Mimo skrócenia orbitalnego spaceru, piloci wykonali znaczną część z zaplanowanych prac i eksperymentów, m.in. umieścili na powierzchni stacji przyrząd laserowy, który ma dopomóc w zapowiedzianym na rok 2005 połączeniu stacji z europejską "ciężarówką" kosmiczną.
Wspólny, jednoczesny spacer obu członków załogi był rozwiązaniem ryzykownym. Po raz pierwszy w pięcioletniej historii międzynarodowej stacji kosmicznej została ona całkowicie opuszczona przez załogę, a jej kierowaniem zajmowali się kontrolerzy lotu w Moskwie i Houston.
Zwykle w takiej sytuacji na stacji pozostaje trzeci pilot, który nadzoruje lot i przebieg wydarzeń na zewnątrz stacji. Tym razem było to jednak niemożliwe, bowiem od wiosny ubiegłego roku ma ona jedynie dwuosobową załogę.
Centra kierowania śledziły z uwagą każdy ruch orbitujących na wysokości 370 km nad Ziemią pilotów oraz wszelkie parametry lotu. Jego koordynatorzy przez wiele miesięcy z wyprzedzeniem analizowali warunki bezpieczeństwa wspólnego spaceru i zareagowali natychmiast, gdy nadeszły sygnały awarii.
Po powrocie eksperci NASA twierdzili, że orbitującym pilotom ani przez chwilę nie zagrażało niebezpieczeństwo
Jeszcze przed lotem, koncepcja wspólnego wyjścia była krytykowana przez wielu ekspertów, zwłaszcza ze strony amerykańskiej, jako zbyt ryzykowna. Na przeprowadzenie zewnętrznej misji naciskała natomiast strona rosyjska, która twierdziła, że wykonanie zaplanowanych na czas spaceru eksperymentów jest niezbędne do wywiązania się Rosji z kontraktów zawartych z japońskimi i europejskimi agencjami kosmicznymi.
Po katastrofie wahadłowca Columbia ciężar zaopatrzenia stacji spoczywa na Rosjanach.
em, pap