Sąd nad Europą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Europejczyk nie jest mądry nawet po szkodzie. Proces Rabeia Osmana Sajeda powinien być gorzką lekcją dla krajów naszego kontynentu – wygląda jednak na to, że ta lekcja nie została odrobiona.
Osman dotarł z Maroka do Europy w latach 90. Jego radykalne wypowiedzi wzbudziły podejrzenia niemieckiej policji (w tym kraju najpierw mieszkał), więc Marokańczyk przeniósł się na Półwysep Iberyjski. Tam już mógł działać bez problemu. Mimo że Niemcy i Hiszpania należą do Unii Europejskiej, nie było między nimi żadnej wymiany informacji. Osman miał więc w Madrycie czystą kartę i mógł działać bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń. Doprowadziło to do zamachów z 11 marca 2004 roku i śmierci 191 osób.

Wydawać by się mogło, że taka nauczka powinna działać na wyobraźnię – przecież wystarczyłoby, żeby niemiecka policja przekazała teczkę Osmana hiszpańskim kolegom, aby skutecznie utrudnić mu życie. Tymczasem część europejskich krajów ciągle nie ratyfikowała umów o wymianie informacji między sobą. Nie ma nawet wspólnej definicji terminu terroryzm! Dodatkowo fatalnie wygląda współpraca z USA – a przecież obywatele tego kraju mogą latać bez wiz do krajów europejskich, podobnie jak mieszkańcy krajów Europy Zachodniej do Ameryki, także ci o arabskich korzeniach.

Brak współpracy to pokłosie bardzo restrykcyjnego myślenia w kategoriach państwa – dla policji krajów europejskich ich świat kończy się na granicy ich państwa. Tymczasem Osman zamach w Madrycie synchronizował z Włoch. Jeśli europejska policja nie zacznie działać tak jak terroryści – czyli z pominięciem granic poszczególnych państw – Al-Kaida i jej podobnych organizacji nie rozbije nigdy. Proces nad Osmanem jest właściwie sądem nad umiejętnością walki Europy z terroryzmem – Europa na razie nie ma żadnych argumentów na swoją obronę.