Dreamlinery, pomoc publiczna i perspektywy na przyszłość. Co dalej z LOT?

Dreamlinery, pomoc publiczna i perspektywy na przyszłość. Co dalej z LOT?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Boeing 787 dreamliner należący do LOT-u (fot. mat. pras. LOT)
Rozmowa z Leszkiem Chorzewskim, byłym rzecznikiem prasowym PLL LOT i obecnym szefem komunikacji Aeroklubu Polskiego, o obecnej sytuacji narodowego przewoźnika, ekonomicznym podcięciu skrzydeł i perspektywach linii na przyszłość.
Ostatnio mówi się o tym, że LOT powoli zaczyna poprawiać swoje wyniki. Czy jest to efekt jakichś gwałtownych zmian, które zostały wprowadzone w Locie przez obecną ekipę?

To, że LOT poprawia swoje wyniki, nie jest kwestią jakichś rewolucyjnych zmian, tylko czasu, który nastąpił po tym, co zostało zrobione jeszcze za czasów Marcina Piróga. Wtedy został podjęty cały szereg decyzji, które są kontynuowane konsekwentnie przez nowy zarząd firmy. Musiał po prostu zadziałać efekt czasu. Dotyczy to również pomocy publicznej, która została firmie udzielona. Żeby jej efekty były odczuwalne i policzalne, również musiał upłynąć szereg miesięcy. Podobnie było z decyzją o likwidacji niektórych połączeń. Została ona podjęta jeszcze za czasów pana Piróga. Obecna ekipa postanowiła na szczęście rozsądnie kontynuować politykę poprzedników, wzbogacając ją o swoje rozwiązania. Cały rdzeń pomysłu na odbudowę LOTu pochodzi jednak  z czasów Marcina Piróga.

Styl tych działań według wielu pasowałby bardziej do pana Mikosza, który kojarzony jest z twardymi rządami. Ostatnio głośno jest o referendum strajkowym związków zawodowych LOTu. O takich rzeczach nie było słychać za czasów pana Piróga.

Piróg i Mikosz to dwie zupełnie różne osobowości, chociaż obaj są twardymi graczami. Za czasów Piróga, tak, jak obecnie, też było prowadzone referendum strajkowe przeciwko ograniczeniom beneficjów, jakie przysługiwały na przykład załogom pokładowym. Pirógowi udało się jednak opanować zaognioną sytuację i rozładować spór. Tak więc obaj prezesi wykonują de facto tę samą robotę, tylko na Piróga spadła konieczność podjęcia trudnej decyzji o ubieganie się o pomoc publiczną, a to z powodów politycznych kosztowało go posadę, gdyż nie była to decyzja popularna i łatwa.

Czyli pomoc dla LOTu nie jest pokłosiem tego, że linia się przeliczyła zamawiając nowe samoloty, jak to widzi część opinii publicznej?

Pod koniec lata 2012 roku finanse LOT-u rosły. We wrześniu nastąpiło załamanie rynku i dlatego LOT dramatycznie ograniczył swoje wpływy. Był to między innymi opóźniony "efekt OLT Express", który kosztował LOT ponad 30 mln zł. OLT zmarnował pewien potencjał – był autentycznym szkodnikiem rynkowym. Nie miał szansy przetrwać i zepsuł rynek przez stosowanie dumpingowych cen, które namieszały ludziom w głowach. Uwierzyli, że można lecieć za złotówkę i to jest ok. Natomiast całkowicie nie mogę się zgodzić z tym, że właściciel, czyli ministerstwo Skarbu Państwa, zostało zaskoczone sytuacją LOT-u i jego oczekiwaniami.  Plan udzielenia pomocy publicznej był przez szereg tygodni w Skarbie przygotowywany. Późniejsze wypowiedzi w stylu " ja nic nie wiedziałem" urągają prawdzie. Na potwierdzenie tego, że do końca lata 2012 roku sytuacja LOT-u wyglądała zupełnie inaczej mogę powiedzieć, że zakładano wtedy uruchamianie kolejnych połączeń długodystansowych na Dreamlinerach. Były już nawet przymiarki do konkretnych destynacji na które, z tego, co pamiętam, składały się miedzy innymi Tokio i Seul. LOT, budując nowy produkt w oparciu o samolot, chciał stać się kolejnym dużym rozgrywającym na tym rynku, bo miał wreszcie porządną ofertę dla biznesu, czyli dla tych, którzy zostawiają najwięcej pieniędzy w liniach lotniczych. Niestety, pomoc publiczna wymagała od LOT-u między innymi ograniczenia siatki połączeń o jakieś 15%. Inwestycje musiały być odroczone, a zakup nowych samolotów lub uruchomienie nowych połączeń mogłyby być wykorzystane przez innych przewoźników jako zarzut, że LOT prowadzi nieuczciwą konkurencję. Zatem zahamowanie ekspansji linii na Wschód było tak naprawdę nieuniknione w obecnej sytuacji LOT-u. Wielka szkoda, bo ruch w tamtym kierunku zaczął się naprawdę dobrze rozwijać.

