Dość! Ani kroku dalej!

Dość! Ani kroku dalej!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (fot. WhiteSmoke Studio) 
Politycy PiS, z liderem tej partii na czele, metodycznie demolują akurat to, co w prezydenturze Lecha Kaczyńskiego warte było docenienia i uszanowania.
PiS i sieroty po PiS spierają się o dziedzictwo po Lechu Kaczyńskim. Nigdy jednak nie wyjaśniły precyzyjnie, o co konkretnie się spierają. O jakieś konkretne dokonania? Które? O jakąś polityczną wizję? Jaką? O coś więcej niż amorficzną, bo niemającą praktycznego oblicza ani realnych skutków konstrukcję „twardego stawiania polskich interesów"? Jeśli w tamtej prezydenturze było coś, co zasługuje na zapamiętanie, to pewien elementarny szacunek Lecha Kaczyńskiego dla odmienności, różnic, szerzej – dla ludzi.

Przykłady. Lech Kaczyński o stosunkach polsko-żydowskich: „Tysiącletnia obecność narodu żydowskiego na ziemiach polskich spowodowała szczególne więzi między naszymi narodami". O Kaszubach: „Nikt, moi drodzy, nie chce, abyście nie byli Kaszubami, abyście nie kultywowali swojej tradycji". O autonomicznych dążeniach na Śląsku: „Popieram małą ojczyznę, ale ta ojczyzna nie może wykraczać poza tę dużą, czyli Polskę”. Uderzające są te wypowiedzi o Kaszubach i Ślązakach w zestawieniu z wypowiedziami Jarosława Kaczyńskiego o Tusku, co to za bardzo demonstruje swoją kaszubskość i o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”.

A sprawa stosunków polsko-żydowskich? Prezes PiS czeka na wyjaśnienia pięciu parlamentarzystów w sprawie ich uczestnictwa w kongresie pana Kobylańskiego, na którym doszło do antysemickiego sabatu i w czasie którego obrażano jego brata. To ja prezesowi sam wyjaśnię. Kandydatem, którego Kobylański poparł w ostatnich wyborach prezydenckich, był zwierzęcy antysemita, a sam Kobylański właśnie powiedział, że w polskim parlamencie jest tylko 30 proc. Polaków, po czym wezwał do sprawdzania pochodzenia wszystkich kandydatów. Ta piątka doskonale wie, kogo odwiedziła. Najwyraźniej im to nie przeszkadzało. Prezes mówi, że ich miejsca na listach wyborczych są zagrożone. Zagrożone? Dobrze słyszę? Znalezienie się tych ludzi na listach PiS byłoby hańbą dla tej partii. Widok senatora Bendera siedzącego sobie wygodnie, gdy opluwany jest Lech Kaczyński, a zaraz potem Żydzi, i dwie minuty później zaśmiewającego się od ucha do ucha – bezcenny. Hołdy senatorów PiS składane panu Kobylańskiemu na antenie Radia Maryja – też bezcenne. Teraz ich miejsca na listach wyborczych PiS są zagrożone? No to są w tej partii standardy, Bogu dzięki.

Czy po tym wszystkim prezes i jego ludzie nadal będą wizytowali to prawdziwie polskie medium? Ojciec dyrektor w swoim czasie ohydnie obrażał Lecha Kaczyńskiego i jego żonę. Dlaczego prezes nigdy na to nie zareagował? Bo jak obraża Palikot, to źle, a jak Rydzyk, to nie ma sprawy? Czy więc o obronę pamięci byłego prezydenta idzie, czy o zimną, cyniczną kalkulację? Jarosław Kaczyński, co potwierdza także jego zeszłotygodniowy wywiad dla „Wprost", swojego brata po prostu bardzo kocha. Tym smutniejsza wydaje się ta kalkulacja.

W najnowszym, pokazywanym w telewizji spocie PiS wzywa, byśmy dokończyli „dzieło Lecha Kaczyńskiego". Gdy wczytać się w „Raport o stanie Rzeczypospolitej", gdy wsłuchać się w wypowiedzi samego prezesa, można odnieść wrażenie, że PiS to dzieło wykańcza. Ilość niedorzeczności i oczywistych bredni w tym raporcie jest przerażająca. Czy to wszystko w ramach dokańczania dzieła? Skoro wyborcom PiS to nie przeszkadza – ich sprawa. Nie widzę jednak żadnego uzasadnienia, aby cały naród – podobnie jak prezes ja się tego słowa nie boję – był zakładnikiem jego fobii i aby non stop ulegał wstrętnemu emocjonalnemu szantażowi.

Nie ma powodu, by przed Pałacem Prezydenckim stawiać pomnik Lecha Kaczyńskiego. Polska niemal zawsze jest niesprawiedliwa dla żyjących, a często jest niesprawiedliwa także wobec zmarłych. Ale akurat byłemu prezydentowi dała tyle, ile mogła, z wynikającym z traumy po katastrofie naddatkiem. Ma już Lech Kaczyński swój pomnik. Spoczywa między największymi herosami naszej historii. Mało?

Swego czasu Jarosław Kaczyński powiedział, że krzyż pod Pałacem to substytut pomnika pod Pałacem. Czasem można odnieść wrażenie, że pomnik pod Pałacem to substytut prezydentury Jarosława Kaczyńskiego, a sam Lech Kaczyński to dla niektórych substytut politycznego oręża. Można pamięci o nim używać jak krzyża sprzed Pałacu – do okładania wroga po głowie. Zasłużył Lech Kaczyński na znacznie więcej niż używanie go do dalszego szczucia Polaków na siebie i do dalszego utrzymywania Polski w stanie wojny, którą to wojnę według Jarosława Kaczyńskiego w Polsce mamy. Wie, co mówi. Owszem, mamy. Przecież sam ją wywołał.

Szantaż emocjonalny ze strony PiS nie ma granic ani końca. Żadne ustępstwo nie będzie tu wystarczające. Dlatego z założenia nie można ulegać. Warto natomiast z szacunkiem odnosić się do tego, co Lech Kaczyński po sobie wartościowego zostawił. Trzeba to ocalić. Już nie przed Palikotem, ale przed Jarosławem Kaczyńskim i jego partią.