Masakra autokaru (aktl.)

Masakra autokaru (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polski autokar z grupą Polaków, w tym dzieci, rozbił się w Rumunii. 5 osób zginęło - czworo dzieci i jedna dorosła. Część dzieci wróciła już do Polski.
Cztery osoby zginęły na miejscu; jedna zmarła w szpitalu. Według potwierdzonych już danych, zginęło czworo dzieci i kierowca.
Kierowca polskiego autokaru nie był pod wpływem alkoholu - poinformowała rumuńska policja po przeprowadzeniu badań krwi. Jednak przyjmuje, że sprawcą wypadku był polski kierowca.
Prowadzący sprawę oficer Daniel Lazar podał, że autobus na prostym odcinku drogi jechał 97 km/godz. Wyjaśnił, że dopuszczalna prędkość dla autobusów na takiej drodze wynosi 80 km/godz. Samochody osobowe mogą jechać 90 km/godz - wyjaśnił.

"Dziesięcioro dzieci i jedna osoba dorosła, których życiu nie  zagraża niebezpieczeństwo, znajdują się w szpitalu w Devie. Wcześniej mówiono o dziewięciu osobach. Troje dzieci w stanie ciężkim przebywa w szpitalu w Timisoarze, a jedno w Targu Mures. Wszystkie przeszły ciężkie operacje" - powiedziała PAP attache prasowy polskiej ambasady w Bukareszcie, Monika Wysocka.
Ambasada polska odmówiła podania informacji dotyczących tożsamości dzieci i skąd one pochodziły. Zaznaczono jednak, że "rodziny dzieci są informowane na bieżąco".
23 dzieci wraz z opiekunką - najlżej poszkodowanych w wypadku wróciło w nocy rządowym samolotem do Warszawy. Samolot wylądował w Warszawie około godziny drugiej w nocy. Na lotnisku dzieci oczekiwało m.in. kilkoro rodziców i krewnych, psycholog z Komendy Głównej Policji i delegacja ambasady Rumunii.
Niektórzy z grupy kilku-kilkunastoletnich chłopców i dziewczynek mieli bandaże na głowach i rękach, część była wyraźnie podrapana na twarzy.
"Stan ogólny tej grupy, która wróciła, jest dobry. Większość ma drobne stłuczenia czy otarcia" - zapewnił towarzyszący dzieciom lekarz.
Dzieci nie chciały rozmawiać z dziennikarzami. Te, które nie mieszkają w Warszawie - a jest ich większość - przenocują w jednym z warszawskich hoteli. Opiekę nad nimi będzie sprawował psycholog.
W Rumunii pozostało 19 osób. Pięć z nich jest w szpitalu. Mimo wysiłków lekarzy, życiu niektórych - jak poinformowała rzeczniczka ministerstwa infrastruktury Paulina Jankowska - ciągle zagraża niebezpieczeństwo.
W poniedziałek do Rumunii znowu poleci rządowy samolot, który - jeśli zezwolą na to lekarze - przywiezie kolejne 8 osób z grupy mniej poszkodowanych.
Początkowo mówiono o 29 rannych, jednak w ciągu dnia okazywało się, że niektóre dzieci mogą opuścić szpital. "Te, które nie odniosły obrażeń, albo wyszły już ze szpitala, znajdują się w liceum w Devie pod opieką lekarzy, psychologa i lokalnych władz" - powiedziała Wysocka.
Dzieci, których rodzice nie dotrą do Warszawy w niedzielę, zostaną zakwaterowane w jednym ze stołecznych hoteli. Wiceminister zdrowia Ewa Kralkowska powiedziała, że jeśli okaże się to konieczne, dzieciom, które wrócą do kraju, zostanie zapewniona pomoc psychologiczna.

