Starzejemy się!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Społeczeństwo polskie się starzeje - alarmują demografowie. Powód: zdaniem lekarzy kłopoty z płodnością, zdaniem polityków - zła sytuacja materialna rodzin.
Jak poinformowała wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Demograficznego Ewa Frątczak, w czasie transformacji (tj. od 1989 do 2000 r.) liczba urodzeń w Polsce spadła o 30 proc. i to zarówno w mieście, jak i na wsi.

Z danych tych wynika także, że obniżyła się intensywność zawierania małżeństw, coraz częściej odkładane są decyzje o założeniu rodziny. Wiek urodzenia pierwszego dziecka przesunął się z 20-24 roku życia kobiety na 25-29, a nawet 33-34. O 100 proc. wzrosła liczba dzieci pozamałżeńskich - w 1989 r. było to 6 proc. ogółu przychodzących na świat dzieci, w 2000 r. - 12 proc.

Innym powodem spadku urodzeń są kłopoty z prokreacją - zwrócił uwagę dr Waldemar Kuczyński z Kilniki Ginekologicznej Akademii Medycznej w Białymstoku. Z jego informacji wynika, że w Polsce co szósta para - mimo iż się stara - nie może mieć dzieci, przy czym 85 proc. z nich ma tylko zaburzenia, które szybko leczone mogą przynieść skutek. "Problemu nie wolno pozostawić samemu sobie. Czas działa na niekorzyść osób, które chcą mieć dziecko" - ostrzegał.

Tymczasem, jak podkreślił Kuczyński, w Polsce (podobnie jak na Ukrainie, Litwie czy Łotwie) państwo nie refunduje leczenia bezpłodności. Koszt takiej kuracji - 6-8 tys. zł - powoduje, że wielu osób na nią po prostu nie stać.

Spadek wskaźnika dzietności przy jednoczesnym korzystnym zjawisku spadku umieralności sprawia, że nasze społeczeństwo starzeje się. Maleć będzie liczba dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Przewiduje się np., że do 2015 roku o 45 proc. zmaleje liczba dzieci uczęszczających do gimnazjów (13-15 lat.)

Coraz więcej jest natomiast osób w wieku poprodukcyjnym. O ile w 1990 roku stanowiły one 12,8 proc. społeczeństwa o tyle w 2000 roku odsetek ten wyniósł 14,3 proc.

Tymczasem sprawy związane z płodnością i sferą seksualną podlegają upolitycznieniu. "W szkole jest przerost sentymentalizmu nad rzetelną wiedzą" -  mówiła Magdalena Środa z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Według niej, rzetelność autorów podręczników szkolnych o życiu w rodzinie jest wątpliwa; zamiast tego - wtłoczono do nich ideologię. Autorzy tych podręczników chcą przekonywać do  niestosowania środków antykoncepcyjnych strasząc chorobami i  patologiami. Jej zdaniem, uczciwiej byłoby napisać, na przykład, że katolik nie stosuje takich metod, bo jest to niezgodne z jego przekonaniami. Wówczas - podkreśliła Środa - wyboru rzeczywiście dokonuje młody człowiek.

Autorzy podręczników szkolnych grzeszą także brakiem obiektywizmu. Przekazują bowiem uczniom sentymentalny obraz świata, zbudowanego na wartościach: rodzina, dom, miłość. Zapominają natomiast przekazać im informacji o negatywnych aspektach życia.

Demografowie, lekarze, etycy i politycy spotkali się w  poniedziałek w Warszawie na konferencji pt. "Zdrowie prokreacyjne w Polsce". Politycy, m.in. pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn Izabela Jaruga-Nowacka i wiceminister oświaty Włodzimierz Paszyński, po swoich wystąpieniach spotkanie opuścili. O problemach polskiej demografii dyskutowano już bez nich.

Pełnomocnik Jaruga-Nowacka nawoływała, by na problemy demograficzne Polski spojrzeć z maksymalnym obiektywizmem, bez upolitycznienia i sentymentalnych ideologii. To nieprawda, że Polacy nie chcą mieć dzieci, przekonywała. Jeżeli ich nie mają, to tylko dlatego, że nie pozwalają im na to warunki mieszkaniowe i materialne.

Młodym ludziom - jej zdaniem - należy dać rzetelną wiedzę o metodach zapobiegania ciąży; trzeba też zmienić ustawę antyaborcyjną, bo powoduje ona nierówność społeczną - zabieg przerywania ciąży jest dostępny - bez problemu - dla kobiet bogatych.

Paszyński natomiast podkreślał, że szkoła jest po to, by młodzi ludzie zdobywali wiedzę. Jego zdaniem, wyborów - na przykład dotyczących życia seksualnego - dokonają oni sami, choć powinni im w tym pomagać rodzice czy nauczyciele.

em, pap