Jak powinna wyglądać lekcja religii?

Jak powinna wyglądać lekcja religii?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lekcja (fot. yanlev/fotolia.pl) 
Wywoływanie kłótni na temat wycofania religii ze szkół to klasyczny temat zastępczy. Potrzebna jest natomiast inna dyskusja: jak poprawić jakość katechezy. W większości przypadków marną.

Basia idzie za trzy tygodnie do pierwszej komunii. We wrześniu, kiedy trzeba było się w tej sprawie zadeklarować, matka dała jej wybór: jeśli chcesz chodzić na religię tylko dlatego, żeby dostać prezent i białą suknię, to kupię ci to bez okazji. Matka nie chciała, żeby dziecko zmuszało się do Boga dla laptopa. Ale dziewczynka chciała iść do komunii. – Katecheta mówił, że inaczej Bóg się pogniewa i mojej rodzinie stanie się coś strasznego – wyłożyła. Matka chrzestna Basi, katoliczka wierząca i regularnie praktykująca, kiedy usłyszała tę historię, aż krzyknęła: – Przecież Bóg jest miłością, nie wolno straszyć nim dzieci! I postanowiła przyjechać z drugiego końca Polski, żeby przygotować dziewczynkę do ważnego sakramentu. – Jej katecheta powinien znaleźć sobie inną pracę – mówi wzburzona matka chrzestna.

Z przygotowaniami do tegorocznej komunii zbiegło się też ponowne ożywienie dyskusji o wycofaniu religii ze szkół. Środowisko magazynu „Liberté!” zainicjowało nawet akcję zbierania podpisów pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą w sprawie zniesienia finansowania lekcji religii z budżetu państwa. Temat podchwycili politycy i media. Ale wyniki akcji nie są imponujące: dotąd zebrano zaledwie 2,5 tys. (potrzeba 100 tys.) Nic dziwnego – z badań CBOS z tego roku wynika, że 82 proc. Polaków obecność katechezy w szkołach nie przeszkadza, i wynik ten utrzymuje się od lat na podobnym poziomie. Co więc nie działa? Z jednej strony religia budzi sprzeciw, z drugiej – większości nie przeszkadza. Rozwiązaniem byłoby z pewnością podniesienie jakości nauczania. Dobrze prowadzone lekcje zadowoliłyby wierzących i mogłyby być interesujące dla niewierzących. To jednak wymaga ustalenia, czemu właściwie religia w szkołach ma służyć.

EDUKACJA CZY EWANGELIZACJA

Agnieszka, matka dwójki dzieci w wieku szkolnym, mieszkanka małego miasta na południowym wschodzie Polski, jest wierząca i rozwój duchowy dzieci jest dla niej bardzo ważny. W praktykach religijnych wychodzą daleko ponad niedzielną mszę. Czytają wspólnie Biblię i interpretują ją, wspólnie się też modlą. – Wchodzimy na poziom znacznie wyższy od tego, co proponuje szkolna katecheza – mówi Agnieszka.

Dlatego uważa, że program katechezy w szkole powinien skupiać się na nauce teoretycznej. Na poznawaniu modlitw czy rozmowie o życiu Jezusa. Katecheta szkolny, jej zdaniem, nie powinien ingerować w obszar duchowy jej dzieci, bo nad tym pracuje ona sama. Nie chce, żeby obca i niesprawdzona osoba wchodziła w jej kompetencje. – Ja uczę dzieci, że ich pierwsza matka to Matka Boska, a pierwszy ojciec to Bóg, a ja i mój mąż jesteśmy rodzicami tu na ziemi – tłumaczy. – Kiedy jednak robiłaby to katechetka, której nie ufam, poczułabym się zagrożona. Ta postawa paradoksalnie łączy ją z rodzicami, którzy negują system wartości prezentowany przez Kościół hierarchiczny i prowadzone w szkole rozmowy o katolickim systemie wartości traktują jak indoktrynację ideologiczną. – Chcę, żeby córka poznała Ewangelię, żeby wiedziała, po co idzie do komunii, ale nie chcę, żeby katecheta mówił jej, co ma czuć i myśleć – tłumaczy matka Basi. Denerwuje się, kiedy słyszy, co biskupi mówią o związkach partnerskich czy in vitro. Protestuje, kiedy Kościół recenzuje decyzje parlamentu. Powtarza, że chce żyć w państwie świeckim. Jednak równocześnie chce, żeby Basia miała szansę poznać Boga i w niego uwierzyć. A także poznać chrześcijaństwo. – Chcę, żeby wiedziała, skąd się wzięła – mówi matka Basi.

