Łesia z Buczy: Wojna się zaczęła, a oni kupowali kwiaty

Łesia z Buczy: Wojna się zaczęła, a oni kupowali kwiaty

Zniszczenia w Buczy
Zniszczenia w Buczy Źródło:Wprost / Karolina Baca-Pogorzelska
1 maja w Buczy ma się otworzyć z powrotem po wojennych działaniach jeden z flagowych marketów Ukrainy – ATB. Ale w jednej z piwnic sklep już działa, pracuje też kawiarnia, a od trzech dni nawet stacja benzynowa. Wracamy do Buczy niespełna trzy tygodnie po naszej pierwszej wizycie, by opowiedzieć historię Łesi. W dniu wybuchu wojny pracowała w kwiaciarni i do tej pory wspomina, że ludzie jeszcze wtedy kupowali kwiaty. – Nikt w nią nie wierzył – mówi.

Niespełna miesiąc temu opisywaliśmy historię jednego z cyborgów walczących o lotnisko w Doniecku – Julija Terehowa. Okazało się, że Julij mieszkał w Buczy. Część rodziny jego żony została tam, gdy Rosjanie zaatakowali Ukrainę 24 lutego. Trzy tygodnie temu mogliśmy porozmawiać z jego teściową tylko telefonicznie i anonimowo. Dziś Łesia, która przez telefon, będąc w Obuchowie pod Kijowiem, wypowiadała się bardzo powściągliwie i anonimowo, zaprosiła nas do swojego domu w Buczy. Domu, który przetrwał, a Rosjanie wybili tam tylko okna (w porównaniu do skali zniszczeń w mieście słowo „tylko” jest jak najbardziej adekwatne).

24 lutego

– 24 lutego z samego rana zadzwonił telefon. To była Ola, moja starsza córka, żona Julija. Powiedziała „mamo, zaczęła się wojna”, a ja patrzyłam na telefon jak zahipnotyzowana. Młodsza córka, Iwanka, też sobie wojskowego chłopca znalazła, Wanię. Ale do mnie te ostrzeżenia jakoś nie dotarły – mówi „Wprost” Łesia, gdy w końcu udaje się nam spotkać w jej domu w Buczy.

Źródło: Wprost