Strach przed sądem

Strach przed sądem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prokuratura odmówiła przeprowadzenia śledztwa w sprawie książki Jana T. Grossa „Strach”. I bardzo dobrze. Dzięki temu unikniemy ewentualnego procesu, który – niezależnie od wyroku – skompromitowałby Polskę w oczach świata.
Aberracyjne są w ogóle wszystkie procesy, które dotyczą książek czy artykułów prasowych. Pomijając te, które dotyczą nieprawdziwych informacji, wszystkie inne naruszają podstawową zasadę demokracji, czyli wolność słowa.

Dodatkowym problemem w Polsce jest to, że wielu sędziów albo nie rozumie, co to znaczy wolność słowa, albo w ogóle nie ma pojęcia o prowadzeniu działalności wydawniczej. Podam tylko dwa przykłady z praktyki tygodnika „Wprost". Kilka lat temu przegraliśmy proces, bo krytykowaliśmy Jacka Żakowskiego. Sąd uznał, że nam nie wolno, bo to „niekwestionowany autorytet”. Ciekawe, jaka jest lista autorytetów, których nie wolno krytykować i kto ją sporządził?

Drugi przykład z ostatnich tygodni. Mamy przepraszać Lwa Rywina, bo umieściliśmy na okładce jego głowę w muszli klozetowej. Jak uzasadnił sąd, to było niewłaściwe, bo w ten sposób nie chcieliśmy dyskutować o korupcji, tylko… podnieść sobie sprzedaż. A który wydawca wymyśla okładki, które mają mu sprzedaż obniżyć? I jak wywołać dyskusję czymś, czego nikt nie kupuje?

Obawiam się, że podobnie mogłoby być w przypadku ewentualnego procesu Jana T. Grossa. Gdyby miał pecha i trafił na równie inteligentnego i rozumiejącego wolność słowa sędziego co my, też przegrałby, a w uzasadnieniu wyroku zostałoby napisane,  że Gross nie chciał dyskusji o trudnej historii Polaków i Żydów, ale zależało mu na nakładzie książki. Bo jak wiadomo najlepszą dyskusję wywołują dzieła, których nikt nie czytał.