bieniek - drugi uczestnik spotkania. Wyjazd zorganizowano tuż po nadzwyczajnym spotkaniu w urzędzie wojewódzkim.
Zmowa milczenia
Żyje tylko jeden z uczestników spotkania w wydziale kultury - ówczesny szef wydziału Maciej Frajtak, obecnie prezes Domu Książki w Poznaniu. - Byliśmy wykonawcami różnych poleceń ze strony organów partyjnych, ale nie pamiętam, byśmy rozpatrywali jakieś skargi na Kroloppa. W ogóle nie przypominam sobie sygnałów związanych z pedofilią w chórze Polskie Słowiki. Jeśli spotkanie w sprawie Kroloppa rzeczywiście się odbyło, to ja w nim nie uczestniczyłem - mówi Frajtak. Twierdzi on, że być może skargi na dyrygenta Polskich Słowików rozpatrywał szef wydziału kultury urzędu miejskiego. Nie możemy jednak tego już zweryfikować, bo ówczesny dyrektor Andrzej Goćwiński zmarł w ubiegłym roku. Okazuje się, że Goćwiński również wyjeżdżał z Polskimi Słowikami za granicę (m.in. do Niemiec i Francji), a do 2002 r. był zastępcą Kroloppa w Stowarzyszeniu Polskie Słowiki. - Gdy zostałem szefem wydziału kultury urzędu wojewódzkiego, nie znalazłem żadnych śladów skarg na Kroloppa. Mówiło się co prawda o takiej, a nie innej jego orientacji seksualnej, ale nie pamiętam, by padały zarzuty pedofilii - tłumaczy Jan Stryjski, następca Frajtaka.
Ówczesny wojewoda poznański Marian Król jest zaskoczony informacjami o wyjazdach jego podwładnych z chórem Kroloppa. Twierdzi, że o tym nie wiedział. Gdy pytamy, czy urzędnik mógł obiektywnie rozpatrywać skargi na Kroloppa, jeżdżąc z chórem po świecie, Król odpowiada, iż budzi to jego poważne wątpliwości. Były wojewoda potwierdza, że chór Kroloppa cieszył się swoistą ochroną KW PZPR. Miron Perliński, były szef wydziału skarg i listów KW PZPR, nie pamięta, by do komitetu trafiały skargi na Kroloppa. - Jeżeli takie były, to musiały być przekazywane do wydziału kultury urzędu wojewódzkiego, który sprawował nadzór nad chórem - mówi Perliński. Dotarliśmy do byłego pracownika KW PZPR, który twierdzi, że nie tylko były skargi, ale też kilka razy rozmawiano z dyrygentem, by nie afiszował się ze swoimi skłonnościami. Tak naprawdę Krolopp nigdy nie został nawet napomniany.
Mocne dowody
- Przesłuchujemy kolejnych świadków i są to owocne przesłuchania. Mamy już sporo mocnych dowodów - mówi Mirosław Adamski, rzecznik poznańskiej prokuratury. W ubiegłym tygodniu do prokuratury zgłosił się mężczyzna, którego cytowaliśmy w artykule "Dzieciołapka Kroloppa". Zeznał, że był molestowany przez dyrygenta chóru w latach 70. - Formalnie przestępstwo, o którym powiadomił ten świadek, uległo przedawnieniu, ale będziemy wnioskować, by był on przesłuchany przez sąd. Z dwóch powodów: by wykazać, że podejrzany miał takie, a nie inne skłonności, a także by udowodnić, że nie był to jednorazowy wyskok, lecz sprawa trwająca latami - mówi prokurator Adamski. Prosi on wszystkie osoby, które w tej sprawie czują się pokrzywdzone lub mają jakąś wiedzę na ten temat, by skontaktowały się z Prokuraturą Rejonową Nowe Miasto w Poznaniu (tel. 0-61 85-81-823).