Dla obu tych matek lekcja religii, która wpływa na rozwój duchowy dziecka, jawi się jako pewne niebezpieczeństwo. Obie, choć mają inne motywacje, chciałyby, żeby w szkole dzieci uczyły się raczej o tym, czego nauczał Chrystus, a nie o tym, co wynika z tych nauk dla współczesnego świata.

– Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czym powinna być nauka religii w szkole – mówi Cezary Gawryś, publicysta katolicki, z wykształcenia teolog i filozof. Przez dwa lata pracował jako katecheta w jednym z warszawskich liceów. Dziś mówi, że to trudne doświadczenie, w którym satysfakcja mieszała się z poczuciem porażki i niemożności. Zauważa, że gdyreligię prowadzono w przykościelnych salkach, traktowano ją jak działanie duszpasterskie, a nie tylko edukacyjne. Bliskość kościoła i ołtarza sprawiały, że uczeń wchodził w sferę sakralną, wdrażał się w praktyki religijne, wyrabiał w sobie potrzebę udziału w liturgii i przynależności do wspólnoty religijnej. Katecheza w szkole nie spełnia tego zadania. Dlatego pomysł częściowego wyprowadzenia religii ze szkół popierają nawet duchowni, tyle że oni mają inne intencje niż zwolennicy świeckiej szkoły. Chodzi im o to, by lekcje te przyciągnęły dzieci do Kościoła. Biskup opolski Andrzej Czaja zaproponował kiedyś, by jedna z dwóch lekcji w tygodniu odbywała się w szkole, a druga w salkach katechetycznych przy kościołach, dodatkowo, nieobowiązkowo. W ten sposób możliwa byłaby autentyczna katecheza dla tych, którzy są na nią gotowi i jej potrzebują. – A lekcje w szkole mogłyby wtedy koncentrować się na przekazaniu wiedzy o religii – dodaje Gawryś. – Mogłyby przyciągać także ateistów, bo wiedza o chrześcijaństwie jest niezbędna do zrozumienia polskiej tradycji i kultury europejskiej. Byłoby ogromną stratą, gdyby młodzież nie rozumiała tych religijnych kontekstów.

Szkolnemu katechecie trudno wyjść poza obszar informacyjny nawet z powodów organizacyjnych. W 25-osobowej klasie są dzieci z rodzin religijnych, takich jak ta Agnieszki, i z takich, w których nawet nie chodzi się na niedzielne msze. Proporcje łatwo sobie wyobrazić, sprawdzając kościelne statystyki. Wynika z nich, że do kościoła chodzi regularnie 40 proc. osób zobowiązanych, czyli deklarujących się jako katolicy. Trudno dla wszystkich stworzyć jednolity program rozwijający w wierze. – Dzieci z rodzin słabo praktykujących, kontestacyjnie nastawione do Kościoła wymagają raczej ewangelizacji, a nie katechizacji – mówi Cezary Gawryś. Z tego punktu widzenia trudno oczekiwać, że szkolne katechezy spełnią cel wychowania członków Kościoła do dojrzewania w chrześcijaństwie.

JAKOŚĆ NAUCZANIA

Równie skomplikowany jest problem jakości nauczania. Kolejny trudny do rozsupłania temat. Najpierw przykłady. Agnieszka opowiada, jak zakiełkowała kontroluje, przed komunią ciągle musieliśmy nosić jakieś karteczki z pieczątkami, jak do urzędu. A ja chciałabym, żeby ksiądz opowiadał im o Jezusie, i to tak, żeby córka żałowała, kiedy lekcja się kończy – wylicza Magda.

