Iracki etap wojny o pokój Interwencja w Iraku była kolejnym niezmiernie ważnym etapem wojny z terroryzmem. Stany Zjednoczone i ich sprzymierzeńcy uwolnili Irakijczyków od zbrodniczego dyktatora, a świat od człowieka, który zagrażał pokojowi i bezpieczeństwu. Wypadki prowadzące do upadku reżimu Saddama Husajna wszyscy mają jeszcze w pamięci, nie ma więc potrzeby obszernie ich wspominać. Dołożono wszelkich starań, by uniknąć wojny. Saddam Husajn sprawił jednak, że stała się ona nieunikniona. Iracki dyktator wielokrotnie dopuszczał się niespodziewanych i brutalnych aktów agresji. Żywił zajadłą nienawiść do Stanów Zjednoczonych. Utrzymywał kontakty z grupami terrorystycznymi. Produkował, gromadził i wykorzystywał broń masowego rażenia. Ignorował ponadto wszystkie wezwania społeczności międzynarodowej, która chciała, by ujawnił, jaką bronią dysponuje. Reżim Husajna bezpowrotnie przeszedł do historii. Teraz, gdy zażegnano niebezpieczeństwo, niektórzy próbują przekonywać, że decyzja o wyzwoleniu Iraku nie była zasadna. Niewątpliwie prawo do wyrażania krytyki jest jednym z potężnych filarów naszej demokracji. Kto jednak formułuje negatywne opinie, ma obowiązek odpowiedzieć na pytanie: "Jak odpowiedzialny przywódca mógł ignorować zagrożenie stwarzane przez Irak?".
O czym wiedział prezydent Bush W październiku 2003 r. dyrektor CIA opublikował raport amerykańskich służb wywiadowczych na temat realizowanego w Iraku programu produkcji broni masowego rażenia. Dokument zawierał zgodne oceny różnych agencji wywiadowczych, sformułowane na podstawie najlepszych informacji, jakie można było zebrać. Stwierdzono w nim: "Jak oceniamy, Irak nie zaprzestał prac nad produkcją broni masowego rażenia, lekceważąc rezolucje i sankcje Organizacji Narodów Zjednoczonych. Bagdad dysponuje bronią chemiczną i biologiczną, posiada także pociski rakietowe o zasięgu większym, niż dopuszczają postanowienia ONZ. Jeśli nie przeszkodzi się Irakowi, należy przypuszczać, że będzie dysponować bronią jądrową pod koniec tego dziesięciolecia". Ludzie, którym powierzono odpowiedzialność za bezpieczeństwo narodu amerykańskiego, nie mogli takiego stwierdzenia przeczytać i udawać, że go nie było. Ignorowanie lub lekceważenie takiej informacji byłoby szczytem nieodpowiedzialności. Prezydent USA jej nie zignorował, lecz podjął wyzwanie. Starał się zlikwidować zagrożenie metodami pokojowymi i dyplomatycznymi. Kiedy jednak wszelkie próby zawiodły, zdecydowanie użył siły, by niebezpieczeństwo zażegnać. Weźmy pod uwagę jeszcze jeden fragment raportu CIA z października zeszłego roku: "Wszelkie najważniejsze aspekty irackiego programu [stworzenia broni biologicznej] - prace badawczo-rozwojowe, produkcja i program przekształcenia surowców w broń - już są realizowane. Irak ma więcej surowców i bardziej zaawansowane technologicznie produkty niż w czasie wojny w Zatoce Perskiej". Musimy pamiętać, że sprawa dotyczy reżimu, który wymordował wcześniej tysiące ludzi za pomocą broni chemicznej. Gdy weźmiemy to pod uwagę, musimy uznać, że ignorowanie ostrzeżeń zawartych w raporcie CIA byłoby przykładem skrajnej nieodpowiedzialności. Amerykański prezydent jednak nie zlekceważył tych informacji. Śmiało stawił czoło wyzwaniu i podjął wszelkie niezbędne działania, by zlikwidować zagrożenie. Oto jeszcze jeden przykład. W raporcie znalazły się również takie zdania: "Od czasu zakończenia inspekcji rozbrojeniowych w roku 1998 Irak prowadzi prace nad produkcją broni chemicznej, energiczniej realizuje projekt budowy pocisków rakietowych i zwiększył inwestycje w prace badawcze nad bronią biologiczną. W przekonaniu większości agencji wywiadowczych Bagdad ponownie realizuje projekt stworzenia arsenału nuklearnego". Po raz kolejny trudno byłoby o ostrzeżenie bardziej jednoznaczne i niepokojące. Ignorowanie go również byłoby skrajną nieodpowiedzialnością. George Bush nie zlekceważył go i zrobił wszystko, by zapobiec niebezpieczeństwu. Przykład czwarty i ostatni. W raporcie znalazła się część poświęcona dokonanej przez służby wywiadowcze ocenie prawdopodobieństwa różnych przedstawionych w nim wniosków. W wypadku broni masowego rażenia za "bardzo