Podejrzewano u niej koronawirus. Pani Anna opowiedziała, jak wyglądała diagnostyka

Podejrzewano u niej koronawirus. Pani Anna opowiedziała, jak wyglądała diagnostyka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Anna Morawska
Anna Morawska Źródło: Facebook / Anna Morawska
W szpitalu powiatowym w Krotoszynie diagnozowana była pacjentka, u której podejrzewano zarażenie koronawirusem SARS-Cov-2. Badanie wykonane przez Państwowy Zakład Higieny w Warszawie dało ujemny wynik. W nagraniu na Facebooku kobieta postanowiła opowiedzieć, jak proces diagnozy wyglądał z jej perspektywy.

O przyjęciu pacjentki z zaburzeniami funkcjonowania układu oddechowego poinformował oficjalnie 25 lutego szpital w Krotoszynie. „Pacjentka przyjęta została na SOR, z objawami grypopodobnymi (kaszel, podwyższona temperatura, duszność). W trakcie wywiadu przeprowadzonego przez personel okazało się, że osoba tam przebywała w ostatnim czasie we Włoszech” – czytamy w komunikacie Sławomira Pałasza, rzecznika prasowego SPZOZ w Krotoszynie.

Szpitale zakaźne nie przyjęły pacjentki

Kierując się zaleceniami ministerstwa zdrowia, szpital odizolował pacjentkę, a na oddziale wprowadzono reżim sanitarny. Kierownick SOR-u skontaktował się z trzema szpitalami zakaźnymi, informując o stanie pacjentki. „Szpitale zakaźne nie znalazły podstaw do przyjęcia pacjentki, zalecając dalszą obserwację w Krotoszynie” – informował 25 lutego rzecznik szpitala.

Oczekiwanie na wynik

Kobieta pozostała więc w Krotoszynie, a pobrane od niej próbki wysłano do Warszawy, gdzie przeprowadzane są testy na obecność koronawirusa SARS-CoV-2. Jeszcze o godz. 9:45 Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Krotoszynie informował, że nie posiada wyników badań, choć te, według wcześniejszych informacji, miały zostać przekazane przez Państwowy Zakład Higieny w Warszawie w piątek 28 lutego do godz. 10-12. „Mimo wielu telefonów do laboratorium ze strony lekarza wyznaczonego do kontaktu z PZH, wiemy jedynie tyle, że badania są w trakcie wykonywania” – informowano. W końcu w sobotę pojawiły się wyniki badań – u pacjentki nie stwierdzono koronawirusa SARS-CoV-2. W trakcie jej stan uległ poprawie.

Z perspektywy Anny Morawskiej

Kobiet, która przebywa w szpitalu w Krotoszynie, opublikowała na Facebooku nagranie, na którym opowiedziała, jak proces diagnozowania wyglądał z jej perspektywy. O filmie jako pierwsze napisały: lokalny portal Kurier Ostrowski i portal Radia Zet.

Anna Morawska skarży się w nagraniu na procedury i przewlekłość działań związanych z diagnostyką, podkreślając jednak, że personel szpitala w Krotoszynie stanął na wysokości zdania, jej zdaniem zawiodły procedury. – Nie nagrywam tego filmiku, żeby wzbudzić panikę, ale żeby pokazać, jak w Polsce wykrywa się i leczy koronawirusa w porównaniu z tym, jakie mamy informacje dostarczane przez media i rząd – zapowiedziała. Podkreśliła przy tym, że przez ostatnie dni ją i personel szpitala spotkała ogromna liczba absurdów.

facebook

W kurtce, na kozetce na izbie przyjęć

Pani Anna do szpitala trafiła we wtorek rano, a w ostatnim czasie podróżowała m.in. do Włoch i Kalifornii. Jak przyznaje, miała objawy wskazujące na możliwe zachorowanie na koronawirus – gorączkę powyżej 38 stopni, kaszel, trudności z oddychaniem, ból mięśni. – Lekarz internista skierował mnie na Izbę Przyjęć szpitala w Krotoszynie. Dziś już wiem, że nie powinnam była się tu znaleźć, powinnam zostać skierowana do szpitala zakaźnego – mówi kobieta.

