Kontrowersyjny wyrok

Kontrowersyjny wyrok

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Król i Jerzy Urban (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Zapadł wyrok w procesie, który Marek Król wytoczył Jerzemu Urbanowi i tygodnikowi „Nie”. Sędzia Agnieszka Matlak oddaliła powództwo byłego redaktora naczelnego „Wprost”, pisząc w uzasadnieniu iż: „celem postępowania o ochronę dóbr osobistych nie jest (…) wykazanie, czy Marek Król rzeczywiście był, czy też nie był tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa, ale ocena, czy dziennikarze zbierający informacje do publikacji korzystali z wiarygodnych źródeł tych informacji (…) czy dochowali rzetelności dziennikarskiej w powyższym zakresie”. Jednakże uzasadnienie wyroku sądu I instancji budzi – zdaniem wybitnych prawników, których poprosiliśmy o komentarz – wiele kontrowersji.
Marek Król pozwał Jerzego Urbana w styczniu 2005 roku za dwie publikacje, które ukazały się w tygodniku „Nie" w 1996 r. („Nagi Król") i 2005 r. („Król z kapelusza"). Artykuły oparte były na sugestii, iż Król został zwerbowany do Służby Bezpieczeństwa oraz że był tajnym współpracownikiem służb o pseudonimie „Rycerz”.

 

Sąd oddalając sprawę Marka Króla, odwołał się do zeznań byłego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa Witolda Niebudka, który dziennikarzowi „Nie" opowiedział o czasach, gdy miał być oficerem prowadzącym „Rycerza". „W ocenie Sądu brak jest podstaw, aby zakwestionować zeznania tego świadka" – napisała sędzia Agnieszka Matlak w uzasadnieniu. „Informacje te znalazły obecnie potwierdzenie w  dokumentach posiadanych przez IPN. Instytut Pamięci Narodowej w powszechnej opinii jest zaś instytucją wiarygodną i rzetelną. Do tej pory nie miały miejsca żadne zdarzenia podważające zaufanie społeczne do tej instytucji” – dodała.  Przypomnijmy, że W 2007 roku Instytut Pamięci Narodowej podał, iż Marek Król figuruje w aktach jako TW, ale o pseudonimie „Adam”, nie „Rycerz”.

Uzasadnienie sądu kończy konkluzja, iż „skoro powód sam w artykule „Zdrada" w negatywny sposób przedstawiał inne osoby (informacje na temat tych osób okazały się nieprawdziwe) i naruszył ich dobra osobiste, to sam, w sytuacji podobnej krytyki jego osoby, nie zasługuje na ochronę". Proces Króla przeciwko Urbanowi toczył się przed sądem okręgowym w Warszawie (III wydział cywilny). Marek Król zapowiada apelację.

 PRZECZYTAJ FELIETON MARKA KRÓLA NA TEMAT WYROKU SĄDU: "STRUGANIE PATYKA"


Co na to prawnicy?

Jeden esbek to za mało

Piotr Kruszyński, profesor nauk prawnych UW, adwokat, członek Naczelnej Rady Adwokackiej, specjalista z zakresu prawa karnego materialnego i procesowego. Dyrektor Instytutu Prawa Karnego na Wydziale Prawa i administracji UW.


W uzasadnieniu wyroku w sprawie Marka Króla przeciwko Jerzemu Urbanowi są dwa fragmenty dla mnie całkowicie niezrozumiałe, żeby nie powiedzieć szokujące. Mam tu na myśli fragment, w którym sąd uzasadnia, dlaczego oddalił wnioski dowodowe powoda zmierzające do zakwestionowania prawdziwości dotyczących go dokumentów zgromadzonych w IPN. Sąd stwierdził, że celem postępowania o ochronę dóbr osobistych nie jest wykazanie, czy Marek Król był czy nie był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, lecz wyjaśnienie motywów dziennikarzy, którzy opisali przypadek Marka Króla w tygodniku „NIE". Tymczasem określenie, czy pan Marek Król był czy nie był współpracownikiem SB, ma fundamentalne znaczenie w tym procesie. Gdyby się bowiem okazało, że stwierdzenie o jego współpracy było nieprawdziwe, wówczas dopiero należałoby bardzo starannie rozważyć, czy dziennikarze publikując nieprawdziwą informację działali rzetelnie, a mimo to zostali np. wprowadzeni w błąd. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy dziennikarz dochował należytej staranności, żeby ustalić jaka była prawda. Moim zdaniem rozmowa z jednym esbekiem to za mało. Zawsze może się zdarzyć, że jakiś esbek z sobie znanych powodów powie „tak, chyba współpracowałem z Kowalskim". Trzeba również podchodzić z bardzo dużą ostrożnością do przedstawianych dokumentów. Bo są znane przypadki, w których dokumenty esbeckie były fałszowane, i zostało to potwierdzone prawomocnymi wyrokami sądów lustracyjnych.

