Cały naród przeciw przemocy
Przemoc pokazywana w filmach wciąż jest uważana za zjawisko naganne i jednoznacznie szkodliwe. W 1968 r. grupa amerykańskich naukowców przeprowadziła eksperyment, w którym dzieciom pokazano brutalne filmy. W efekcie dzieci zaczęły niszczyć zabawki. Cztery lata później wyniki głośnego "testu lalki bobo" stały się uzasadnieniem dla walki z przedstawianiem przemocy w mediach. Dzieci, którym pokazano znęcanie się nad lalką, skopały lalkę, której kopanie widzieli w filmie. Szczyt kampanii przeciwko pokazywaniu drastycznych scen w mediach nastąpił w 1999 r. - po strzelaninie w Columbine High School na przedmieściach Denver. Dwóch uczniów zabiło tam kilkunastu kolegów, a w końcu popełniło samobójstwo. Obaj nastolatkowie byli zagorzałymi fanami brutalnych filmów i ociekających krwią gier komputerowych. W następnych dwóch latach największe stowarzyszenia lekarzy i psychologów oraz duchowni z wielu kościołów w USA wzywali do bezwarunkowej krucjaty przeciw pokazywaniu przemocy w mediach. Kampania odniosła skutek: aż 93 proc. Amerykanów jest przekonanych, że przemoc na ekranie jest największym wrogiem ich dzieci. W Polsce podobnego zdania jest 69 proc. respondentów.
Zmanipulowane eksperymenty
Prof. Thomas Friedman, psycholog z Uniwersytetu w Toronto, przeanalizował około 200 publikacji opowiadających o rzekomo wysokiej szkodliwości przemocy pokazywanej w mediach. Ze zdumieniem odkrył, że większość wniosków była naciągana, że bardzo rzadko udowadniano bezpośredni związek między agresją inscenizowaną a rzeczywistą. Friedman dowiódł, że w większości głośnych eksperymentów dochodziło do ewidentnych manipulacji. Na przykład podczas słynnego eksperymentu z lalką bobo sugerowano dzieciom, by właśnie na niej się wyżyły (jedno z dzieci wpadło do pokoju po projekcji i krzyknęło: "Tu jest lalka, którą mamy walnąć!").
Friedman przypomniał, że poza strzelaniną w Columbine High School było piętnaście podobnych masakr, ale w żadnej z nich sprawcami nie byli fani gier czy filmów ociekających przemocą. W odpowiedzi na rewelacje Friedmana psychologowie z Uniwersytetu Stanford powtórzyli eksperyment z 1968 r. Jednej grupie dzieci pokazywano brutalne filmy, zaś druga nic nie oglądała przez kilka dni. Okazało się, że ci, którym nie pokazywano filmów, byli znacznie bardziej agresywni od rówieśników oglądających brutalne obrazy. Zwolennicy teorii o bezwzględnej szkodliwości przemocy pokazywanej w mediach twierdzą, że osoby na nią narażone częściej popełniają przestępstwa, częściej mają też skłonności samobójcze. To też mit. W Stanach Zjednoczonych od 1992 r. (o dwie trzecie spadła liczba przestępstw nieletnich, zaś liczba uczniów przemycających broń do szkoły - o połowę. W Polsce przestępczość wśród młodzieży maleć zaczęła dopiero w 1996 roku.
Terapia przemocą
Psychoterapeuci coraz częściej korzystają z teorii behawioralnej, zakładającej m.in. wpływanie na zachowania pacjentów za pomocą bodźców lękowych. Odpowiednio zaaplikowanym lękiem można leczyć nerwice natręctw, zahamowania społeczne i seksualne, nieśmiałość. Najbardziej agresywną formą terapii behawioralnej jest terapia implozywna: pacjent jest wystawiony na długotrwałe działanie silnego lęku wywołanego przez wyobrażone lub rzeczywiste bodźce. Dzieciom, których bliscy zostali zabici w zamachach 11 września, zalecano czytanie i oglądanie historii pełnych smutnych przeżyć, najczęściej z czasów wojny. Pomogło to zarówno dzieciom, które popadły w apatię, jak i tym, które stały się agresywne. Terapia przemocą okazuje się często skuteczna: inscenizowana przemoc działa tu jak "klin" w ludowej mądrości, nakazującej, by "kaca zwalczać klinem".
Rafał Geremek. Współpraca: Dariusz Łukasiewicz, Kaja Szafrańska
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od wtorku, 4 maja.