Belgijski łącznik
Sprawdzając belgijskie wątki afery Kroloppa, zdobyliśmy informacje i świadków wskazujących na to, że polscy chórzyści byli prawdopodobnie wykorzystywani przez międzynarodową siatkę pedofilów, z którą mogli współpracować zarówno Krolopp, jak i jego znajomy z Belgii Jean-Pierre A., działający w Europejskiej Federacji Chórów. Firma Jean-Pierre'a A. od początku lat 70. urządzała dla Polskich Słowików tzw. grudniówki, czyli coroczne tournée po krajach Beneluksu. Belg często przyjeżdżał też do Poznania, uczestniczył w próbach, bywał na piknikach dla chórzystów. Chłopcy z chóru mówili na niego Avi lub Turecki. Sam Krolopp w swojej książce "Słowiki a` la carte" daje dowody, co tak naprawdę interesowało Belga. Opisuje na przykład jedną z podróży młodych chórzystów autokarem po Europie: "Postój w lesie stanowi szczególną atrakcję dla Jean-Pierre'a. Zamknięty w czterech ścianach autokaru, znudzony długą rozmową z upatrzoną ofiarą, Avi próbuje nadgonić stracony czas. (...) Podchodzi znienacka do swojej aktualnej sympatii i zaczyna nawijać: Ty mój przyjaciel, młodszy brat. Ty kochany. (...) Wytrwały Jean-Pierre podąży śladem malucha, przyjmując funkcję dobrego wujka, który zafunduje lody". Problemem jest to, że dobry wujek nie tylko fundował lody, lecz zabierał wybrane dzieci do swojego domu, czasem też zapraszał na te spotkania inne osoby.
Dotarliśmy do dwóch byłych chórzystów, 30-letnich obecnie mężczyzn, którzy z Belgiem mieli kontakt w połowie lat 80. Śpiewali wówczas w poznańskim Chórze Katedralnym. Okazuje się bowiem, że Jean-Pierre A. interesował się nie tylko Polskimi Słowikami. - To się zdarzyło w roku 1985 albo 1986, w hotelu Mercury w Poznaniu. Miałem wówczas 12 lat. Jean-Pierre zaprosił mnie do swojego pokoju, skąd jego samochodem mieliśmy pojechać do podpoznańskiego Lusowa. Posadził mnie na łóżku, usiadł obok i zaczął mnie obejmować. W pewnym momencie próbował położyć mnie na łóżku i rozpiąć mi koszulę. Opierałem się, ale on nie zwalniał ucisku. Gdy zacząłem się mocno szarpać, zrezygnował. Potem udawał, że nic się nie stało - opowiada mężczyzna. - To było chyba w 1983 r. Na obozie w Kamiennej dotkliwie pogryzły mnie komary. Avi wziął mnie do swojego pokoju, aby zrobić okład. Zdjął ze mnie koszulę, a potem zaczął mnie obmacywać. Widać było, że jest mocno podniecony. Wyrwałem się i wybiegłem z pokoju - opowiada drugi mężczyzna. Innym razem Avi dosiadł się do jego stolika w kawiarni. - Lubi Aviego? - pytał Jean-Pierre. - Lubi - odpowiedział. - Lubi casio? - pytał dalej Jean-Pierre. - Nie lubi casio - odparł tym razem zagadywany. Ten, kto powiedział, że lubi casio, otrzymywał w prezencie od Aviego zegarek. Belg traktował to jako zachętę do zacieśnienia znajomości.
Paweł Posadzy, obecny prezes Chóru Katedralnego, zapamiętał tylko, że Jean-Pierre A. nie był człowiekiem słownym. Dlatego zerwano z nim współpracę w latach 90. - Ale nigdy nie docierały do mnie informacje, by któryś z chłopców był przez niego molestowany - mówi Posadzy. Współpracę wznowiono w 2000 r., gdy Chór Katedralny został członkiem Europejskiej Federacji Chórów, której szefem był wówczas Belg.
