Disco polo wkracza na salony

Disco polo wkracza na salony

Dodano:   /  Zmieniono: 
ZDJĘCIE: TOMASZ RADZIK/SE/EAST NEWS
Mainstreamowe media zabiegają dziś o gwiazdy gatunku disco polo, który jeszcze niedawno był uważany za szczyt obciachu.

Osobowość roku to postać barwna, nieprzeciętna, podążająca swoim torem, niekrępująca się być sobą i walczyć o swój styl. Takie indywidualności kształtują świat – tłumaczy organizator gali Osobowości i Sukcesy. Statuetkę dla Osobowości Roku 2014 w muzyce odebrał Radosław Liszewski z zespołu Weekend. Ten sam, który swoim przebojem zaraził całą Polskę i zajął 17. miejsce na liście 100 najpopularniejszych piosenek na świecie według serwisu YouTube. Razem z nim statuetki odebrały m.in. takie osobistości jak Maria Czubaszek, Jerzy Połomski, prof. Michał Kleiber i Władysław Kozakiewicz.

Tym sposobem disco polo stanęło ramię w ramię na jednej scenie z wybitnym piosenkarzem, topową pisarką i inteligencką elitą. Tym samym zwiastując nową erę, w której za sprawą mediów muzyka chodnikowa będzie wśród, a nie jak dotąd obok nas.

MUZYKA DLA MAS

– Muzyka disco polo nie ma skąd wracać. Ona była, jest i będzie – odpowiada Radosław Liszewski na tytuły nagłówków prasowych, które wieszczą wielki powrót disco polo. I zapewnia: – „Ona tańczy dla mnie” zrobiła dobrą robotę. Połączyła pokolenia i zatarła przepaść między muzycznymi światami. Jego zdaniem tylko ludzie o wąskich horyzontach dzielą muzykę na tę z miasta i tę ze wsi. Dziś ten podział nie istnieje. Nocne kluby w największych miastach, również w stolicy, pękają w szwach, a na koncerty gwiazd disco polo ustawiają się kilkusetmetrowe kolejki. Choćby w dyskotece Explosion na warszawskim Gocławiu, gdzie od lat koncertują gwiazdy gatunku, a klub za każdym razem wypełnia ponad dwa tysiące osób. – Disco polo zdobyło szacunek publiczności i wybitnych artystów z najwyższej półki. Jesteśmy na równi i z uznaniem podajemy sobie rękę – kwituje Liszewski. Kiedy rok temu teledysk do rzeczonej piosenki w ciągu kilku dni odnotował miliony wyświetleń na YouTube (do dziś obejrzało go niemal 80 mln internautów), inteligenci łapali się za głowy, a media i producenci zacierali ręce z zadowolenia. Kiedy ci pierwsi utyskiwali nad upadkiem kultury polskiej, ci drudzy uruchamiali na nowo wielką machinę biznesu.

Wróćmy do przeszłości. Pamiętamy program telewizyjny „Disco Relax” nadawany przez nowo powstałą wówczas telewizję Polsat. Szerokim echem odbiła się także Gala Piosenki Chodnikowej w Sali Kongresowej poprowadzona przez Janusza Weissa. Nie byłoby disco polo bez Sławomira Skręty, właściciela wytwórni Blue Star, która w latach 90. masowo produkowała gwiazdy. To Skręta wymyślił nazwę disco polo, szukając polskiego odpowiednika włoskiej nazwy italo disco. Nazwa „piosenka chodnikowa” utarła się sama, od metody kolportażu kaset magnetofonowych, potem płyt, które zalewały bazary i stoiska ustawione na chodnikach.

Wkrótce największa wytwórnia disco polo się rozpadła, a media wyparły się związków z prostą, skoczną muzyką dla mas (żeby nie napisać – dla plebsu), udając, że socjomuzyczny trend nie istnieje i nigdy ich nie dotyczył. Minęły 22 lata i na ekranach telewizorów znowu oglądamy teledyski topowych wykonawców z lat 90. Są wśród nich: Bayer Full, Boys, Top One, Classic, Shazza, Milano czy Akcent oraz wielu młodych, dla których klasyka gatunku to wzór. Furorę robi też zespół Bracia Figo Fagot z hitem „Bożenka”, który pod maską pastiszu gra rasowe disco polo, porywając na parkiet nie młodzież wiejską, lecz studentów wyższych uczelni. Warto przypomnieć, że przed laty też Marek Kondrat, chcąc zażartować z modnego wówczas nurtu, przypadkiem stworzył ponadczasowy hit, ikonę gatunku, czyli „Mydełko Fa”.