prawdopodobne" uznano to, że "Irak nadal prowadzi, a w niektórych dziedzinach nawet intensyfikuje prace nad produkcją broni chemicznej, biologicznej i jądrowej oraz pociskami rakietowymi, nie stosując się do postanowień rezolucji ONZ". Podobnie oceniono wniosek, który zacytuję: "Irak będzie w stanie wyprodukować broń jądrową w ciągu kilku miesięcy, najwyżej roku, gdy zdobędzie dostatecznie czysty materiał rozszczepialny". Tak wyglądała część naszej ówczesnej wiedzy. Dysponując nią, jak mogliśmy - pytam - dopuścić, by groziło nam takie niebezpieczeństwo? Przedstawionych tu wniosków nie wyciągnięto pochopnie. Droga do nich była długa i niełatwa. Wszyscy, którzy byli świadomi zagrożenia, ponosili olbrzymią odpowiedzialność za bezpieczeństwo USA. Kiedy prezydent Bush musiał podjąć decyzję, nie zamierzał uzależniać naszej przyszłości, bezpieczeństwa i życia obywateli od łaski i niełaski Saddama Husajna. Postanowił działać. Ogłaszając początek działań zbrojnych, stwierdził: "Stawimy czoło temu zagrożeniu, używając naszych sił lądowych, powietrznych, marynarki wojennej, straży granicznej i marines, aby później nie musiała tego robić armia strażaków, policjantów i lekarzy na ulicach naszych miast".
A gdyby Saddam Husajn był nadal u władzy? Ci, którzy krytykują operację zmierzającą do wyzwolenia Iraku, muszą udzielić odpowiedzi na jeszcze jedno pytanie: jak wyglądałby ten kraj, gdybyśmy nie interweniowali? Husajn i jego synowie nadal sprawowaliby władzę. W celach tortur nadal pracowaliby oprawcy, cele dla dzieci byłyby zapełnione, nie odkryto by zbiorowych grobów, a siatka terrorystyczna cieszyłaby się poparciem i ochroną reżimu. Irak wypłacałby pieniądze rodzinom samobójców wysadzających się podczas ataków terrorystycznych w Izraelu, a Husajn dysponowałby olbrzymim majątkiem, który mógłby przeznaczać na realizację programów produkcji broni chemicznej, biologicznej i jądrowej. Wszystkim tym zbrodniom i zagrożeniom kres położyła zdecydowana akcja zbrojna. Przez wiele lat wszyscy życzyli sobie takiego korzystnego rozwiązania sprawy. Ostatecznie jeden człowiek podjął decyzję, która pozwoliła urzeczywistnić te życzenia. Był nim prezydent George W. Bush. Irakijczycy, mieszkańcy Bliskiego Wschodu oraz Amerykanie mają dzięki temu zapewnioną bezpieczniejszą przyszłość, ponieważ reżim Husajna odszedł już bezpowrotnie do historii. Wyzwoliwszy Irak, Stany Zjednoczone i ich sprzymierzeńcy muszą dopilnować, by zostały wypełnione wszystkie nasze zobowiązania. Ambasador Paul Bremer, stojący na czele Tymczasowych Władz Koalicyjnych (CPA), był ostatnio w Białym Domu, aby nas poinformować, jak przebiegają ich prace. Dziewiętnaście narodów wysłało ponad 13 tys. żołnierzy, aby pomóc w ustabilizowaniu sytuacji w Iraku. Wkrótce dotrą kolejne oddziały. Starając się odbudować ten kraj, odnawiamy szkoły i rekonstruujemy podstawowe służby. Władze koalicyjne szkolą oddziały irackiej policji, aby mogły one pomagać przy patrolowaniu tamtejszych miast i wiosek. Niebawem zostaną utworzone nowe oddziały obrony cywilnej. Irak będzie miał również nową armię, która nie będzie już zastraszać i terroryzować Irakijczyków, lecz ich bronić. Funkcjonuje ponadto Rada Zarządzająca, uznawana przez ONZ. Mianuje ona ministrów i planuje budżet kraju. We wszystkich ważnych miastach Iraku powstały rady miejskie. Wkrótce zaczną się prace nad projektem konstytucji, dzięki czemu będzie można ostatecznie zorganizować wolne wybory. W Iraku nadal mamy wiele do zrobienia, sporo niebezpieczeństw nie zostało jeszcze zażegnanych. Działają niedobitki obalonego reżimu, wspomagają ich zagraniczni terroryści, dokładający wszelkich starań, by uniemożliwić postęp, który mógłby się przyczynić do poprawy sytuacji Irakijczyków. Systematycznie podejmuje się akcje skierowane przeciw tym zabójcom, takie jak operacja przeprowadzona w Mosulu. Dowiodła ona, że Amerykanie i Amerykanki odbywający służbę w Iraku wykazują się wielkimi umiejętnościami i męstwem. USA są dumne ze wszystkich mężczyzn i kobiet, którzy z ofiarnością walczą za tę sprawę. Dostaną oni wszystko, co będzie im niezbędne, aby wypełnić niezmierne istotną misję, o której podjęcie ich poprosiliśmy.