Chórzyści w sieci pedofilów
Nazwisko Jean-Pierre'a A. pojawiło się w materiałach zdobytych podczas wielkiej policyjnej akcji przeciwko pedofilom, przeprowadzonej w dziewiętnastu krajach świata w grudniu 2001 r. Interpol zainteresował się wówczas środowiskiem osób pracujących z chórami chłopięcymi. Pod zarzutem pedofilii zatrzymano wtedy belgijskiego dyrygenta chóru La Bedinerie z Louvain-la-Neuve pod Brukselą (chór ten był zrzeszony w federacji kierowanej przez Jean-Pierre'a A.). Belgijska prokuratura sprawdza obecnie, czy zatrzymany nie wykorzystywał innych dzieci. Zapytaliśmy belgijską policję, czy w śledztwie dotyczącym międzynarodowej siatki pedofilskiej pojawia się nazwisko Jean-Pierre'a A. - Nie mogę potwierdzić tej informacji, bo jest tajna - powiedział "Wprost" Christian de Coninck z biura prasowego Komendy Głównej Policji w Brukseli.
- To było na przełomie lat 1982-1983. Na drugim piętrze urzędu wojewódzkiego w wydziale kultury i sztuki, któremu podlegał chór Polskie Słowiki, odbyło się nadzwyczajne spotkanie szefa wydziału Macieja Frajtaka, jego zastępcy Tadeusza Janusza i wizytatora oświatowego Józefa Bieńka. Zebrani mieli coś zrobić ze skargami rodziców chórzystów, którzy zarzucali Wojciechowi Kroloppowi praktyki pedofilskie. Na tym spotkaniu postanowiono, że sprawa nie może nabrać rozgłosu, bo wszyscy na tym stracą. Pamiętam, jak tłumaczono, że Sokrates w starożytności też miał słabość do swoich uczniów - opowiada osoba, która wówczas pracowała w wydziale kultury.
Nasz rozmówca twierdzi, że zanim doszło do spotkania, z KW PZPR przekazano pismo nakazujące zatuszowanie sprawy. Broniono dyrygenta Polskich Słowików, bo ten chór był traktowany jako przeciwwaga dla - uważanych za prokościelne - Poznańskich Słowików Stefana Stuligrosza. Poza tym z Polskimi Słowikami na zagraniczne wojaże za darmo wyjeżdżali pracownicy wydziałów kultury urzędów wojewódzkiego oraz miejskiego, a także pracownicy podobnego wydziału w KW PZPR. - Badając doniesienia na Kroloppa, ci ludzie nie mogli przecież zarżnąć kury znoszącej dla nich złote jajka - mówi nasz rozmówca. Z chórem jeździł Maciej Frajtak - był m.in. w Wenezueli w 1983 r. Razem z nim pojechał również Józef Bieniek - drugi uczestnik spotkania. Wyjazd zorganizowano tuż po nadzwyczajnym spotkaniu w urzędzie wojewódzkim.
Zmowa milczenia
Żyje tylko jeden z uczestników spotkania w wydziale kultury - ówczesny szef wydziału Maciej Frajtak, obecnie prezes Domu Książki w Poznaniu. - Byliśmy wykonawcami różnych poleceń ze strony organów partyjnych, ale nie pamiętam, byśmy rozpatrywali jakieś skargi na Kroloppa. W ogóle nie przypominam sobie sygnałów związanych z pedofilią w chórze Polskie Słowiki. Jeśli spotkanie w sprawie Kroloppa rzeczywiście się odbyło, to ja w nim nie uczestniczyłem - mówi Frajtak. Twierdzi on, że być może skargi na dyrygenta Polskich Słowików rozpatrywał szef wydziału kultury urzędu miejskiego. Nie możemy jednak tego już zweryfikować, bo ówczesny dyrektor Andrzej Goćwiński zmarł w ubiegłym roku. Okazuje się, że Goćwiński również wyjeżdżał z Polskimi Słowikami za granicę (m.in. do Niemiec i Francji), a do 2002 r. był zastępcą Kroloppa w Stowarzyszeniu Polskie Słowiki. - Gdy zostałem szefem wydziału kultury urzędu wojewódzkiego, nie znalazłem żadnych śladów skarg na Kroloppa. Mówiło się co prawda o takiej, a nie innej jego orientacji seksualnej, ale nie pamiętam, by padały zarzuty pedofilii - tłumaczy Jan Stryjski, następca Frajtaka.
