Facebook się kończy?

Facebook się kończy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Facebook wart 50 mld dolarów? Według "nieoficjalnych informacji" amerykańskich mediów na taką kwotę wycenił serwis bank Goldman Sachs, przygotowując się do zainwestowania weń nawet 450 mln dolarów. Fakt, że bankierzy z matecznika spekulantów namierzyli biznes Marka Zuckerberga może świadczyć o tym, że... koniec serwisu jest już blisko.
Dziś wszyscy wierzą, że Mark Zuckerberg to geniusz, który sprawi, że Facebook przez wiele lat będzie stałym elementem krajobrazu internetowego. Zaraz, zaraz... Stały element w Internecie, czyli na najszybciej ewoluującym rynku świata? Fani Facebooka będą być może zaskoczeni, ale istnieją poważne przesłanki, by sądzić, że już w 2015 r. z Facebooka korzystać będą jedynie nonkonformiści i miłośnicy stylu vintage. A kto wie - być może serwis nie będzie już w ogóle funkcjonował. I bynajmniej nie chodzi o spisek spekulantów z Wall Street. Facebook po prostu nie będzie w stanie zarobić tylu pieniędzy, ilu oczekują od niego inwestorzy. Co więcej, jestem skłonny zaryzykować tezę, że już teraz Zuckerbergowi brakuje ich na utrzymanie i rozwój serwisu.

Szacuje się, że Facebook zanotował w zeszłym roku ok. 2 mld dolarów przychodów i ok. miliarda dolarów zysku. To brzmi imponująco, ale tylko jeśli nie wiemy, że wartość udziałów wszystkich akcjonariuszy serwisu to ok. 23 mld dolarów. Rodzi się natychmiast pytanie: dlaczego tak wiele warte są udziały relatywnie małej firmy (Microsoft ma dla przykład prawie 70 mld przychodów)? Ortodoksyjna odpowiedź brzmi: Facebook to 600 mln ludzi połączonych w globalnej sieci, którzy stanowią świetny target dla reklamodawców. Wartość serwisu będzie rosła wraz z liczbą użytkowników i firm, które zdecydują się zamieścić na nim swój profil pełniący reklamowe funkcje. Przewaga reklamy na Facebooku nad innymi jej nośnikami? Nie jest natrętna i w zasadzie w niczym nie przypomina tradycyjnej - profil danej firmy jest 'polecany' użytkownikom przez ich wirtualnych znajomych. Przypomina to raczej pocztę pantoflową.

Pytanie tylko, czy przekonanie do zarobkowych możliwości Facebooka jest zasadne? Serwis istnieje już siedem lat, ale wciąż stosunek pieniędzy weń zainwestowanych do osiąganych przychodów jest niezadowalający. Firmy, które płacą Zuckerbergowi za jakąś formę obecności na Facebooku robią to pchane raczej siłą wiary w przyszłe korzyści i rozwój serwisu niż faktycznie osiąganymi korzyściami. Wiara to zresztą na razie jedyne paliwo dla Facebooka.

Sam Zuckerberg to prawdopodobnie przypadek gwiazdy jednego przeboju. Przez 7 lat nie zaoferował swoim użytkownikom niczego naprawdę nowego, nie wprowadził żadnego przebojowego produktu, który potwierdzałby przekonanie o skali jego geniuszu. To sprytny i sprawny programista, ale czy rzeczywiście płodny umysł? W końcu nawet samą ideę Facebooka 'pożyczył' od kolegów.

Najlepszy dowód, że coś jest nie tak z Facebookiem to odsuwanie w czasie wejścia serwisu na giełdę. O tym, że pieniędzy mu potrzeba świadczy ciągłe poszukiwanie inwestorów, a przecież wejście na giełdę to łatwy sposób ich pozyskania. Tym bardziej, że obecnie każdy kupiłby jego akcje w ciemno. Co powstrzymuje Zuckerberga od decyzji o giełdowym debiucie? Może właśnie brak wizji rozwoju serwisu i pomysłu na to, jak właściwie miałby on na siebie zarabiać... W końcu ze swoich planów i stanu finansowego spółki Zuckerberg musiałby wyspowiadać się w prospekcie emisyjnym. Prędzej czy później jednak decyzja o wejściu na giełdę zapadnie. Na to właśnie liczy najprawdopodobniej Goldman Sachs. Gdy w trakcie debiutu wciąż wierzący w przyszłość "Fejsa" inwestorzy rzucą się na akcje podbijając ich cenę, bank sprzeda swoje udziały z duży zyskiem. Podobnie uczynią inni obecni udziałowcy, świadomi, że serwis jest oparty na ulotnej modzie a nie twardych fundamentach. Być może nawet Zuckerberg pozbędzie się większości udziałów, udając się na przedwczesną emeryturę i skazując na nią również swoje biznesowe dziecko? To oczywiście najczarniejszy scenariusz, ale czy na pewno niemożliwy?