Karetkę pogotowia – z zespołem ratownictwa medycznego na pokładzie – wezwała córka seniorki. 83-latka przewieziona została wkrótce na szpitalny oddział ratunkowy.
Kobieta została poinformowana, że w ciągu godziny otrzyma telefon z wieściami dot. stanu zdrowia matki. Tak się jednak nie stało. Wykonała więc połączenie m.in. do rejestracji i gabinetu lekarzy. Ale nikt nie podnosił słuchawki. Postanowiła więc stawić się w szpitalu osobiście. Ponownie usłyszała, że ktoś się z nią skontaktuje. Wykonała też telefon do 83-latki, ale ta nie odebrała. Kilka godzin później ponownie zjawiła się na terenie placówki medycznej. Raz jeszcze odwiedziła miejsce następnego dnia – tuż przed pracą. Zapewniono ją, że zostanie powiadomiona o stanie zdrowia bliskiej osoby.
Tak się nie stało – córka 83-latki nie dała więc za wygraną i jeszcze raz pojawiła się w szpitala – tym razem zażądała pilnej informacji o stanie zdrowia kobiety. Gdy rozmawiała z personelem, jedna z osób z obsługi oddziału podeszła do niej i pomogła ustalić, że seniorka „została zabrana przez transport medyczny”. O szczegółach sprawy kobieta opowiedziała redakcji dziennika „Gazeta Wyborcza”.
Warszawa. Śmiertelnie chora pacjentka usłyszeć miała wstrząsające, nieludzkie słowa. Padły ze strony obsługi SOR-u
Jak się okazało, 83-latkę odwieziono do mieszkania. – Trudno mi było w to uwierzyć – relacjonuje wstrząśnięta rozmówczyni „GW”. Udała się więc do lokum, gdzie rzeczywiście zastała matkę – leżała w kurtce na łóżku. – Próbowała ją zdjąć, ale nie dała rady. Była bardzo słaba, nie miała siły, żeby wstać po szklankę wody. Gdybym nie zareagowała, nie wiadomo, ile leżałaby tam w takim stanie – podkreśliła w rozmowie ze „Stołeczną”.
Starsza kobieta opowiedziała córce, jak przez całą noc znajdowała się na korytarzu – na oddziale SOR-u. Była tak osłabiona, że nie mogła zejść z wysokiej leżanki ani odebrać od córki telefonu. W międzyczasie prosiła, by personel podał jej butelkę wody z torebki, ale miała zostać zignorowana. Prosiła też o rozmowę z lekarzem – wtedy od obsługi szpitala usłyszeć miała mrożące krew w żyłach zdanie – nieludzkie zdanie.
– Czego pani oczekuje w takim stadium choroby? Jak się ma taką diagnozę, to się do szpitala nie przyjeżdża, tylko się umiera w domu – opowiada „GW” córka byłej pacjentki jednego ze szpitali w Warszawie.
Szpital zabrał głos
Podczas wizyty wykonano jej kilka badań – pobrano próbkę krwi do analizy, przeprowadzono tomografię komputerową jamy brzusznej (która potwierdziła nowotwór złośliwy), a na SOR-ze stwierdzono u niej ból brzucha. – Mimo że mama była niedożywiona, co było efektem zaburzenia połykania związanego z postępem nowotworu, nie założono jej portu dojelitowego, nie zastosowano płynoterapii. Krwawe, fusowate wymioty, które były głównym powodem decyzji załogi pogotowia o zabraniu mamy do szpitala, zostały zignorowane. Jakby z powodu stanu paliatywnego nie należała jej się żadna pomoc. Personel karetki odwiózł ją do pustego domu jak niepotrzebny mebel. Mama opowiadała, że wielokrotnie prosiła, by powiadomić o jej stanie córkę. Nikt jednak z nią nie rozmawiał, nikt o nic nie pytał – twierdzi córka 83-latki.
Co na to placówka medyczna? Wskazano, że była pacjentka nie kwalifikowała się do hospitalizacji. Gdy stan zdrowia osoby jest na tyle dobra, by mogła ona powrócić do domu, to organizowany jest transport – na to wszystko zgodę wyrazić miała 83-latka. W związku z tym, że jej sytuacja była „stabilna”, to została wypisana ze szpitala. Lekarz zalecił objęcie jej opieką hospicyjną. Jeśli chodzi o niedożywienie, to wskazano, że „trudno mówić o winie szpitala”, bo kobieta przebywała na SOR-ze ok. 17 godzin. Dlaczego nie wezwano jej córki? Ponieważ seniorka o to nie prosiła.
Szpital zapewnia, że wszelkie działania „są prowadzone zgodnie z obowiązującymi standardami postępowania, w poszanowaniu praw pacjenta i jego godności”. Podkreślono jednak, że słowa, które 83-latka miała usłyszeć od obsługi, „nie powinny paść”. Poinformowano też redakcję, że ws. wszczęte zostało „wewnętrzne postępowanie”.
Czytaj też:
Awantura w Hotelu Europejskim. Nożownik zadał cios i uciekłCzytaj też:
Rak jelita grubego. Komu należy się znieczulenie do kolonoskopii?