Ówczesny wojewoda poznański Marian Król jest zaskoczony informacjami o wyjazdach jego podwładnych z chórem Kroloppa. Twierdzi, że o tym nie wiedział. Gdy pytamy, czy urzędnik mógł obiektywnie rozpatrywać skargi na Kroloppa, jeżdżąc z chórem po świecie, Król odpowiada, iż budzi to jego poważne wątpliwości. Były wojewoda potwierdza, że chór Kroloppa cieszył się swoistą ochroną KW PZPR. Miron Perliński, były szef wydziału skarg i listów KW PZPR, nie pamięta, by do komitetu trafiały skargi na Kroloppa. - Jeżeli takie były, to musiały być przekazywane do wydziału kultury urzędu wojewódzkiego, który sprawował nadzór nad chórem - mówi Perliński. Dotarliśmy do byłego pracownika KW PZPR, który twierdzi, że nie tylko były skargi, ale też kilka razy rozmawiano z dyrygentem, by nie afiszował się ze swoimi skłonnościami. Tak naprawdę Krolopp nigdy nie został nawet napomniany.
Mocne dowody
- Przesłuchujemy kolejnych świadków i są to owocne przesłuchania. Mamy już sporo mocnych dowodów - mówi Mirosław Adamski, rzecznik poznańskiej prokuratury. W ubiegłym tygodniu do prokuratury zgłosił się mężczyzna, którego cytowaliśmy w artykule "Dzieciołapka Kroloppa". Zeznał, że był molestowany przez dyrygenta chóru w latach 70. - Formalnie przestępstwo, o którym powiadomił ten świadek, uległo przedawnieniu, ale będziemy wnioskować, by był on przesłuchany przez sąd. Z dwóch powodów: by wykazać, że podejrzany miał takie, a nie inne skłonności, a także by udowodnić, że nie był to jednorazowy wyskok, lecz sprawa trwająca latami - mówi prokurator Adamski. Prosi on wszystkie osoby, które w tej sprawie czują się pokrzywdzone lub mają jakąś wiedzę na ten temat, by skontaktowały się z Prokuraturą Rejonową Nowe Miasto w Poznaniu (tel. 0-61 85-81-823).
Belgijski łącznik
Sprawdzając belgijskie wątki afery Kroloppa, zdobyliśmy informacje i świadków wskazujących na to, że polscy chórzyści byli prawdopodobnie wykorzystywani przez międzynarodową siatkę pedofilów, z którą mogli współpracować zarówno Krolopp, jak i jego znajomy z Belgii Jean-Pierre A., działający w Europejskiej Federacji Chórów. Firma Jean-Pierre'a A. od początku lat 70. urządzała dla Polskich Słowików tzw. grudniówki, czyli coroczne tournée po krajach Beneluksu. Belg często przyjeżdżał też do Poznania, uczestniczył w próbach, bywał na piknikach dla chórzystów. Chłopcy z chóru mówili na niego Avi lub Turecki. Sam Krolopp w swojej książce "Słowiki a` la carte" daje dowody, co tak naprawdę interesowało Belga. Opisuje na przykład jedną z podróży młodych chórzystów autokarem po Europie: "Postój w lesie stanowi szczególną atrakcję dla Jean-Pierre'a. Zamknięty w czterech ścianach autokaru, znudzony długą rozmową z upatrzoną ofiarą, Avi próbuje nadgonić stracony czas. (...) Podchodzi znienacka do swojej aktualnej sympatii i zaczyna nawijać: Ty mój przyjaciel, młodszy brat. Ty kochany. (...) Wytrwały Jean-Pierre podąży śladem malucha, przyjmując funkcję dobrego wujka, który zafunduje lody". Problemem jest to, że dobry wujek nie tylko fundował lody, lecz zabierał wybrane dzieci do swojego domu, czasem też zapraszał na te spotkania inne osoby.
