Efekt Kaczyńskiego

Efekt Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak w Polsce zostać bohaterem i wzorowym demokratą? Wystarczy… pokłócić się z Jarosławem Kaczyńskim i rozstać się z nim w gniewie. Jako że jest to nietrudne, zważywszy na pryncypialność lidera PiS-u w ostatnich latach obserwujemy wiele medialnych metamorfoz – politycy, którzy byli odsądzani od czci i wiary jako PiS-owscy siepacze tudzież zausznicy ciemnogrodu nagle stają się wzorem obywatelskich cnót. Zjawisko to można roboczo nazwać „Efektem Kaczyńskiego”.
Mitologiczny król Midas został przeklęty w wyjątkowo okrutny sposób. Ów władca uzyskał zdolność zamieniania wszystkiego czego się nie tknął w złoto, co skutecznie utrudniało mu konsumpcję posiłków, utrzymywanie bliskich kontaktów międzyludzkich i wiele innych prozaicznych czynności. Jarosław Kaczyński ma podobny dar – swoim dotykiem zmienia każdego we wroga demokracji, zaściankowego intryganta i ogólnie nieprzyjemne indywiduum, z którym lepiej nie pokazywać się w miejscach publicznych. O ile jednak Midas po transformacji danego przedmiotu tudzież osoby w złoto nie był w stanie cofnąć tego procesu, o tyle Kaczyński jest władny przemienić każde nieprzyjemne indywiduum w sympatycznego człowieka. Wystarczy, że się na niego obrazi, a najlepiej jeśli go potępi i oskarży o to, że nad danym delikwentem unosi się duch ZOMO, tudzież, nie tak efektownie, stwierdzi po prostu, że ktoś „zawiódł jego zaufanie".

Taki los stał się udziałem chociażby Ludwika Dorna. Słynny trzeci bliźniak przez długie lata był obdarzany dotykiem Kaczyńskiego, przez co wraz ze swoim pryncypałem był symbolem politycznego obciachu. Mimo że Dorn potrafi użyć w jednym zdaniu pięciu jedenastosylabowych wyrazów – i tak większość mediów patrzyła na niego co najmniej podejrzliwe, a kiedy zdarzyło mu się wspomnieć o „wykształciuchach" został na dobre wrogiem publicznym eleganckich elit. Wystarczyło jednak, że rozstał się z Kaczyńskim (efektownie, bo finał miał miejsce na sali sądowej) i nagle większość komentatorów odkryła, że Dorn to wprawdzie dziwak, ale przecież indywidualista, że jest pracowity i w ogóle – całkiem równy z niego gość. Kiedy Dorn założył Polskę Plus nikt nie stwierdził zgryźliwie, że polityk robi to tylko po to, aby sprawdzić co lekarze mają w garażach. O wykształciuchach też jakby ciszej. Wersal.

Swego czasu podobnie było z Andrzejem Lepperem. Ów symbol politycznego obciachu w momencie gdy Kaczyński wyrzucił go z rządu jako Warchoła (jesień 2006) nagle przez kilka tygodni miał prasę tak dobrą, że musiał sam być tym poważnie zaskoczony. No ale czemu tu się dziwić – jako ofiara kaczyzmu zasługiwał na litość, więc zapomniano mu na chwilę, że na salony wchodzi w zabłoconych gumiakach a kiedy otwiera usta to jakoś nie chcą z nich płynąć mądrości. Kto wie czy Lepper nie zrobiłby kariery po tym jak Kaczyński rok później ostatecznie zakończył z nim współpracę – gdyby już wówczas nie unosiło się nad nim widmo seksafery.

Obecnie z efektu Kaczyńskiego korzysta Roman Giertych. Były wicepremier, którym jeszcze niedawno matki straszyły dzieci („jak nie będziesz czytał Gombrowicza to tak będziesz wyglądał") dziś odwiedza TVN24 z częstotliwością Kazimierza Kutza. Nie dość tego – wygłasza sądy po których dziennikarze smutno potakują głowami. Ostatnio odbywa maraton po redakcjach tłumacząc, że on wcale nie odszedł z koalicji dlatego, że Jarosław Kaczyński skonsumował jego elektorat, ale dlatego, że nie podobała mu się prowadzona przez lidera PiS polityka zbierania haków. Tak, tak. Giertych brzydził się hakami o których niecny Kaczyński informował go na każdym kroku. Jeżeli wytrwał tak długo w rządzie to tylko dlatego, że jest patriotą i chciał powstrzymać lidera PiS przed jego praktykami. Wyobrażacie sobie państwo tę rozmowę? Kaczyński: Panie Romanie, zbieram haki na Donalda Tuska, zniszczymy go i będziemy rządzić wiecznie; Giertych: Panie premierze! Słuchać hadko! Miarkuj się pan w swoich niecnych zamiarach. Co na to pańskie sumienie? – i w tym momencie Giertych kładł się Rejtanem w drzwiach Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

W związku z efektem Kaczyńskiego przestaje dziwić słynny już apel lidera PiS, który przed wyborami do europarlamentu przekonywał swoich wyborców: „jeśli poprzecie Platformę Obywatelską pomożecie sobie i Polsce". Wszyscy potraktowali to jako gafę, a tak naprawdę jest to zapowiedź nowej wyborczej strategii PiS. Spodziewam się, że w tej kampanii PiS wyemituje spoty, w których Kaczyński będzie chwalił premiera Tuska, Fotyga stwierdzi, że Radosław Sikorski to mąż stanu na miarę Jana Zamoyskiego, a Gosiewski wyjaśni jak wielkie zasługi dla infrastruktury drogowej i kolejowej ma Cezary Grabarczyk. I kto wie czy PO w ogóle przekroczy próg wyborczy.