Bo jest mężczyzną

Bo jest mężczyzną

Dodano:   /  Zmieniono: 
Proces o dyskryminację kandydata na pracownika ze względu na płeć rozpoczął się w wydziale grodzkim Sądu Rejonowego dla Krakowa Krowodrzy.
Przed sądem stanęła pracownica jednej z krakowskich spółek zajmujących się hodowlą roślin in vitro Beata P., obwiniona przez oddział Kontroli Legalności Zatrudnienia przy Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim o naruszenie ustawy o promocji zatrudnienia poprzez odmowę zatrudnienia kandydata na wolne stanowisko ze względu na płeć.

Genetyk z wyższym wykształceniem, Krzysztof Sz. nie mógł zostać laborantem, ponieważ jako mężczyzna miał mniejsze zdolności manualne i mniej cierpliwości niż kobiety. Taką opinię usłyszał w chwili ubiegania się o tę pracę.

Obwiniona Beata P. nie przyznała się do winy i wyjaśniła, iż powodem niezatrudnienia kandydata był fakt, że nie spełniał on odpowiednich wymogów; zapotrzebowanie do urzędu pracy złożono bowiem na kandydata ze średnim, a nie wyższym, wykształceniem, bo tacy - jej zdaniem - bardziej szanują pracę.

Wyjaśniła przed sądem, że Krzysztof Sz. był 41. kandydatem do pracy i nie chciał zostawić nr telefonu w celu dalszego kontaktu. Domagał się, jak mówiła, sprawdzenia jego zdolności manualnych, które były jednym z wymagań, i ostatecznej decyzji o zatrudnieniu. Beata P. twierdzi, że nie mogła tego zrobić i na skierowaniu z urzędu pracy napisała, że kandydat nie  spełnia wymogów. Kobieta wyjśniła, że nie miała też możliwości sprawdzenia jego zdolności manualnych i doświadczenia.

Beata P. przyznała, iż z jej praktyki wynika, iż mężczyźni są gorszymi pracownikami, ponieważ nie mają wystarczających zdolności manualnych, nie potrafią się skupić, nie mają wiele cierpliwości i nie wypełniają normy.

Jak zeznał Krzysztof Sz., to samo mówiła w rozmowie z nim - powołując się na badania naukowe z zakresu genetyki. Przyznał, że to go zdenerwowało, ponieważ uważa, że "nauka nie powinna mieć społecznych implikacji". Wyjaśnił ponadto, że nie mógł oczekiwać na telefon od ewentualnego pracodawcy, ponieważ utraciłby status bezrobotnego. Mężczyzna musiał bowiem oddać w  urzędzie pracy informację, czy został do nowej pracy przyjęty, czy  nie.

Krzysztof Sz. uważa, że jako były doktorant i laborant w  Instytucie Mikrobiologii UJ posiada odpowiednie kwalifikacje na  laboranta i nie zrażała go niska płaca. "Potrzebowałem tej pracy" -  powiedział przed sądem. Dodał, że kilkakrotnie już zetknął się z  przypadkami, że pracodawcy pytają kandydatów do pracy o ich stan cywilny, o to z kim mieszkają.

Sąd przesłucha na następnej rozprawie świadków: szefa spółki i inspektora kontroli pracy. Obwinionej pracownicy grozi kara do 5 tys. zł grzywny.

ss, pap