Teraz wolny Irak Nasze nie ukończone jeszcze zadanie nie jest łatwe, ale jest niezbędne dla naszego bezpieczeństwa i pokoju na świecie. Pomożemy Irakijczykom stworzyć wolne, niezależne i demokratyczne państwo. Niepodległy iracki naród stanie się przykładem dla całego Bliskiego Wschodu. Będzie dowodem, że wolność i nadzieja na pokój są o wiele potężniejsze i bardziej przekonujące niż ideologie nienawiści i terroru. Spokojniejszy i stabilniejszy Bliski Wschód będzie miał bezpośrednie znaczenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i naszych przyjaciół. USA stawały już przed poważnymi wyzwaniami. Wcześniejsze pokolenia Amerykanów zwalczyły faszyzm i wygrały długą walkę z komunizmem. Nam przypadło w udziale zadanie zwalczenia propagatorów terroryzmu, którzy bezpośrednio zagrażają wolności i życiu Amerykanów. Użyjemy całej naszej narodowej potęgi, by zniszczyć tych, którzy pragnęliby w nas uderzyć. Podobnie jak wcześniej nie ograniczymy się jednak do pokonania przeciwników. Zrobimy znacznie więcej. W Afganistanie, w Iraku oraz w innych częściach świata, gdzie tyranie były lub są znakomitą pożywką dla terroryzmu, będziemy pomagać tym, którzy zabiegają o to, by tworzyć społeczeństwa wolne, bardziej tolerancyjne i zamożniejsze. Symbolem amerykańskiej polityki zagranicznej w XX wieku była konsekwencja i szczodrość, z jaką Stany Zjednoczone odbudowywały spustoszone rejony Europy i Azji. Dla Ameryki była to wówczas doskonała inwestycja, podobnie jest dzisiaj. Postępujemy tak nie tylko dlatego, że tak jest słusznie, ale także z tego powodu, że jest to niezbędne dla naszego bezpieczeństwa, bezpieczeństwa naszych przyjaciół i sojuszników, a ponadto przyczynia się do ostatecznego zwycięstwa w wojnie wypowiedzianej terroryzmowi. Nasi żołnierze, tak mężnie służący w Iraku i Afganistanie, są świadomi, że zapewniają bezpieczniejszą przyszłość zarówno swoim dzieciom, jak i nam wszystkim. Przez dwadzieścia dwa miesiące od tego pogodnego wrześniowego poranka, kiedy zaatakowano USA, nie straciliśmy z oczu spraw najistotniejszych, nie rozpraszaliśmy się i nie wahaliśmy się, gdy mieliśmy wykonywać swoje obowiązki. Spoczniemy dopiero wówczas, gdy zażegnamy niebezpieczeństwo stwarzane przez terroryzm. Dopiero wtedy, kiedy zapewnimy narodowi amerykańskiemu wolność i bezpieczeństwo.
Dick Cheney
Wiceprezydent Dick Cheney wygłosił tę mowę w American Enterprise Institute 24 lipca 2003 r. Śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji.
©2003 American Enterprise Institute Tekst publikujemy dzięki współpracy z New Atlantic Initiative
Richard Cheney, wiceprezydent USA i przewodniczący Narodowej Fundacji na rzecz Nauk Humanistycznych. Urodził się w 1941 r. w Lincoln w stanie Nebraska. Od 1968 r. pracował u boku Donalda Rumsfelda, kierującego urzędem ds. rozbudowy gospodarczej. Za prezydentury Richarda Nixona (1974-1975) został najpierw zastępcą Rumsfelda, który pełnił wówczas funkcję szefa sztabu Białego Domu, a kiedy Rumsfeld objął urząd sekretarza obrony, Cheney przejął jego obowiązki. W 1978 r. wygrał wybory do Izby Reprezentantów z ramienia Partii Republikańskiej w stanie Wyoming. W parlamencie zasiadał przez sześć kadencji, będąc zastępcą przywódcy frakcji republikańskiej i członkiem Komisji ds. Wywiadu. W 1989 r. został mianowany przez George'a Busha sekretarzem obrony. Od marca 1995 r. był prezesem korporacji Halliburton w Teksasie. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.