Między Jackiem Michałowskim, nominowanym przez Bronisława Komorowskiego szefem Kancelarii Prezydenta, a jedną z urzędniczek doszło do nieprzyjemnego zgrzytu. Z ustaleń „Wprost” wynika, że Michałowski usłyszał od niej, że nie ma moralnego prawa do pełnienie swojej funkcji.
Doszło do tego kilka dni temu podczas spotkania z urzędnikami zorganizowanego przez Michałowskiego. - Co pan tu właściwie robi? Pan nie ma moralnego prawa do pracy w tej kancelarii! – wybuchła nagle jedna z urzędniczek zatrudnionych jeszcze przez tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według naszych informacji, Michałowski speszył się i zakończył spotkanie. W rozmowie z "Wprost" nie chce wracać do tamtego zdarzenia. – Takie reakcje nie mogą być dla mnie miłe, ale rozumiem te emocje. Smutek musi przecież znajdować jakieś ujście – mówi nam nowy szef Kancelarii Prezydenta.
Z naszych ustaleń wynika, że poza tym incydentem współpraca między Michałowskim układa się bez zarzutu. – Trzeba przyznać, że jest taktowny, chyba czuje niezręczność swojego położenia – twierdzi jeden z urzędników związanych z Lechem Kaczyńskim. Bronisław Komorowski już w sobotę, kilka godzin po katastrofie, zapowiedział nominację Michałowskiego. - Było mi trochę przykro, że pan marszałek z góry założył, że ja nie jestem osobą godną zaufania. Na pewno ten pośpiech był niepotrzebny – skomentował tę decyzję w "Sygnałach Dnia" wiceszef kancelarii Jacek Sasin.
Więcej w artykule „Walka z mitem" w najbliższym numerze tygodnika „Wprost"