Buriaci to „mięso armatnie” Putina na Ukrainie. „Ciała płyną niekończącym się strumieniem”

Buriaci to „mięso armatnie” Putina na Ukrainie. „Ciała płyną niekończącym się strumieniem”

Rosyjski czołg
Rosyjski czołg Źródło:Newspix.pl / Nicolas Cleuet/Le Pictorium Agency via ZUMA Press
Rosyjscy żołnierze, którzy rezygnują z walki na Ukrainie, są zastraszani. Mimo wszystko 150 wojskowych, w większości mieszkańców Buriacji, wróciło do kraju. Pomaga im w tym jedna z tamtejszych fundacji. – Do Buriacji codziennie przywożą trumny. Pogrzeby odbywają się codziennie, ciała płyną niekończącym się strumieniem – powiedziała jej wiceprzewodnicząca.

W Buriacji powstała antywojenna fundacja „Wolna Buriacja”, która pomaga żołnierzom rosyjskiej armii w powrotach z frontu. Wiceprzewodnicząca tej organizacji, Wiktoria Maładajewa, przyznała w rozmowie z Vot Tak, rosyjskojęzycznym portalem Biełsatu, że do Rosji wróciło około 150 żołnierzy, którzy odmówili walki na Ukrainie. Większość z nich to mieszkańcy Buriacji. Jak dodaje Biełsat, samolot z „odmówcami” wylądował też w Omsku. – Teraz są ze swoimi rodzinami, ale uważamy, że będą potrzebować zarówno pomocy medycznej, jak i psychologicznej – powiedziała Maładajewa.

Przyznała też, że prośby od żołnierzy napływają od pierwszych dni działalności organizacji, czyli od marca. Jednak opuścić szeregi rosyjskiej armii nie jest łatwo. Maładajewa opowiedziała historię rosyjskich żołnierzy, których zabrano do zamkniętego obozu w obwodzie ługańskim a tam zaczęto „grozić im sprawami karnymi pod pretekstem rzekomo wydanej ustawy o nieuprawnionym wyjeździe z Ukrainy”.

Żołnierze więzieni za rozwiązanie kontraktu. „Staramy się sprowadzić ich do domu”

Poza tym pojawiały się doniesienia o kilkunastu żołnierzach z różnych części Rosji, którzy są więzieni po rozwiązaniu kontraktu z armią. – Oni byli w Alczewsku, gdzie napisali wnioski o zwolnienie ze służby. Początkowo nie pozwolono im odejść, potem zabrano ich na dworzec, gdzie chcieli na własną rękę pojechać autobusem do Rosji – powiedziała Maładajewa. – Ale zostali zatrzymani przez żandarmerię, zabrani na przesłuchanie, odebrano im dokumenty i sprzęt – dodała.

– Teraz zajmują się różnymi pracami remontowymi, a przez resztę czasu trzymani są w piwnicy. Siedzą tam jak niewolnicy. Oczywiście zarówno oni, jak i my boimy się, że zostaną po cichu wysłani na front jako mięso armatnie lub po prostu rozstrzelani. Dlatego nagłaśniamy tę sytuację i staramy się sprowadzić ich do domu – mówiła dalej.

„Tysiące chętnych do odmowy służby, ale tylko niektórzy mają taką możliwość”

Maładajewa przyznała, że codziennie piszą do nich żołnierze albo ich bliscy. – Trzeba też wziąć pod uwagę, że niewiele osób na froncie ma telefony. Wielu zabrano iPhone’y, chodzą ze zwykłymi „deseczkami” (telefonami z klawiaturą – przyp. red.) i nie wiedzą, gdzie się zwrócić – tłumaczyła. – Oznacza to, że w rzeczywistości są tysiące chętnych do odmowy służby, ale tylko niektórzy mają taką możliwość – podkreśliła.

– Do Buriacji codziennie przywożą trumny. Pogrzeby odbywają się codziennie, ciała płyną niekończącym się strumieniem. Region był drugim pod względem strat w tej wojnie po Tuwie, co przypisujemy temu, że nasi żołnierze byli używani jako mięso armatnie. Z kolei z samej Moskwy czy Petersburga liczba ofiar śmiertelnych jest minimalna. Putin wysyła ludzi na podbój kolejnej kolonii dla swojego imperium, to wszystko – podsumowała.

Raport Wojna na Ukrainie Otwórz raport Czytaj też:
Brytyjski wywiad wskazuje kolejny cel Rosjan. „Siły rosyjskie powoli posuwają się na zachód”