„Chciałbym, żeby mój kraj otrzymał gwarancje bezpieczeństwa od Ukrainy. Byłbym spokojniejszy, gdybym wiedział, że w razie rosyjskiego ataku, Ukraińcy będą walczyć razem z nami i zabezpieczać tę część Europy” – pisze Gabriellius Landsbergis, były szef dyplomacji Litwy.
Jeden z najbardziej zaangażowanych w pobudzanie europejskiej gotowości do obrony przed Rosją polityków w UE stara się w ten sposób odwrócić niekończącą się debatę na temat tego, czy NATO jest gotowe udzielić ochrony Ukrainie.
Z punktu widzenia Litwy, wystawionej – podobnie zresztą, jak Polska – na niebezpieczeństwo bezpośredniego uderzenia ze strony Rosji, Ukraina wydaje się być równie cennym, jeśli nie cenniejszym sojusznikiem, niż pogrążony w debacie na temat finansowania zbrojeń Sojusz.
To zaś oznacza, że kraj, który skutecznie i w dużej mierze samodzielnie stawia opór rosyjskiej agresji powinien być przez Europejczyków traktowany jako bezcenny nabytek, a nie obciążenie dla europejskiego bezpieczeństwa.
Landsbergis zwraca uwagę, że NATO ciągle znajduje się na etapie uświadamiania sobie powagi rosyjskiego zagrożenia. A Putin nie będzie przecież bezczynnie czekać, aż sojusznicy uzgodnią wzrost wydatków na zbrojenia i wprowadzą te plany w życie. Jeśli miałby nas atakować, to teraz, gdy Sojusz nie jest jeszcze gotowy do zdecydowanej reakcji. Kraje graniczące bezpośrednio z Rosją i Białorusią, takie jak np, Litwa, ale także Polska, powinny w równym stopniu liczyć na NATO, jak i na ukraińską pomoc wojskową w razie wojny.
Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.