Urzędnika nie wolno nazywać "specjalistą od orgazmów prostytutek"

Urzędnika nie wolno nazywać "specjalistą od orgazmów prostytutek"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziennikarz nazwał urzędnika "specjalistą od orgazmów prostytutek" (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Polski sąd, który skazał dziennikarza za zniesławienie urzędnika, nie naruszył wolności wyrażania opinii zagwarantowanej w Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności - orzekł Europejski Trybunał Praw Człowieka.

Trybunał rozpatrywał skargę Macieja Ziembińskiego, właściciela i redaktora naczelnego lokalnego tygodnika "Komu i czemu". Reklamował on jeden z numerów pisma w regionalnej telewizji hasłem "Wysoki urzędnik starostwa Kydy - specjalista od orgazmów prostytutek". Na pierwszej stronie numeru tego pisma zamieszczono zdjęcie siedzącego przed komputerem mężczyzny z oczami zakrytymi czarnym paskiem. Poniżej napisano: "Kydy ze starostwa - specjalista od orgazmów prostytutek" oraz "Wysoki urzędnik starostwa, ukrywający się pod pseudonimem Kydy, rozszyfrowany. Czym prywatnie zajmują się pracownicy starostwa w godzinach pracy, wykorzystując urządzenia komputerowe urzędu, czytaj na str. 3". Według Ziembińskiego pseudonimem Kydy posługiwał się jeden z urzędników.

Gdzie się kończy krytyka a zaczyna godność?

W związku z publikacją urzędnik wniósł prywatny akt oskarżenia przeciwko Ziembińskiemu. Zarzucił mu zniewagę za pośrednictwem środków masowego przekazu. Sąd I instancji uznał winę wydawcy i skazał go na grzywnę w wysokości 7500 zł, zapłatę 3000 zł na cele charytatywne oraz pokrycie kosztów sądowych. Stwierdził przy tym, że opublikowany tekst nie mieścił się w granicach dopuszczalnej krytyki i prawo do godności oraz dobrego imienia przeważyło w tym wypadku nad wolnością słowa.

Wydawca odwołał się od wyroku, kwestionując jego zasadność oraz surowość kary. Twierdził, że dochował należytej staranności wymaganej od dziennikarza przy zbieraniu i sprawdzaniu informacji. Zarzucił też, że odmówiono wysłuchania zeznań jego świadków. Mimo to sąd II instancji podtrzymał wyrok sądu rejonowego. Sędzia stwierdził, że zdjęcie - mimo zastosowania czarnego paska na oczy - umożliwiało identyfikację urzędnika. Uznał też, że słusznie odmówiono przesłuchania świadków dziennikarza, ponieważ ich zeznania nie były istotne dla sprawy.

Europejski Trybunał Praw Człowieka: wolność? Tak, ale i odpowiedzialność

Ziembiński wniósł więc skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC), zarzucając sądom naruszenie art. 10 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Przepis ten gwarantuje wolność wyrażania opinii. Trybunał uznał jednak, że polskie sądy nie naruszyły art. 10 Konwencji. W uzasadnieniu przyznał, że kara wymierzona wydawcy stanowiła ingerencję władzy publicznej w jego prawo do wolności wypowiedzi. Taka ingerencja narusza art. 10 Konwencji, jeżeli nie realizuje uzasadnionego celu oraz nie jest niezbędna w demokratycznym społeczeństwie do jego osiągnięcia. Należy więc zbadać, czy powody jej podjęcia były właściwe i wystarczające, a działanie było proporcjonalne do zamierzonego celu - podkreślił ETPC.

Trybunał przypomniał, że prasa odgrywa zasadniczą rolę w społeczeństwie demokratycznym. Ma przekazywać informacje i idee, a także oceniać i krytykować przedstawiane wydarzenia. Wolność wypowiedzi nie jest jednak nieograniczona - podkreślił Trybunał - nawet jeżeli dotyczy poważnych problemów społecznych i osób pełniących funkcje publiczne. Ograniczeniom podlega również prasa. Korzystanie z wolności wypowiedzi wymaga odpowiedzialności - podkreślił Trybunał. Dziennikarze mają obowiązek działać w dobrej wierze w celu przedstawienia dokładnych i wiarygodnych informacji, zgodnie z etyką dziennikarską - uzasadniał swoje orzeczenie. Według Trybunału polski dziennikarz nie respektował tych obowiązków. Nie sprawdził zdobytych informacji i rażąco naruszył zasadę szczególnej staranności, której wymaga od dziennikarza prawo prasowe.

Trybunał zwrócił uwagę na to, że choć granice dopuszczalnej krytyki osób pełniących funkcje publiczne są szersze niż osób prywatnych, to gdy uznają one, że publikacje na ich temat są nieprawdziwe, powinny mieć możliwość obrony swojego dobrego imienia i praw. Według Trybunału zastosowane przez polski sąd środki karne były proporcjonalne do winy wydawcy i wagi przestępstwa. Odpowiadały też możliwościom finansowym skazanego. Biorąc to pod uwagę, Trybunał uznał, że ingerencja podjęta przez polskie władze była konieczna w demokratycznym społeczeństwie i nie naruszyła wolności wypowiedzi.

PAP, arb