Tusk o Glińskim: premierem zostaje ten kto wygrywa wybory

Tusk o Glińskim: premierem zostaje ten kto wygrywa wybory

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk (fot. PAP/Radek Pietruszka) 
Premier Donald Tusk oświadczył, że jego rząd posiada większość w parlamencie - w związku z tym w ocenie szefa rządu "szukanie" nowej Rady Ministrów czy nowego premiera ma sens dopiero w sytuacji, gdy rząd takiego zaplecza parlamentarnego nie ma. Szef rządu skomentował w ten sposób przedstawienie przez PiS kandydata na premiera prof. Piotra Glińskiego.

- Jeśli miałoby się okazać w najbliższych dniach, tygodniach czy miesiącach, że nie mamy większości w parlamencie, to wtedy naturalną drogą parlament szukać będzie innego rządu i innego premiera. Ostatecznie można zdecydować o kolejnych wyborach - mówił Tusk. Szef rządu zastrzegł jednak, że na razie, poza wzmożoną aktywnością opozycji, nie ma żadnego faktu, który by się kazał zastanawiać nad dalszym kalendarzem politycznym "w jakiś lękliwy sposób".

- Jest większość, w piątek będziemy mogli to w jakiś sposób przetestować przecież i ta większość będzie dalej wykonywała swoje obowiązki. Nie będzie większości - ktoś inny będzie się ubiegał o najwyższe urzędy - podkreślił premier. Jednocześnie szef rządu skrytykował wystawienie na kandydata na szefa rządu kogoś, kto nie jest liderem partii politycznej. - W Polsce sprawdza się wreszcie model, w którym premierem zostaje ktoś, kto jest szefem formacji politycznej, która wygrywa wybory, która przedstawia takie czy inne propozycje, a później stara się z lepszym czy gorszym skutkiem je realizować. Ten model wydaje mi się bardziej przejrzysty dla obywateli - zaznaczył szef rządu. Dodał, że premierem zostaje ten, kto prowadzi do zwycięstwa partię polityczną w wyborach, bo daje to przynajmniej częściowo poczucie obywatelom, że mają wpływ na to, kto rządzi. - W związku z tym ze spokojem przyjmuję te informacje, że kolejka aspirantów do tej roli (szefa rządu) rośnie. Ta kolejka przestanie być kolejką, a stanie się istotnym faktem politycznym, kiedy wyborcy zdecydują o innym rozkładzie sił - zakończył premier.

PAP, arb