W RYTMIE HITÓW

Dziś brzydkie kaczątko stało się znowu kurą znoszącą złote jaja. 42 tys. widzów na minutę – tyle wynosi oglądalność stacji telewizyjnej Polo TV, co daje jej status najpopularniejszej stacji muzycznej w Polsce. W zeszłym roku zebrała 250 mln zł z reklam, chociaż rok wcześniej było to tylko 18 mln. Jeszcze trzy lata temu wpływy z reklam w Esce TV wynosiły 90 mln zł, a rok później ponad 260 mln zł.

Za tym ostatnim sukcesem stoi Zbigniew Benbenek, główny udziałowiec holdingu Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych SA, należących do grupy radiowej Time, czyli m.in. Radia Eska, które pierwsze zdecydowało się puszczać na antenie przeboje disco polo. Benbenek jest też założycielem wytwórni muzycznej Lemon Records, która w ostatnich latach przekwalifikowała się z szeroko rozumianej muzyki dance właśnie na disco polo i w ostatnich latach sprzedała 7 mln płyt. Idąc za ciosem, również stacja radiowa Vox FM zmieniła profil i dziś z dopiskiem „Vox FM. W rytmie hitów” bez skrępowania uzupełnia repertuar o polską piosenkę biesiadną. Polsat, który przed laty, pod presją powstałej telewizji TVN, która przejawiała ambitne zakusy na wielkomiejskiego widza, zdjął „Disco Relax” z anteny, wraca do korzeni. Dwa tygodnie temu otrzymał koncesję na nowy kanał Disco Polo Music, który ma wejść na antenę jesienią tego roku i stać się silną konkurencją dla już istniejących kanałów o takiej tematyce.

NIGDY Z PLAYBACKU

Z sondaży wynika, że nawet 40 proc. Polaków słucha disco polo. Nie dziwi więc, że programy dla takich odbiorców są lustrzanym odbiciem tych modnych, puszczanych w mainstreamie. Np. w telewizji Polo TV możemy obejrzeć program kulinarny „Kuchnia polowa”, gdzie takie gwiazdy jak Piotr Kobyliński z zespołu Impuls, Jerzy Szuja z zespołu Jorgus i Justyna Mosiej, wokalistka zespołu Buenos Ares, gotują ulubione dania w rytmie piosenek disco polo. W programie Viva Polska oprócz magazynu „Disco ponad wszystko” obejrzymy show „Łowy króla disco” prowadzony przez Tomasza Niecika, który po sukcesie piosenek „Cztery osiemnastki”, „Król Disco” czy „Tutti Frutti” okrzyknięty został nowym królem disco polo. Sławomir Świerzyński z zespołu Bayer Full wraz z córką Nikolą w stacji TV Disco prowadzą program „Koncert życzeń” – jeżdżą po Polsce, odwiedzając z kamerą domy swoich fanów. Jesienią natomiast Świerzyński ma prowadzić program „Biesiada” w polsatowskiej telewizji Disco Polo Music. Na naszych oczach media wyciągają z enklawy, formują, uczą obycia i wypychają na czerwony dywan kolejnych celebrytów.

Radosław Liszewski sam nie wie, czy od premiery piosenki „Ona tańczy dla mnie” już stał się celebrytą. Wie na pewno, że ma wszelkie narzędzia, żeby nim zostać, są też ludzie, którzy go do tego namawiają. – Byłem na okładkach wszystkich kolorowych pism, w brukowcach i telewizjach śniadaniowych. Przez rok udzieliłem setki wywiadów, również z żoną i dziećmi. Dostaję propozycje reklamowe i zaproszenia na gale. Nie bywam na nich, bo nie mam czasu. Ale czy jestem celebrytą? Jestem sobą i robię swoje.

