Straszne nianie

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Godzinami rozmawiają przez telefon, wyjadają zapasy z lodówki, a nawet upijają się w godzinach pracy. Spora część polskich niań jest zupełnie nieprzygotowana do pracy z dziećmi. I z pewnością nie zmieni tego podpisana właśnie przez prezydenta ustawa żłobkowa.
Potwierdza to Maria, mama dwuletniej Heli, która zmieniła już trzy opiekunki. Tylko jedna z nich miała właściwe podejście do dziecka, ale za to luźne podejście do pracy; spóźniała się i zmieniała grafik w ostatniej chwili. Ostatnią zwolniła po drugim dniu obserwacji. – Decyzję podjęłam po tym, jak zobaczyłam, że Hela je jabłko i rączki wyciera o niedokładnie umytą pupę. Niania nie miała podstawowej wiedzy o higienie, nie mówiąc już o kompetencjach pedagogicznych – opowiada Maria.

Jak wynika z raportu portalu Niania.pl, polskie opiekunki zazwyczaj pracują na czarno. Wszystko dlatego, że rodziców odstraszają wysokie koszty legalnego zatrudnienia ich i związane z tym biurokratyczne procedury. Wyciągnąć nianie z szarej strefy ma przygotowana przez rząd tzw. ustawa żłobkowa, którą w zeszłą środę podpisał prezydent Komorowski. Przewiduje ona m.in., że rodzice nie będą już musieli zapewniać opiekunkom szkoleń BHP ani rejestrować czasu ich pracy. Wystarczy, że zawrą z nimi umowę-zlecenie, a potem zgłoszą je do ZUS, który opłaci im składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Wprawdzie liczone
tylko od minimalnej pensji, która w tej chwili wynosi 1383 zł brutto, ale rząd ma nadzieję, że taka zachęta skłoni około 50 tys. opiekunek do wyjścia z ukrycia. Sęk w tym, że często samym nianiom nie zależy na legalnym zatrudnieniu. – Rynek opiekunek w Polsce zdominowany jest przez dwie grupy: studentek i emerytek – opowiada Dorota Kmiecik, która prowadziła firmę pośredniczącą w zatrudnianiu niań. – A żadnej z tych grup nie zależy na składkach do ZUS.

Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 28 lutego