Tego samego, oczywiście, można oczekiwać po każdej innej lekcji – żeby była ciekawa i dobrze prowadzona. Jednak w sprawie innych przedmiotów teoretycznie wiadomo, gdzie ingerować, a w sprawie religii – trudno powiedzieć. Do zorganizowania tych zajęć jest zobowiązana szkoła, ale za program, podręczniki i dobór kadr odpowiada Kościół i jego instytucje. Jednak ostatecznie katechetę zatrudnia dyrektor. – Nadzór pedagogiczny prowadzi zarówno dyrektor, jak i Kościół, można zawsze interweniować zarówno u dyrektora, jak i u proboszcza – mówi ks. prałat Jerzy Adamczak, dyrektor wydziału katechetycznego w diecezji kaliskiej. – Współpraca z rodzicami to najlepszy sposób na dobrą katechezę – przyznaje ks. dr Krzysztof Wilk, dyrektor Wydziału

Katechetycznego Kurii Metropolitalnej w Krakowie. Program nauczania reguluje uchwalona przez Konferencję Episkopatu Polski „Podstawa programowa katechezy Kościoła Katolickiego w Polsce”. Na każdym etapie edukacji dziecko ma być wdrażane w kolejne stopnie wtajemniczenia. W pierwszych trzech latach wprowadza się je w sakramenty pokuty, pojednania i Eucharystii. W klasach IV-VI prowadzi się mistagogię, czyli wprowadzenie w tajemnicę wiary. W klasach gimnazjalnych program przygotowuje do rozumienia wiary, w ponadgimnazjalnych – do dawania świadectwa chrześcijańskiego. To, co jest w programie, może być jednak w różny sposób prezentowane na lekcjach. Mówiąc wprost: może być to prezentowane nudno albo ciekawie, intrygująco albo zniechęcająco. – Program należy przemyśleć – uważa Gawryś. – Powinien być atrakcyjny i nowoczesny także dla tych, którzy nie przeszli inicjacji religijnej w domach.

Jego zdaniem warto położyć nacisk na historię religii monoteistycznych, czytanie i analizowanie Biblii, historię sztuki sakralnej. I tego typu wiedzę można oceniać. Tymczasem wystawianie stopni za wiarę to pomyłka. Jednak inni uważają inaczej – w jednej klasie mogą być dzieci bardziej i mniej inteligentne. Te mniej inteligentne mogą być za to bardziej religijne, a dostaną gorszą ocenę. To je zniechęci. Znowu więc warto zapytać: jaki jest cel szkolnej katechezy i czy ma ona rozwijać duchowo czy edukować. Druga sprawa to kadra. Cezary Gawryś wyobraża sobie, że religii uczą profesjonaliści, z powołaniem pedagogicznym, wykształceni religijnie i teologicznie. Gotowi sprostać dialogowi z młodzieżą wychowywaną w kulturze niesprzyjającej Kościołowi. Jest to ważne zwłaszcza w liceum, kiedy młodzież poszukuje przewodnika duchowego. O tym, jak jest w rzeczywistości, opowiada gimnazjalista: – Na religii każdy robi, co chce. Jest głośno jak na przerwie, koledzy chodzą po klasie i pokazują sobie filmiki na YouTubie. Młody ksiądz nie umie nas zainteresować. Czasami myślę, że nas się boi.