Personal szpitala w Krotoszynie odizolował natychmiast panią Annę i jej mamę. – W tamtym momencie utrzymanie przytomności wydawało mi się nadludzkim wysiłkiem, ale byłam w szpitalu, wiec liczyłam, że ktoś natychmiast mi pomoże. W takim stanie przeleżałam na kozetce, w kurtce dwei godziny, z trudem łapiąc każdy oddech – relacjonuje kobieta. W tym czasie pracownicy szpitala zgodnie z procedurami usiłowali skontaktować się ze szpitalami zakaźnymi m.in. w Kaliszu lub Poznaniu.

14 dni

– Problem w tym, że mimo jednoznacznych objawów koronawirusa i przebywania w północnych Włoszech trzy tygodnie wcześniej, żaden ze szpitali nie chciał mnie przyjąć – mówi kobieta. – Dlaczego? Jedyny argument, który usłyszałam: okres wylęgania wirusa to 14 dni. Ja wróciłam z Włoch 21 dni temu. Nieważny był mój stan, objawy jednoznacznie wskazujące na koronawirusa, to, że każdy organizm jest inny, ani to, że parę dni wcześniej wróciłam z kolejnej podróży zagranicznej. Ważne były „widełki” 14 dni – opisuje Anna Morawska.

W końcu podjęto decyzję, by sprawdzić, czy kobieta ma grypę. Testy dały ujemny wynik, co miało oznaczać przewiezienie jej do szpitala zakaźnego na dalszą diagnostykę. – Kolejne telefony, mija czas, a ja nadal na kozetce bez miligrama leków – relacjonowała pani Anna. Jak dodała, nadal nie oznaczało to decyzji o przyjęciu jej na oddział szpitala zakaźnego. Zapadła decyzja, by wymazy pobrać w szpitalu w Krotoszynie i przesłać je do Warszawy, by tam przeprowadzić testy na obecność koronawirusa SARS-CoV-2. Kolejnym problemem był jednak czas pracy laboratorium Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie – próbki przyjmowano do godz. 15. – Koronawirus od 15 ma wolne – ironizowała kobieta, przyznając, że lekarze w Krotoszynie mieli związane ręce przez procedury.

W końcu kobietę przewieziono do izolatki, gdzie rozpoczęto leczenie. Anna Morawska twierdzi, że do pobierania wymazów został przeszkolony wyłącznie personel szpitali zakaźnych, a pielęgniarki z Krotoszyna musiały je pobrać, choć „nie powinny się w takiej sytuacji znaleźć”.

Czekanie na wynik

Kolejnym problemem było długie oczekiwanie na wyniki. Pani Anna twierdzi bowiem, że nie było pewne, czy próbki zostaną przebadane, bowiem ponownie pojawiał się problem formalny – kobieta wróciła z Włoch 21 dni temu, nie 14. Nie brano pod uwagę, że w tym czasie ponownie podróżowała.

Na wynik testów trzeba było czekać do soboty. – Lekarz od środy paręnaście razy dziennie dzwoni do laboratorium w Warszawie – relacjonowała kobieta. Pół godziny po opublikowaniu przez nią nagrania, Anna Morawska zamieściła na Facebooku informację, że po 88 godzinach od pobrania wymazu przyszedł wynik z Warszawy – u kobiety nie stwierdzono SARS-CoV-2. – Koronawirus nas nie wykończy. Wykończą nas 82 godziny (tyle upłynęło w momencie powstawania nagrania – red.) czekania na wynik. Tak rewelacyjnie jesteśmy przygotowani – zakończyła swoją relację Anna Morawska.

Komentarz ministerstwa

Nagranie i podniesione przez Annę Morawską argumenty dotyczące zbyt powolnej diagnostyki, skomentował w rozmowie z portalem Onet.pl rzecznik ministerstwa zdrowia. – Jeżeli wyglądało to tak, jak opisuje ta pani, to procedury zostały złamane – powiedział Wojciech Andrusiewicz. – Na pewno w każdej takiej sytuacji będziemy wyciągać konsekwencje – stwierdził.

Czytaj też:
NA ŻYWO: Epidemia koronawirusa - najnowsze informacje z niedzieli 1 marca