Metro – palimpsest

Metro – palimpsest

Dodano:   /  Zmieniono: 

Pod samym moim domem, na Świętokrzyskiej, trwa budowa drugiej linii warszawskiego metra. Dla taksówkarzy jest to źródło niekończących się dywagacji, „czy dadzą radę na czas” albo: „kiedy się skończą te wszystkie pozamykane ulice i objazdy”. Okoliczni mieszkańcy też narzekają na utrudnienia komunikacyjne i hałas, ale ja mieszkam od podwórka, mam cicho, metrem nie jeżdżę nawet tym już istniejącym. Budowa metra działa za to na moją wyobraźnię. Bardzo. Jeśli czytają mnie jacyś przedstawiciele władz, którzy są w stanie załatwić mi wstęp na taką budowę, będę wdzięczny! Kopanie pod ziemią w mieście obarczonym taką historia jak Warszawa nie może nie być ciekawe.

Przede wszystkim pod miastem jest już wiele zapomnianych korytarzy, na które, kopiąc, można się natknąć. Jeśli ma się szczęście. W albumie „Warszawa. Ballada o okaleczonym mieście” możemy przeczytać pod zdjęciem prac podziemnych, że za Bieruta metro warszawskie miało być jak moskiewskie. Głębokie, z socrealistycznymi stacjami ozdobionymi rzeźbami muskularnych robotników, hożych dziewoj z wielkim biustem i czujnych stróżów porządku z bronią wycelowaną w podróżnych. W gazetach pokazywano reportaże z głębokiego podziemia. Potem za Gomułki słuch o metrze zaginął, tak jak i wydrążone już tunele. Na jeden z nich natknięto się podczas budowy Carrefoura nad Dworcem Wileńskim. A pod fotografią przedstawiającą robotnika w kaloszach, w błocie, pracującego w warunkach gorszych niż w kopalni, napisano: „W latach pięćdziesiątych budowniczowie tunelu metra wykonywali ręczną robotę. Zmagali się z brakiem maszyn i kurzawką”.

To ostatnie, stylistycznie niezbyt udane zdanie (jak można zmagać się z czymś, czego nie ma?) działa na wyobraźnię. Po co ten cały trud, a pewnie i nieco trupów, skoro dziś nawet nie wiadomo, gdzie te tunele są, nie można ich wykorzystać do budowy dzisiejszego metra, a przede wszystkim: dlaczego nie można zwiedzić tych korytarzy, gdzie może jeszcze leży jakaś gazeta z lat 50., szklana butelka po lemoniadzie z porcelanowym korkiem i kalosz robotnika? No i najważniejsze – co oni tam wykopali, na co się natknęli przy okazji?

Warszawska ziemia to musi być niesamowity palimpsest wszystkich minionych dziesięcioleci i stuleci, kaloszy, kościotrupów, garnków, piwnic, trumien, fundamentów, pogiętych kół od rowerów, starego, XIX-wiecznego bruku, na który za komuny położono asfalt, w latach 90. – płytki, a ostatnio kostkę brukową z drogą dla rowerów. Czego tam nie ma i dlaczego nie można tych wszystkich skarbów zobaczyć? Gdzie album o budowie metra, gdzie muzeum znalezisk, gdzie zdjęcia, gdzie pamiętniki budowniczych? Dziś natknęliśmy się na stary kanał. Szczury uciekały przed światłem latarki. Nie wiedzieliśmy, dokąd prowadzi. Chyba gdzieś w kierunku Powiśla...

W genialnym filmie Federico Felliniego „Rzym” jest scena kopania metra pod Wiecznym Miastem. Wiercący tunel robotnicy natykają się na ścianę, za którą jest pusta przestrzeń. Maszyny pomiarowe wskazują na niszę lub salę. I oto po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy światło latarek wpada do tej komnaty. Okazuje się, że jest to jakiś rzymski dom, bardzo stary, z pięknymi freskami na ścianach, nieoglądanymi żywymi oczami od tysiącleci. Wszyscy wchodzą do sali, zaczynają podziwiać to, co przechowało się w podziemnej kapsule czasu. I nagle zauważają, że pod wpływem światła lub zmiany wilgotności powietrza (pomieszczenie było hermetycznie zamknięte) freski na ich oczach znikają. Chcą je zatrzymać, ale nic nie mogą zrobić, muszą patrzyć bezradnie na stopniowe znikanie malunków. Ta scena powstała podobno na podstawie autentycznego wydarzenia. Oczywiście rozpaliła wyobraźnię wielkiego miłośnika Rzymu, jakim był Fellini. Moją wyobraźnię, zapalonego miłośnika Warszawy, najbardziej zwariowanego i surrealistycznego miasta, jakie znam, rozpalają inne obrazy. Piwniczka na kartofle, do której dokopali się robotnicy podczas budowy metra i która ozdobiona jest jakimiś mazajami z powstania warszawskiego. Które – a co tam! – znikają pod wpływem dopływu świeżego powietrza! �

Więcej możesz przeczytać w 36/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.