Nie dostawał wypłaty, więc wyszedł... na dźwig

Nie dostawał wypłaty, więc wyszedł... na dźwig

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Wikipedia) 
Grzegorz U. z Lublina walczył o zaległą pensję z pracodawcą przez trzy dni. W poniedziałek, podjął decyzję o wejściu na prawie 40-metrowy dźwig, by zwrócić uwagę pracodawcy na zaległą dwumiesięczną wypłatę. Na szczycie żurawia groził, że skoczy, jeśli nie dostanie należnych mu pieniędzy.
– Nie mam z czego opłacić rachunków, nie starcza mi na jedzenie. Dlatego postanowiłem ze sobą skończyć – groził w poniedziałek Grzegorz U. na szczycie dźwigu. Policyjnym negocjatorom udało się sprowadzić na dół niedoszłego samobójcę po zapewnieniach, że pracodawca załatwi zaległą wypłatę. Grzegorz pieniędzy nie dostał jednak ani następnego dnia, ani w środę. Kiedy pracodawca zwlekał z wypłatą i ograniczył się do ustnych zapewnień, jego pracownik postanowił znowu wdrapać się na dźwig.

– Tym razem nie mam zamiaru skakać. Będę tu siedział aż dostanę wypłatę. Podstawowej pensji są mi winni 1480 zł. Do tego dochodzi około 600 złotych za nadgodziny – groził Grzegorz U. przez komórkę dziennikarzom zebranym wokół dźwigu. Miał ze sobą jedzenie i termos. Po trzech godzinach protestu zszedł do negocjatorów czekających na niego z wypłatą w kopercie.

– Jestem zadowolony, że się udało. Szkoda tylko, że w ten sposób muszę walczyć o ciężko zarobione pieniądze – podsumowuje swój protest Grzegorz U.

„Fakt", pmr