Jak wyjaśnił Marek Pol, wicepremier i  minister infrastruktury, delegacja zajmie się zbadaniem sytuacji, ustali zakres koniecznej pomocy i  oceni stan udzielonej pomocy ofiarom wypadku. Pol powiedział też, że jest przygotowany samolot sanitarny (zapewniony przez ubezpieczyciela firmy organizującej wyjazd dzieci), który zabierze do Polski tych poszkodowanych, których stan zdrowia na to pozwoli.
"To już nie może być przypadek. (...) Coś źle funkcjonuje w systemie pracy kierowców i  firm transportowych" - ocenił wicepremier nawiązując do czarnej serii wypadków autokarowych, jakie zdarzyły się w ciągu ostatnich dni.
Zapowiedział przedstawienie we  wtorek Radzie Ministrów pakietu działań specjalnych, mających na  celu zakończenie pasma wypadków autobusowych. Mają się w nim znaleźć m.in. natychmiastowe cofnięcie licencji dla wszystkich, którzy naruszyli zasady pracy kierowców.
Do wypadku doszło ok. godz. 6 rano w odległości 45 kilometrów od  miasta wojewódzkiego Deva, położonego około 400 kilometrów od  Bukaresztu. Konsulat został zawiadomiony przez policję dwie godziny później. Z informacji policyjnych wynika, że kierowca autokaru stracił prawdopodobnie panowanie nad pojazdem, który spadł ze zbocza i następnie uderzył w drzewo. Akcja ratunkowa trwała wiele godzin i była bardzo trudna - poinformowano w  konsulacie RP.
Według informacji rumuńskiej policji, kierowcy autobusu zmienili się na granicy węgiersko-rumuńskiej, a wypadek nastąpił po dwóch godzinach od zamiany. Policjanci podają, że autobus z dziećmi wjechał na lewy pas ruchu. Z naprzeciwka nadjeżdżał TIR, który zaczął trąbić, wtedy autobus gwałtownie skręcił w prawo i z powodu dużej prędkości wpadł na pobocze, ściął trzy drzewa i zatrzymał się na czwartym.
Kilkoro spośród hospitalizowanych jest w stanie ciężkim. Pozostali pasażerowie autokaru, którzy nie zostali poważniej poszkodowani, zostali umieszczeni w szkole sportowej w Devie, gdzie miejscowe władze zapewniły ofiarom wypadku zarówno nocleg, jak i wyżywienie.
Według Agencji France Presse, kierowca polskiego autokaru jechał z prędkością 95 kilometrów na godzinę; AFP powołuje się na  rumuńską policję, według której, kierowca prawdopodobnie zasnął za  kierownicą.
"Nie wiemy jeszcze dokładnie, czy autokar przekoziołkował, a jeżeli tak, ile razy. Z informacji przekazanych przez rumuńską policję wynika, że kierowca zasnął za kierownicą" - powiedziała PAP attache prasowy polskiej ambasady w Rumunii, Monika Wysocka.
Ambasada ustala, jaki jest los poszczególnych dzieci. Te, które ocalały z katastrofy i nie przebywają w szpitalu, zostały umieszczone w liceum w Devie. "Znajdują się pod opieką lekarzy i  władz lokalnych" - zapewniła attache.
O pięciu śmiertelnych ofiarach powiedziała też opiekunka grupy dzieci, udających się tym autokarem na kolonie do Bułgarii Izabela Łazęcka. Nie potrafiła nic powiedzieć o przyczynach wypadku. Według niej, droga była sucha, w autokarze było trzech kierowców.
Dzieci jechały autokarem marki mercedes 303. "Był to drugi autokar podstawiony przez organizatora. Rodzice zakwestionowali stan techniczny pierwszego autokaru. Z tego powodu dzieci spędziły noc z piątku na sobotę w  Krakowie, gdzie było główne miejsce zbiórki. W podróż wyruszyły w  sobotę przed południem" - powiedziała pracownica biura, która nie  chciała podać swego nazwiska. Kobieta nie znała powodu zamiany autokarów.
Według niej, w autokarze było 47 dzieci w wieku od 12 do 17 lat, trzech kierowców, czterech wychowawców i pilot. Skierowania na te kolonie sprzedawane były na terenie całego kraju, a pasażerowie zabierani byli przez autokar na trasie Warszawa-Lublin-Kraków.
Przedstawiciel szpitala miejskiego w Devie odmówił potwierdzenia informacji na temat ofiar śmiertelnych wypadku. Powiedział, iż ranni są obecnie poddawani koniecznym zabiegom, a  lżej poszkodowani - opatrywani.
Szpital udzielił także schronienia osobom nie poszkodowanym w  wypadku, zapewniając im m.in. odrębne pomieszczenie i napoje.
Informacje o osobach podróżujących autokarem do Burgas można uzyskać w skierniewickim biurze podróży pod numerami: 0(prefix)46 832 11 04 i 0(prefix)46 832 30 89.
Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Bogusław Majewski zapewnił, że dla rodziców dzieci zostanie zorganizowana pomoc, m.in w dotarciu do Rumunii. Szczegółów na ten temat nie podał. Bliscy osób poszkodowanych mogą dzwonić do Bukaresztu pod numer 00 40 12 30 23 30, wew. 244, 243.
AFP podała, że w akcji ratunkowej uczestniczyło 14 ambulansów i  śmigłowce, którymi przewożono najciężej rannych do okolicznych szpitali.
nat, pap