Dotarliśmy do dwóch byłych chórzystów, 30-letnich obecnie mężczyzn, którzy z Belgiem mieli kontakt w połowie lat 80. Śpiewali wówczas w poznańskim Chórze Katedralnym. Okazuje się bowiem, że Jean-Pierre A. interesował się nie tylko Polskimi Słowikami. - To się zdarzyło w roku 1985 albo 1986, w hotelu Mercury w Poznaniu. Miałem wówczas 12 lat. Jean-Pierre zaprosił mnie do swojego pokoju, skąd jego samochodem mieliśmy pojechać do podpoznańskiego Lusowa. Posadził mnie na łóżku, usiadł obok i zaczął mnie obejmować. W pewnym momencie próbował położyć mnie na łóżku i rozpiąć mi koszulę. Opierałem się, ale on nie zwalniał ucisku. Gdy zacząłem się mocno szarpać, zrezygnował. Potem udawał, że nic się nie stało - opowiada mężczyzna. - To było chyba w 1983 r. Na obozie w Kamiennej dotkliwie pogryzły mnie komary. Avi wziął mnie do swojego pokoju, aby zrobić okład. Zdjął ze mnie koszulę, a potem zaczął mnie obmacywać. Widać było, że jest mocno podniecony. Wyrwałem się i wybiegłem z pokoju - opowiada drugi mężczyzna. Innym razem Avi dosiadł się do jego stolika w kawiarni. - Lubi Aviego? - pytał Jean-Pierre. - Lubi - odpowiedział. - Lubi casio? - pytał dalej Jean-Pierre. - Nie lubi casio - odparł tym razem zagadywany. Ten, kto powiedział, że lubi casio, otrzymywał w prezencie od Aviego zegarek. Belg traktował to jako zachętę do zacieśnienia znajomości.
Paweł Posadzy, obecny prezes Chóru Katedralnego, zapamiętał tylko, że Jean-Pierre A. nie był człowiekiem słownym. Dlatego zerwano z nim współpracę w latach 90. - Ale nigdy nie docierały do mnie informacje, by któryś z chłopców był przez niego molestowany - mówi Posadzy. Współpracę wznowiono w 2000 r., gdy Chór Katedralny został członkiem Europejskiej Federacji Chórów, której szefem był wówczas Belg.
Chórzyści w sieci pedofilów
Nazwisko Jean-Pierre'a A. pojawiło się w materiałach zdobytych podczas wielkiej policyjnej akcji przeciwko pedofilom, przeprowadzonej w dziewiętnastu krajach świata w grudniu 2001 r. Interpol zainteresował się wówczas środowiskiem osób pracujących z chórami chłopięcymi. Pod zarzutem pedofilii zatrzymano wtedy belgijskiego dyrygenta chóru La Bedinerie z Louvain-la-Neuve pod Brukselą (chór ten był zrzeszony w federacji kierowanej przez Jean-Pierre'a A.). Belgijska prokuratura sprawdza obecnie, czy zatrzymany nie wykorzystywał innych dzieci. Zapytaliśmy belgijską policję, czy w śledztwie dotyczącym międzynarodowej siatki pedofilskiej pojawia się nazwisko Jean-Pierre'a A. - Nie mogę potwierdzić tej informacji, bo jest tajna - powiedział "Wprost" Christian de Coninck z biura prasowego Komendy Głównej Policji w Brukseli.
Więcej możesz przeczytać w 27/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.