Jedenaste: nie będziesz robił polityki!

Jedenaste: nie będziesz robił polityki!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marketing polityczny, kampania wyborcza, program wyboczy, hasło wyborcze. Po co to wszystko? Przecież pan na to płaci, pani płaci, społeczeństwo płaci. A tymczasem świat bez polityki jest przecież piękny. Nawet partia rządząca postanowiła zrezygnować z tego mało eleganckiego zajęcia, jakim jest politykowanie.
Działania marketingowe dotyczą przede wszystkim wyborców niezdecydowanych, czyli takich, którzy do ostatniego momentu nie wiedzą, na kogo zagłosują. W ich głowach, kiedy już zaplanują niedzielny obiad, umówią się na wspólne oglądanie meczu i sprawdzą godzinę mszy, pojawia się problem: co zrobić ze swoim czynnym prawem wyborczym. Ci którzy nie decydują się, aby nic z nim nie robić (czytaj: zostać w domu) często wybierają głosowanie „totolotkowe". Czyli na chybił trafił – z tym zastrzeżeniem, że świadomie chcą chybić kandydata partii X, bo ta źle się im kojarzy. To jednak w kogo trafią nie jest tak do końca przypadkowe…

Od kilku tygodni, chcąc nie chcąc, podziwiamy billboardy i plakaty prezentujące kandydatów na radnych. Cel billboardów jest jasny – jeśli już musimy trafić, to przecież przyjemniej nam trafić w kandydata ładnego, miłego i uśmiechniętego. Niektórzy kandydaci uciekli się nawet do alchemii. Taki Donald Tusk na plakacie stracił ze 20 lat. Prawdziwe czary

Plakaty Platformy Obywatelskiej przykuwają uwagę nie tylko ze względu na cudowne odmłodzenie jej lidera. Niezdecydowanego wyborcę intryguje i kusi hasło: „Nie róbmy polityki". I wszystko jasne – największym złem w polityce jest robienie polityki. Robienie polityki jest bowiem czymś zgoła podejrzanym. Związkiem frazeologicznym najbliższym temu sformułowaniu jest robienie pieniędzy. Gdyby polityk pojawił się na plakacie z hasłem „Róbmy pieniądze" mógłby liczyć na głosy mamy, taty, drugiej żony, córki i swojego rasowego wyżła (to ostatnie oczywiście tylko wtedy, gdyby Zieloni wreszcie wywalczyli pełne upodmiotowienie zwierząt).

Z drugiej strony są ci, którzy nie robią polityki. To ludzie porządni. Ulepieni ze szlachetniejszej gliny. Chcą rządzić  kierując się nomen omen prawem i sprawiedliwością. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie politycy. - Niech zabiorą sobie 500 złotych i nam dadzą 500 złotych – grzmiał niedawno oburzony wyborca. Gdyby politycy nie robili polityki, nie byłoby polityków. Gdyby nie było polityków, w kieszeni zostałoby pewnie nawet więcej niż 500 złotych. Wchodzę w to!

Polityka, w chwilach, gdy nie jest złem absolutnym, staje się często przedmiotem sporów myślicieli od Arystotelesa, przez Marceliusza z Padwy, Grzegorza z Sanoka, Monteskiusza, Kanta, Locke’a, po Ortegę y Gasetta, Schmitta, Arendt, von Hayeka i Habermasa. Ich zdaniem, polityka może być sztuką dojścia do dobra wspólnego. Może być dążeniem do udziału we władzy. Tradycja marksistowska widzi w polityce narzędzie redystrybucji dóbr. Polityka bywa narzuceniem danej grupie swojej koncepcji. Niektórzy autorzy twierdzą, że to sztuka bycia wybranym. Polityka może być procedurą prowadzącą nas do konsensusu.

Idąc tym tropem, hasło „Nie róbmy polityki" okazuje się wbrew pozorom niezbyt korzystne dla PO. Oznacza bowiem tyle co: przestańmy ze sobą rozmawiać, róbmy, co nam się tylko podoba, nie szukajmy nowych rozwiązań, nie słuchajmy się wzajemnie, nie szukajmy porozumienia. Jeśli nie robimy polityki, nie dochodzimy do wspólnego dobra. Nie doprowadzamy do konsensusu. Nie dążymy do uzyskania i utrzymania władzy, a co za tym idzie nie próbujemy reformować systemu. Pozostawiamy dystrybucję społecznych dóbr samopas.

To wszystko nie jest jednak najciekawszą implikacją wyborczego sloganu Platformy. Clou tego hasła brzmi bowiem: nie chcemy byście na nas głosowali. Czyż bowiem sam udział w wyborach nie jest już robieniem polityki?