Komisja do spraw rzucania błotem

Komisja do spraw rzucania błotem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przesłuchanie Zbigniewa Wassermanna przez „komisję śledczą” (w cudzysłowie, bo ze śledzeniem czegokolwiek organ ten ma niewiele wspólnego) dowiodło bardzo brutalnie, że od czasów gdy nie bacząc na barwy partyjne Zbigniew Ziobro, Jan Rokita i Tomasz Nałęcz tropili Grupę Trzymającą Władzę, w Polsce zmieniło się bardzo wiele. Na gorsze.
Niby w sferze deklaracji wszystko jest jak wtedy. Zarówno PO jak i PiS grzmią, że zrobią wszystko by zdemaskować skorumpowanych polityków, którzy kupczą Rzeczpospolitą oddając ją w jasyr różnym Rysiom i innym Totalizatorom. A jednocześnie robią wszystko, by komisja nie wyjaśniła absolutnie niczego, a jej posiedzenia zamieniły się w totalną bitwę wszystkich ze wszystkimi. I to bitwę na kule błotne, z której zwycięsko wyjdzie ten, do którego mniej błota się przylepi. Bo że przylepi się do wszystkich to już dziś widać gołym okiem.

Zacznijmy od PiS, które rękoma Wassermanna i Kempy rozdziera szaty nad totalitaryzmem trzech anonimowych posłów PO w komisji śledczej, którzy im – rycerzom prawdy nie pozwolili tropić zbrodni i występków Zbycha, Mira i Grzecha. Przy czym nie zająkną się nawet słowem na temat tego, dlaczego właściwie ich partia, aby udowodnić, że zależy jej na prawdzie bardziej niż na jałowej bijatyce z PO nie wydeleguje do komisji dwóch innych posłów, wydając przy tym oświadczenie, że owszem – usunięcie Wassermanna i Kempy było awanturnictwem politycznym – ale PiS jest ponadto, bo zależy mu na wyjaśnieniu sprawy. Prawda, że byłby to ładny gest? Ale gdzie tam – PiS woli umieścić Kempę i Wassermanna na sztandarach i bronić ich jak niepodległości nawet kosztem całkowitego paraliżu komisji śledczej. Przecież gdyby nie usilna wola powrotu dwójki posłów PiS do komisji dziś śledczy nie wałkowaliby Wassermanna tylko np. Zbigniewa Chlebowskiego. Ale nie – bez Kempy i Wassermanna przecież ani rusz. „Nie będzie Platforma pluła nam w twarz" – ryczą gromko posłowie PiS, przy czym wielu pewnie już nie do końca wie, czy w komisji tej chodzi o wyjaśnienie afery hazardowej czy o oczyszczenie dobrego imienia dwójki posłów PiS. Takie zachowanie pozwala sądzić, że faktycznie coś jest na rzeczy z tymi plotkami na temat sentymentu Przemysława Gosiewskiego do Totalizatora Sportowego.

Z kolei dla PO sanacja państwa polskiego i eliminacja z życia publicznego osób działających na styku biznesu i polityki jest tak ważna, że aby zapobiec w przyszłości aferom takim jak hazardowa zamierza zbadać rozwój branży hazardowej w Polsce od czasów Piasta Kołodzieja. A skoro komisja ma mieć tak dużo pracy to jasne jest, że musi pracować krótko – stwierdzili politycy PO i nakazali posłom zakończyć pracę do 28 lutego, co przy obecnym tempie przesłuchiwania świadków pozwoli jeszcze na odpytanie dwóch, a może trzech osób. A i to pewnie się nie uda bo po wczorajszym werdykcie Biura Analiz Sejmowych jest już niemal pewne, że Kempa i Wassermann nie wrócą do komisji. A skoro tak – to leżący w sejmowym progu Rejtanem PiS (patrz akapit wyżej) pewnie obrazi się na wszystkich i wszystko, zabierze zabawki i pójdzie się wypłakać w mankiet redaktorów Radia Maryja i TVP1. Dzięki czemu Donald Tusk może bezkarnie podkreślać, że on prywatnie by Kempy i Wassermanna nie wyrzucił, ale komisją rządzi Sekuła, więc premier jest bezradny i z żalem obserwuje jak komisja hazardowa pogrąża się w niebycie. Jeśli taki rozwój wydarzeń jest kolejnym genialnym planem Jarosława Kaczyńskiego, to chyba najwyraźniej demokracja znów nie dojrzała do jego geniuszu.

Na tle PO i PiS dość rozsądnie zachowuje się SLD, które jednak nie wychyla się ze zbytnią dociekliwością i nie protestuje zbyt gorąco przeciwko rozwalaniu komisji odkąd wiadomo, że ma się ona zająć również czasami wszechwładzy premiera Leszka Millera. Z kolei dla PSL znacznie bardziej zajmujące jest główkowanie co zrobić z zablokowanymi przez Urząd Skarbowy kontami, niż wyjaśnianie czy ktoś tu nie kupczył przypadkiem państwowymi pieniędzmi. I dlatego reprezentant PSL w komisji woli odbywać wojaże po Polsce niż brać udział w głosowaniach tak istotnych, jak to, które zadecydowało o wykluczeniu śledczych z PiS. A kiedy już poseł PSL łaskawie pojawi się przed komisją to zamiast zadawać pytania ogłasza, że „idąc torem logicznym własnego rozumowania, nie ma pytań", co pozwala przypuszczać, że ludowcy wysłali do komisji reprezentanta tylko po to, aby mogła go uchwycić kamera rejestrująca obrady śledczych.

Ksiądz Jerzy Tischner powiadał, że są trzy rodzaje prawdy: „szczera prawda, tysz prawda i g…o prawda". Obserwując prace komisji śledczej trzeba dodać, że jest jeszcze po prostu nieprawda – czyli coś co mówią politycy deklarujący, że chcą wyjaśnić tzw. aferę hazardową. Na wyjaśnieniu całej sprawy zależy już chyba tylko Ryszardowi Sobiesiakowi, który chciałby wiedzieć, czy może wracać z USA do Polski, czy lepiej jeszcze trochę poczekać. Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie – chcieliście Polski, no to ją macie.