Polskie ministerstwo spraw zagranicznych zaostrzyło ochronę wszystkich naszych placówek w regionie.
"W nocy skontaktowaliśmy się ze wszystkimi (szefami placówek) w tamtej części świata i poleciłem im, aby jeszcze raz dokonali oceny i rozstrzygnęli czy zwracać się o nadzwyczajne środki ostrożności, czy nie" - powiedział Włodzimierz Cimoszewicz.
Minister podkreślił, że sprawcom najwyraźniej nie zależało na zabiciu polskich dyplomatów ani wyrządzeniu znacznych szkód materialnych.
"Nawet nie wiem, czy można i należy użyć słowa zamach, bo to był ładunek przypominający bardziej petardę niż bombę, był tak skonstruowany, że sprawcy nie nastawiali się na wyrządzenie szkód, zagrożenie życiu ludzi. Chodziło o eksplozję, o huk, o tego typu efekt" - ocenił szef MSZ.
"Mamy świadomość, że poziom zagrożenia (polskich placówek dyplomatycznych) jest nieco wyższy od normalnego i staramy się oczywiście sprostać tej sytuacji.(...) W Turcji od pewnego czasu korzystamy z podwojonej ochrony, no ale - jak się okazuje - to nie wystarcza" - przyznał na antenie Polskiego Radia minister.
***
Po środowym wybuchu przed polskim konsulatem generalnym w Stambule strona polska będzie zabiegać o wzmocnienie ochrony polskich placówek - powiedział w czwartek rano sekretarz ambasady Polski w Ankarze, Mariusz Błachowicz. Dodał, że turecka policja podjęła już tego rodzaju działania.
Według polskiego dyplomaty, bomba była ukryta w plastikowej torbie, podłożonej na chodniku przy ogrodzeniu budynku. Sprawcy zbiegli; nic nie wiadomo na temat ich pochodzenia. Zdaniem Błachowicza, prawdopodobnie byli to przedstawiciele organizacji ekstremistycznych, działających w Turcji.
***
Relacjonując incydent, zagraniczne media akcentują, że w ostatnich miesiącach w Turcji miało miejsce wiele podobnych zamachów, wymierzonych w zagraniczne placówki dyplomatyczne i handlowe, przede wszystkim amerykańskie i brytyjskie. Po raz pierwszy jednak celem takiej akcji stała się w środę placówka polska.
les, tvp, pap