Nie dajmy się nabrać

Nie dajmy się nabrać

Dodano:   /  Zmieniono: 
Iran Ahmadineżada to partner co do którego trzeba zastosować zasadę ograniczonego zaufania. Bardzo ograniczonego. To, że odbyły się jakiekolwiek rozmowy o niczym nie świadczy. One już nie raz na takim szczeblu się odbywały. Po kilku, czy kilkunastu godzinach okazywało się, że odnosiły raczej skutek negatywny. Usztywniały stanowisko.
Dyplomacja Ajatollahów służy do mydlenia oczu i gry na czas. MAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej) od długiego czasu ostrzega, że sytuacja w Iranie wymknęła się spod kontroli. Odbywające się kilka tygodni temu rozmowy przedstawiciela Unii Europejskiej z Iranem na temat jego programu nuklearnego załamały się. Nie doszły do skutku nawet rozmowy pomiędzy irańskim zastępcą głównego negocjatora nuklearnego Dżawadem Waidim a szefem unijnej dyplomacji Javierem Solaną. Ci dwaj panowie mieli przygotować rozmowy na wysokim szczeblu. Dyplomaci w Wiedniu mówią jednak, że Waidi jak ognia unikał rozmowy na tematy „atomowe", a tymczasem to te kwestie miały być sednem spotkania. Panowie Solana i Waidi pożegnali się i każdy pojechał w swoją stronę.  Tym razem przynajmniej doszło do spotkania. Ale to nic nie musi znaczyć. Kilkanaście dni temu doszło do pierwszego po prawie 30 latach spotkania ambasadorów Iranu i USA. Zaraz po nim ambasadorowie mówili, że rozmowy były konkretne i rzeczowe, a następny miting postanowiono zorganizować po miesiącu. Optymizm nie trwał jednak długo. Kilka godzin później szef irańskiego MSZ Manuczer Mottaki stwierdził, że współpraca w stabilizowaniu Iraku będzie możliwa dopiero wtedy, kiedy Waszyngton przyzna się do błędów i zrewiduje swoją politykę bliskowschodnią. Z kolei ambasador USA zażądał, by Iran przestał finansować, szkolić i zbroić milicje irackich szyitów, które mordują sunnitów, a przy okazji zabijają żołnierzy USA.

No i to by było na tyle, bo żadna ze stron nie spełni oczekiwań partnera. Dodatkowo można być pewnym, że w tym samym składzie do żadnego spotkania nie dojdzie przez długi, długi czas. No bo po co ? Po spotkaniu jedni mówili, że sukcesem jest to, że w ogóle doszło do spotkania, ale bliżsi prawdy są chyba ci, którzy rozmowy irańsko – amerykańskie uznali za porażkę. Nic z nich nie wynikło, nie rozmawiano o sprawach kluczowych, a na koniec spalono mosty.