Zabić Baracka Obamę

Zabić Baracka Obamę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amerykańskie służby specjalne udaremniły do tej pory, co najmniej pięć prób zamachu na Prezydenta USA. Mimo to Amerykanie mają coraz większe wątpliwości, czy najważniejsza osoba w państwie jest dobrze chroniona.
Po spektakularnej wpadce służb ochrony prezydenta USA, które pozwoliły wejść na oficjalny obiad z Barackiem Obamą dwójce nieproszonych gości, amerykańskie media domagają się wyjaśnień i wzmocnienia nadzoru. Tymczasem ochrona zapewnia, że bardziej chronić prezydenta już się nie da.

Obama pod specjalnym nadzorem

Barack Obama otrzymał ochronę z ramienia służb specjalnych Sceret Service na długo zanim wprowadził się do Białego Domu – już wiosną 2007 roku, kiedy tylko ogłosił chęć startu w wyborach. Zazwyczaj służby zajmują się politykami dopiero wtedy, gdy ci zwyciężą w prawyborach swej partii. W przypadku Obamy, po tym jak pokonał Hillary Clinton i został oficjalnym kandydatem Partii Demokratycznej do jego ochrony oddelegowano trzy raz więcej agentów niż zazwyczaj. Pomimo zaangażowania tak dużych środków, agenci wciąż mają pełne ręce roboty. Choć Amerykanom trudno się do tego przyznać faktem jest, że Obama z racji koloru skóry otrzymał najwięcej pogróżek ze wszystkich dotychczasowych prezydentów USA. Część z nich okazała się wyjątkowo poważna. Zdaniem Secret Service służbom udało się udaremnić co najmniej pięć prób zabójstwa prezydenta.

Arsenał w domu, karabin w bagażniku

Za pierwsze poważne zagrożenie uznaje się sygnał o możliwym ataku podczas konwencji Demokratów w Denver w sierpniu 2008 roku. 80 tysięcy ludzi czekało wówczas dwie godziny w kolejkach do wejścia na stadion. Musieli też przechodzić przed dwie bramki do wykrywania metali.

Po raz kolejny prezydentowi zagroziła grupa nastoletnich skinheadów ze stanów Tennessee i Arkansas. Służby prawdopodobnie zbagatelizowałyby te groźby, gdyby nie fakt, że zadeklarowani zamachowcy szkolili się w strzelaniu z karabinków snajperskich.

Za najpoważniejszą próbę zamachu uważa się jednak plan kaprala piechoty morskiej Kody'ego Brittinghama, 20-latka z koszar w Karolinie Północnej. Brittingham trafił w ręce policji z zupełnie innego powodu. Został zatrzymany w grudniu 2008 r., gdy z dwójką kolegów z wojska okradał sklep. Dopiero potem okazało się, że zaprzysiągł zabić Obamę. Tłumaczył, że jako żołnierz przysięgał „bronić USA przed wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi", a do tych drugich zaliczył właśnie przyszłego prezydenta. - My w marines walczymy z Osamą, powinniśmy też walczyć z Obamą – mówił.

Z kolei Johna Breka, ochroniarza z lotniska Newark pod Nowym Jorkiem, zatrzymano po tym, jak zapowiedział swoim kolegom, że zastrzeli prezydenta przez dziurę w płocie lotniska. Dzień przed przylotem Obamy Breka aresztowano, a w jego domu znaleziono kilkadziesiąt karabinów. Innego domniemanego zabójcę, Joshuę Bowmana,policja zatrzymała pod Kongresem USA w momencie, gdy we wrześniu Obama mówił tam o swych planach reformy służby zdrowia. W samochodzie miał karabin, pistolet i 500 sztuk amunicji.

Liczba gróźb na „normalnym" poziomie

Jak podaje „New York Times", najwięcej gróźb i konkretnych spisków wymierzonych w prezydenta wykryto od dnia zwycięstwa wyborczego Obamy w listopadzie 2008 r. do inauguracji prezydentury w styczniu 2009 r. oraz w pierwszych jej miesiącach. Podobnie było w czasie kampanii wyborczej, kiedy przyszły prezydent dostawał kilkanaście pogróżek dziennie. Dziś ta liczba jest mniejsza co bynajmniej nie znaczy, że bezpieczeństwo głowy państwa istotnie się poprawiło. Łatwy dostęp do broni w Stanach Zjednoczonych powoduje, że wielu grożących prezydentowi ma w domu prywatne arsenały.

Przedstawiciele Secret Service powiedzieli „The New York Times", że w ostatnich kilku miesiącach liczba pogróżek wobec Obamy „spadła do normalnego poziomu". Jednak, jak mówi rzecznik służby, „nie możemy już wzmocnić ochrony prezydenta, bo cały czas jest ona na najwyższym możliwym poziomie”.

„Gazeta Wyborcza", Łp