Sytuacja byłaby diametralnie inna, gdyby np. kilku funkcjonariuszy SB potwierdziło, że pan Marek Król był tajnym współpracownikiem, albo gdyby zachowały się raporty sporządzane jego ręką. Ale z tego orzeczenia wynika, że takich dokumentów nie ma. Tym bardziej źle się stało, że – jak wynika z orzeczenia - nie umożliwiono panu Królowi przedstawienia dowodów na fakt, że jednak nie był współpracownikiem SB.

Bardzo mnie również dziwią bezkrytyczne pochwały sądu, odnoszące się do IPN (fragment: „IPN w powszechnej opinii jest instytucją wiarygodną i rzetelną. Do tej pory nie miały miejsca żadne zdarzenia podważające zaufanie społeczne do tej instytucji."). Jest to oczywista nieprawda. Z badań wynika, że obywatele mają niewielkie zaufanie do IPN. Przecież chociażby publikacja pod auspicjami IPN książki o Lechu Wałęsie wywołała bardzo silne kontrowersje. Pojawiło się wówczas wiele zastrzeżeń dotyczących warsztatu naukowego jej autorów. Jako obrońca w procesach lustracyjnych nie raz kwestionowałem rzetelność dokumentów zgromadzonych przez IPN. Twierdzenie sformułowane przez sąd, że IPN jest instytucją rzetelną i wiarygodną, i że nie miały miejsca zdarzenia podważające społeczne zaufanie do tej instytucji, jest oczywistą nieprawdą. Myślę więc, że pełnomocnik pana Marka Króla ma tu duże pole do popisu.

Nie mogę się też zgodzić z rozumowaniem jakoby osobie, która w przeszłości naruszyła dobra osobiste innych, przysługiwała przez to mniejsza ochrona jej dóbr osobistych. Sąd uznał, że skoro pan Marek Król zarzucał innym współpracę z SB, a są dokumenty z których wynika, że on sam prawdopodobnie współpracował z SB, to niejako nie miał moralnego prawa formułować tamtych zarzutów. Jednak w moim przekonaniu jest to rozumowanie o tyle błędne, że osoby, które Marek Król niesłusznie pomawiał o współpracę z SB, mogły przecież wytoczyć panu Królowi powództwo.


Sądy oceniają wiarygodność dokumentów IPN

Zbigniew Ćwiąkalski, adwokat, doktor habilitowany nauk prawnych, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządzie Donalda Tuska

Stwierdzenie sądu o tym, że dobra osobiste tych którzy sami w przeszłości naruszyli dobra osobiste osób trzecich korzystają ze słabszej ochrony jest wysoce ryzykowne i nie zasługuje na aprobatę. To jest mniej więcej tak, jakby sprawca pobicia już nigdy nie mógł korzystać z ochrony prawa karnego, będąc sam pobity przez inną osobę.

Nie mogę jednak wdać się w merytoryczną ocenę sporu, gdyż dokładnie rok temu sam pozostawałem w konflikcie z wydawnictwem kierowanym przez pana red. Jerzego Urbana, zaś spór dotyczył ochrony moich dóbr osobistych, w związku z nieprawdziwymi tekstami w tygodniku "NIE". Ostatecznie zakończył się on ugodą i oświadczeniem co do nieprawdziwości stawianych mi zarzutów. Mój zatem komentarz opowiadający się po stronie któregokolwiek z adwersarzy obecnie byłby niezręczny.

Jeśli jednak chodzi o ocenę wiarygodności materiałów sporządzonych przez dawną SB, a zgromadzonych w IPN należy zauważyć, że podlegają one w postępowaniu sądowym krytycznej ocenie, jak każdy materiał dowodowy. Nie można oczywiście twierdzić, że z założenia zgromadzone tam materiały są niewiarygodne, ale też nie jest tak, że należy im przypisać jakiś nadzwyczajny walor pozytywny. Dowodzą tego liczne procesy lustracyjne. W szczególności nie jest tak, że są one wiarygodne tylko wtedy, gdy dotyczą przeciwników politycznych.


Galeria:
Kontrowersyjny wyrok