Granica dyskusji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zabójstwo Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego, najprawdopodobniej było dziełem psychopaty. Niezależnie od tego, czy biegli zdiagnozują u Ryszarda C. chorobę psychiczną, zbrodnia ta miała charakter polityczny, o czym świadczą wykrzykiwane przez zabójcę w amoku słowa nienawiści pod adresem polityków Prawa i Sprawiedliwości i prezesa tej partii Jarosława Kaczyńskiego.
Być może mamy do czynienia z psychopatą, który po prostu chciał w ten sposób stać się sławny. Trudno jednak nie przypuszczać, że do tego czynu pchnęła go gorąca temperatura sporu politycznego toczonego w Polsce. I nie chodzi o spór rozpoczęty przez katastrofę smoleńską - ale ten, który zaczął się kilka lat temu, gdy pogrzebaliśmy ideę koalicji PO-PiS. Od tego momentu spór polityczny przerodził się w wyniszczającą wojnę, w której nie chodzi o pokonanie przeciwnika, ale ośmieszenie go, zdezawuowanie i w rezultacie - zniszczenie.

Z tego punktu widzenia, winnych za to morderstwo należy szukać w całej zbiorowości polityków i dziennikarzy. Zrozumienie tej prawdy mogłoby by być początkiem sanacji polskiej polityki. Mogłoby być...

Nie minęła nawet godzina od tragedii, kiedy hunwejbini polityczni, zarówno ze strony PiS, jak i PO, przystąpili do wzajemnych ataków. Po słowach potępienia mordercy padły słowa wzajemnych oskarżeń. Pierwszy przemówił Jarosław Kaczyński, oskarżając o "kampanię nienawiści politycznych przeciwników z Platformy Obywatelskiej". A ci niestety nie pozostali mu dłużni. Niestety.

Trwająca od kilku lat totalna wojna polsko-polska była wygodna dla obu stron sporu. Jarosław Kaczyński mógł w ten sposób mobilizować swój żelazny elektorat, druga strona mogła iść do władzy, jako alternatywa dla niedemokratycznej i antysystemowej partii, jaką stał się PiS. Obie strony pewnie nie zakładały, że wywołany przez nie konflikt skończy się przelewem krwi - nie zwalnia ich to jednak z moralnej odpowiedzialności za mord w Łodzi. Na jednym z portali ekspolityk, Krzysztof Bosak, zauważył, że w tej sytuacji obie strony powinny się powstrzymać od komentarzy. Niestety jest to wołanie na puszczy.

Kierowcy, mijając na drodze tragiczny wypadek, podświadomie zwalniają i następne kilkadziesiąt kilometrów jadą spokojniej, uważniej - dopiero potem o wszystkim zapominają. Politycy nie zwolnili nawet na chwilę. Szaleństwo posmoleńskie, którego ofiarą padł asystent europosła PiS, jeszcze długo nie wygaśnie.