Dramat seniorów na SOR-ach. „Następnym razem nie dzwoń po karetkę. Ja już nie chcę”

Dramat seniorów na SOR-ach. „Następnym razem nie dzwoń po karetkę. Ja już nie chcę”

Starsza kobieta czeka w poczekalni, zdjęcie ilustracyjne
Starsza kobieta czeka w poczekalni, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock
Godziny w bólu i milczeniu. Tak często wygląda rzeczywistość seniorów na SOR. Zlekceważeni, ignorowani, traktowani jak ciężar, a nie pacjenci w potrzebie. Ich dzieci są pełne poczucia winy i wstydu, że nie zdołały ochronić własnych rodziców.

Tomasz do dziś nie potrafi zapomnieć tamtego dnia. Jego ojciec, pan Władysław, spędził sześć godzin na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, leżąc na wózku. Bez koca, bez informacji, bez cienia empatii ze strony personelu. – W pewnym momencie usłyszałem, jak jedna z pielęgniarek powiedziała do drugiej: „Ten dziadek chyba znowu zasnął. Jak umrze, to nawet nie zauważymy”. Byłem przerażony – wspomina.

Ostatecznie pan Władysław trafił na oddział i opuścił szpital po tygodniu. Panicznie boi się jednak karetek, a w rozmowie ze swoim synem stwierdził, że „w szpitalu człowiek czuje się nikim”.

Tak wygląda codzienność wielu seniorów w polskich szpitalach.

Starsza kobieta na zimnej podłodze. „Już więcej nie dzwoń po karetkę”

Pani Irena, 84-latka z czwartego piętra bez windy, upadła w łazience. Jej córka, Dorota, znalazła ją leżącą w bólu i strachu. Zadzwoniła po karetkę, a starsza pani trafiła na SOR. Tam, siedząc na krześle, czekała sześć godzin, bez posiłku, bez kontaktu z lekarzem. – Tylko patrzyła, jak mijają ją lekarze, pielęgniarki. I w końcu powiedziała mi: „Następnym razem nie dzwoń po karetkę. Ja już nie chcę” – relacjonuje córka w rozmowie z dziennikarką Onetu. Jak zaznacza, próbowała interweniować, ale w odpowiedzi usłyszała, że „nie ma zagrożenia życia” i że trzeba czekać.

Takie sytuacje zdarzają się niepokojąco często – w każdej rodzinie znajdzie się przypadek seniora z nieprzyjemnymi wspomnieniami z SOR.

Z relacji rodzin i personelu wynika, że osoby w podeszłym wieku postrzegane są w systemie jako przypadki z góry przegrane. Za trudne, zbyt skomplikowane, zbyt czasochłonne.

– Starszy pacjent trafiający na Szpitalny Oddział Ratunkowy najczęściej nie jest traktowany jak ktoś w potrzebie, tylko jak ktoś „komu już się kończy” – mówi lekarz internista z 15-letnim doświadczeniem. Dodaje, że tacy pacjenci nie pasują do szybkich diagnoz, nierzadko z problemami z komunikacją i kilkoma chorobami przewlekłymi oraz mnóstwem objawów. W rozmowach z ratownikami przewija się słowo „czasochłonni”.

Czekają w ciszy, bo nie potrafią krzyczeć

Seniorzy, często wycofani, nie potrafią się dopominać o pomoc. Wychowani w czasach, gdy trzeba było „stać w kolejkach i nie narzekać”, siedzą w milczeniu, nie rozumiejąc systemu, który ich przeraża. — Oni są wychowani w innej kulturze. Czekają, aż zostaną zauważeni. A system działa tak, że trzeba się dopominać, żeby w ogóle zaistnieć — mówi pielęgniarka z warszawskiego SOR-u.

Jeśli pacjent nie krzyczy, nie mdleje, nie ma świeżego urazu, staje się niewidzialny. – Na SOR-ze nie ma czułości. Jest selekcja, trochę jak na granicy: „ten do łóżka, ten do domu, ten poczeka” – dodaje medyczka.

Zostawieni sami sobie

Wielu starszych pacjentów trafia na SOR bez opiekunów, bo bliscy muszą iść do pracy. – Regularnie widuję takie porównania, kiedy syn, czy córka wciskają rodzicowi telefon komórkowy w dłoń. „Tata zadzwoni, jak będzie coś wiadomo”. Przykre to – mówi pielęgniarka.

Onet przywołuje historię pani Stanisławy, która została sama na korytarzu po badaniu EKG. Trzy godziny czekała bez opieki. Zauważył ją dopiero ochroniarz. – Zapytał, co tam robi. Podobno odpowiedziała: „Czekam, aż ktoś powie, czy jeszcze żyję”. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czuł się w życiu gorzej niż wtedy, gdy mi to opowiadano. Wiem, że powinienem być tam z nią, dopilnować, żeby się nią zajęto tak, jak należy. Ale musiałem jechać do pracy. mówi jej syn, ze łzami w oczach – opowiada Piotr, jej syn.

„Nie mamy czasu”. Usprawiedliwienie, które boli

Lekarze przyznają: system nie daje przestrzeni na empatię. Doktor Michał mówi jednak, że to nie może być wymówką, by odczłowieczać starszych ludzi. Dodaje, że oni potrzebują rozmowy, zrozumienia, nie tylko procedur. – Studentów nie uczy się odpowiedniego podejścia do pacjentów „60 plus”. To najmłodsze pokolenie przyszłych medyków najchętniej omijałoby ich szerokim łukiem – ujawnia.

W 2030 roku co czwarty Polak będzie miał ponad 60 lat. Doktor podkreśla, że jeśli nic się nie zmieni, każdy z nas – lub nasi rodzice – stanie się kiedyś takim „niewidzialnym pacjentem”, który ma czekać. Czasami jednak może nie mieć czasu, by się doczekać.

Czytaj też:
Przez 12 godzin umierał na SOR. Wstrząsająca relacja rodziny
Czytaj też:
Od lipca sanatorium bardziej dostępne. Ministerstwo uprościło procedury

Opracowała:
Źródło: Onet.pl