Świerzyński też nie czuje się celebrytą, choć zdaje sobie sprawę, że w muzyce disco polo wciąż nie ma sobie równych. Na polskim rynku sprzedał 16,5 mln płyt. – Zawstydza mnie i rozczula, gdy piękna dziewczyna w wieku mojej córki bierze autograf i skrada mi buziaka. Przecież ja kiedyś grałem dla jej ojca i matki, a dziś jej pokolenie śpiewa nasze hity na koncertach – opowiada Świerzyński. W jego zespole też czuć powiew młodości. Do ojca, oprócz córki Nikoli, dołączyło dwóch synów lidera i próbują sił w wokalu. Jak się dziś czuje senior, kiedy szturmem wraca na ekrany telewizorów, a propozycje prowadzenia programów sypią się jak z rękawa? – Przez te wszystkie lata występowałem i grałem koncerty. To dobrze, że media znów chcą nas puszczać, ale nie jestem obrażony za lata ciszy w eterze. Jeśli jesteś dobry, nie musisz się bać – mówi i zaprasza na letni festiwal piosenki disco polo w Kobylnicy. Darmowa impreza organizowana od dwóch lat nie dla zysku, ale w celu promocji tego gatunku muzyki, ściąga 30 tys. fanów. Czyli tyle samo, ile ambitny Coke Festival. Różnica? – Ręczę głową, że na scenie nikt nie zaśpiewa z playbacku. Promujemy starą szkołę muzyczną. Albo umiesz śpiewać na żywo, albo nie wychodź do tak licznej publiczności – postuluje Świerzyński, koordynator imprezy.

NÓŻKA SAMA CHODZI

Ponad misją szerzenia wyższych wartości i kształtowania ambitnych gustów Polaków stanęła dziś czysta kalkulacja, uważa prof. Wiesław Godzic, kulturoznawca z SWPS. – Do niedawna media świadomie wpychały ten nurt do getta, bo się źle kojarzył i po prostu się nie opłacał. Dziennikarze z wyższością krytykowali artystów disco polo. Dziś wiodące media komercyjne poczuły wiatr w żaglach, czyli pieniądze, jakie może przynieść liczna grupa docelowa, i zmieniły front. A dziennikarze muszą odszczekać wcześniejsze obelgi – komentuje. I rzeczywiście. Po spektakularnym sukcesie zespołu Weekend rzadko kto odważy się na antenie wyśmiewać twórczość chodnikową.

– Media są w kryzysie. Będą ciągnąć za uszy i promować każdego, kto da im odbiorcę – uważa Karolina Korwin Piotrowska. – Opiniotwórczy dziennikarze rozmawiają z liderami zespołów disco polo, ale wyraźnie widać, że czują wobec nich wyższość. Patrzą z góry, nie doceniają, że to są gwiazdy. A oni są przecież prawdziwymi gwiazdami – dodaje. Jej zdaniem jak mało kto w show-biznesie zasługują na szacunek i słowa uznania. – Liszewski, Świerzyński i wielu innych z tego rynku to ludzie ciężkiej pracy. Często grają po kilka koncertów dziennie, występują w Polsce, w Europie i na innych kontynentach. Sprzedają koncerty, czego nie można powiedzieć o większości napompowanych beztalenci, nachalnie lansowanych przez media mainstreamowe. Gwiazdy disco polo mają znacznie więcej pokory wobec odbiorcy i swojej pracy, a przy okazji nie są nadęte ani sztuczne. Są autentyczne – kwituje.

Tak jak ich muzyka. Prosta, bez głębi, finezji i uwikłanych emocji. Za to koniecznie z melodyjnym refrenem, który porywa do śpiewu tłumy, łatwo wpada w ucho, a nóżka w rytm sama chodzi. Prof. Godzic definiuje disco polo jako „bunt okolic peryferyjnych przeciwko dyktatowi centrum”. – To muzyka prawdziwa. Prosta, mało ambitna, ale szczera. Przy niej można zrzucić maski nakładane w grupach społecznych czy w pracy i poczuć się wolnym od konwenansów. Te bity to rytm serca, który po dwóch kieliszkach wszyscy przecież czujemy – wyznaje. Jednak przestrzega: – Problem jest wtedy, gdy na tej estetyce muzycznej kończą się nasze horyzonty. Jeśli jednak zabawa przy disco polo jest traktowana jako czysta rozrywka, trochę z przymrużeniem oka, to pochwalam taką formę – mówi. Według profesora bowiem dopiero wobec tej muzyki wszyscy jesteśmy naprawdę równi. – Profesor obok rolnika, pisarz obok mechanika, wszyscy ustawiamy się w tej samej kolejce do weselnego węża. I wszyscy pląsamy, śpiewając „Majteczki w kropeczki”. ■



Tekst ukazał się w numerze 14 /201 4 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.