Osoby niezwiązane z lotnictwem i nie śledzące wydarzeń związanych z LOTem mogą odnieść wrażenie, że to, co dzieje się w firmie jest nieco chaotyczne, jeśli na przykład zestawi się zakup Dreamlinerów z ich leasingowaniem Finnairowi, czy, jak się ostatnio mówi Eurolotowi, oraz z przyznaną pomocą publiczną. Można pomyśleć, że pewne działania nie były do końca przez firmę skoordynowane.

Firma poszukuje nowych możliwości i pracy dla ludzi i sprzętu. Jest to plan, który został zatwierdzony i wdrożony. Natomiast nowością są doniesienia o możliwości o przesunięcia dwóch Dreamlinerów, które LOT otrzyma, do Eurolotu w związku z tym, że LOT nie może otwierać nowych połączeń do końca przyszłego roku. Te samoloty mogłyby być przekazane do Eurolotu w wet leasie, czyli w leasingu wraz z załogą. Mogłyby latać w barwach Lotu, choć pod kodami Eurolotu, na jakichś nowych połączeniach długodystansowych. W grę wchodzą między innymi połączenia azjatyckie i być może powrót do Newark w USA.

W ostatnim czasie dużo się dzieje na linii związki zawodowe LOTu – Zarząd. Władze spółki podjęły między innymi decyzję o nieuzależnianiu płacy od stażu, jak to miało miejsce do tej pory. Związkowcy nie chcą na to przystać.

Środowisko pilotów jest bardzo wpływową grupą w LOT. Tym, co bardzo krępuje środowisko jest tzw. lista starszeństwa. Piloci bronią jej jak niepodległości. Przez to osoby które wchodzą do firmy zaczynają od stosunkowo niskiego poziomu wynagrodzenia. Tymczasem LOT również w tym zakresie musi się zmodernizować. Związkowcy uważają, że są dobrem wyższego rzędu w firmie i bardzo często lekceważą to, że firma w danej sytuacji musi dosyć plastycznie reagować na potrzeby rynku. Co nie znaczy jednak, że ma ona bezkrytycznie przejmować pewne rozwiązania obecne na przykład w tanich liniach. Są pewne standardy, które należy szanować. Piloci walczą o swoje, ale muszą pamiętać, że gdyby LOT upadł to ich los nie będzie wcale łatwy. Nie wszyscy są gotowi szukać pracy na końcu świata.

Jak Pan widzi przyszłość LOT-u?

Dzięki temu, że wdrażana jest reforma i ograniczane są koszty, LOT przetrwa moment "spadku formy”. Uważam też, że wszystkie enuncjacje mediów na temat tego, że Komisja rozważa, czy uznać przyznaną LOT-owi pomoc publiczną, to jedynie PR, który umożliwi niektórym późniejsze wypięcie piersi do medali i mówienie: "Patrzcie, to ja uratowałem LOT”. Jestem pewien, że ta pomoc zostanie przyznana. W związku z tym, LOT przetrwa najbliższe półtora roku przygotowując nową strategię na kolejne lata; poprawi swój wynik, na pewno przygotuje również strategię wdrażania samolotów średniej wielkości, czyli albo Airbusów 320neo, albo Boeingów 737 Max. LOT korzysta co prawda z Embraerów, które mogą pomieścić maksymalnie do 110 osób, ale ma połączenia w Europie – jak choćby z Londynem – na których potrzebuje większych samolotów. Używając mniejszych maszyn po prostu traci rynek. LOT na pewno przejdzie obecny etap "wyczekiwania” i wyjdzie z zamówieniem na samoloty średniej wielkości. Zarys takich planów był już kreślony 2012 roku i myślę, że obecna ekipa będzie chciała podtrzymać te pomysły, gdyż są ekonomicznie uzasadnione. Wierzę, że linia powróci do czasów świetności, tym bardziej, że wbrew powszechnym narzekaniom, społeczeństwo bogaci się i będzie chciało latać coraz więcej. Polski rynek ma ogromny potencjał. Obecnie Polak wykonuje średnio pół lotu rocznie, podczas gdy dla statystycznego Czecha ten współczynnik jest około 3 razy większy. Gdyby przenieść ten poziom na grunt polski, mielibyśmy ok. 70 mln polskich pasażerów rocznie. Potrzeba korzystania z podróży lotniczych będzie coraz większa i to jest szansa również dla LOTu.  

Czy prywatyzacja LOT-u jest najlepszym rozwiązaniem?

Nie sądzę, żeby Państwo w przypadku ewentualnych problemów firmy w przyszłości po raz kolejny było skłonne pompować w nią setki milionów złotych. Będąc firmą państwową, LOT jest trochę spowolniony pod względem zarządzania. Jest zbyt wrażliwy na fluktuacje polityczne, czy naciski różnych grup interesu. Prywatne linie zwykle lepiej dają sobie radę z zarządzaniem, cięciem kosztów itp. Ktoś mógłby jednak odwołać się do wartości strategicznej, jaką przedstawia linia będąca własnością skarbu państwa, w momencie gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej i gdy np. zachodzi potrzeba ewakuacji ludzi. LOT wielokrotnie brał udział w ewakuacji Polaków z różnych zakątków świata. Kto jak nie LOT miałby to robić? Firmy lowcostowe? Myślę, że w przyszłej umowie prywatyzacyjnej warto zatroszczyć się o takie pozycjonowanie LOT-u by pozostał on dalej firmą strategiczną dla państwa polskiego.