Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Ważą się losy dotacji dla PiS. Minister finansów zagrał na czas, występując do PKW o dokonanie wykładni dotyczącej wypłaty środków finansowych dla partii Jarosława Kaczyńskiego?
Jan Maria Jackowski: Uchwała PKW jest niejednoznaczna, więc daje ministrowi podstawę do takiego ping-ponga. Problem jest głębszy. Według polskiego stanu prawnego, PKW nie ma możliwości przeprowadzenia dochodzenia dotyczącego sposobu wydawania pieniędzy. Bada jedynie sprawozdania finansowe w zakresie czysto księgowym – czy nie ma błędów lub uchybień. Czy np. z właściwego konta były wykonywane przelewy na fundusz wyborczy danego komitetu. Na tym polega ułomność naszych przepisów wyborczych.
Z kolei szef PKW odbija piłeczkę, prosząc o wskazanie podstawy prawnej ministerialnego wniosku. Jak długo potrwa to przerzucanie się pismami?
Sytuacja nie jest jasna, bo uchwała PKW jest sformułowana na zasadzie: „jestem za, a nawet trochę przeciw". Wiadomo, że PiS – na promocję swojego środowiska – korzystał w kampanii z „dopalaczy” finansowych, przewyższających kwoty ujęte w oficjalnym sprawozdaniu, ale co z tego?
Nawet jeśli ktoś za środki zaewidencjonowanie, ale nie zaksięgowane przez komitet dodrukował materiały wyborcze, wykorzystywał podległy sobie aparat państwowy do prowadzenia kampanii – to naruszył prawo, ale, z punktu widzenia PKW, nie ma instrumentu do zbadania tych praktyk.
Rzecznik PiS mówi, że zegar tyka i że termin wypłaty upływa. Ta presja na ministra ma sens?
Minister zdaje sobie sprawę, że jest między młotem a kowadłem. Poza tym nie jest organem badającym zasadność wypłaty tych środków. Owszem, jego ustawowym obowiązkiem jest wykonanie uchwały, ale ona nie jest jednoznaczna. I tu jest pies pogrzebany.
Więc pat. Ten temat zdominuje kampanię prezydencką?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.