Oczywiście są wyjątki, kiedy katecheta umie wywołać dyskusję. Ksiądz dr Krzysztof Wilk z kurii krakowskiej przyznaje, że młodzież bywa trudna, nie zawsze chce i potrafi słuchać katechety. Jednak zadaniem nauczyciela nie jest narzekanie. Młodego ucznia, zdaniem ks. Wilka, trzeba zaciekawić. Wykorzystują także własne doświadczenie wiary, bo samo czytanie katechizmu może nie wystarczyć. Katecheza ma doprowadzić do poznania Chrystusa i do więzi z nim. Dzieci mają trudności ze słuchaniem, są przyzwyczajone do przekazu głównie za pomocą obrazu, a to utrudnia oddziaływanie słowem. – Zadaniem katechetów jest znalezienie nowych dróg i sposobów docierania do młodych ludzi – mówi ks. Krzysztof Wilk. Nauczanie w czasach, kiedy sam fakt bycia osobą duchowną nie budzi należnego respektu, jest z pewnością trudne. Wymaga przygotowania, innego traktowania dzieci przed komunią i licealistów. Zaangażowania i warunków intelektualnych. – Nie każdy ma predyspozycje do tego, żeby być nauczycielem – przyznaje ks. Krzysztof Wilk. – Dlatego wydział katechetyczny poszukuje ludzi z pasją, którym można powierzyć tak odpowiedzialne zadanie. Przygotowanie pedagogiczne w czasie studiów okazuje się niewystarczające. Do bycia dobrym katechetą potrzebne jest jeszcze powołanie.

NIE TYLKO SZKOŁA

Ostatni raz przykład Basi. Jej matka narzeka, że szkoła nie przygotowała córki do komunii. Dziecko nauczyło się klepać paciorki, ale nie ma pojęcia, po co to całe zamieszanie i dlaczego jest ważne. Czuje się rozczarowana katechezą w szkole.

Inna matka, Małgorzata Szarlik-Woźniak, także z Warszawy, z katechetki w szkole jest akurat zadowolona. Przed komunią nie było wykuwania na pamięć, zaliczania ani pieczątek, były ciekawe rozmowy. Jednak Małgorzata zapisała jeszcze swoje córki do grupy w Klubie Inteligencji Katolickiej. Oprócz tego, że świetnie tam się bawią, rozwijają się duchowo. Wybiera wartościowe msze i chodzi na nie w niedziele. I rozmawia z dziećmi o Bogu. Właśnie na tym, jej zdaniem, polega przygotowanie dziecka nie tylko do pierwszej komunii, ale do życia chrześcijańskiego. – Katecheza to tylko jedna ze stron odpowiedzialnych za to – mówi. – Druga, równie istotna, to rodzice. Odpowiadają za rozwój duchowy dziecka, tak jak za jego wychowanie. Nie łudźmy się, że te lekcje religii będą wyjątkowe, to jest tylko element szkoły. Upominanie się o jakość lekcji religii można więc potraktować jak upominanie się o jakość szkoły. I także w tym wypadku największa odpowiedzialność leży w rękach nauczycieli.

RELIGIA ZA GRANICĄ

AUSTRIA. Nauka religii w szkołach państwowych jest obowiązkowa, a jej koszty pokrywane są ze środków publicznych.

NIEMCY. Lekcje religii w szkołach odbywają się w całym kraju, w większości landów można ją zdawać na maturze.

WŁOCHY. Szkolna katecheza jest dobrowolna, ale opłaca ją państwo. W podstawówce uczniowie mają dwie godziny tygodniowo, zaś w szkołach średnich – jedną.

HISZPANIA. Szkoła ma obowiązek zorganizowania lekcji religii, ale to, czy uczeń na nią chodzi, zależy od rodziców.

BELGIA. W szkołach prowadzone jest nauczanie religii jednego z uznanych wyznań lub kurs etyki. Koszt zajęć ponosi państwo, ale rodzice mogą zrezygnować zarówno z katechezy, jak i etyki.

GRECJA. Nauczyciele religii prawosławnej mają status urzędnika państwowego. Koszt ich zatrudnienia ponosi państwo.

FRANCJA. Religia jest przedmiotem pozaszkolnym i odbywać się musi w dniu wolnym od lekcji. Państwo nie może finansować katechezy.

WIELKA BRYTANIA. Nauczanie religii jest obowiązkowe, ale jest to raczej religioznawstwo niż katecheza. Lekcje mają charakter ponadwyznaniowy.

ISLANDIA. Nauczanie religii ma charakter niewyznaniowy, jest raczej wiedzą o różnych wyznaniach i religiach. Równolegle przy parafiach odbywa się kościelna katecheza.