Zapytany, czy Waszyngton nie ma powodu niepokoić się, że po odejściu Mubaraka do władzy dojdą islamiści z Bractwem Muzułmańskim na czele, ElBaradei odrzucił te obawy jako nieuzasadnione. - To całkowicie fałszywe rozumowanie. Bractwo Muzułmańskie to organizacja religijnych konserwatystów. Nie są oni ekstremistami, nie używają przemocy i nie reprezentują większości społeczeństwa egipskiego - może 20 procent - powiedział. Reżim egipski - podkreślił - posługuje się Bractwem Muzułmańskim jako straszakiem wobec USA i całego Zachodu.
ElBaradei stanowczo zaprzeczył, jakoby islamiści stali za demonstracjami w Egipcie. - To nieprawda. To młodzi ludzie, którzy nie mają żadnej ideologii poza tym, że chcą nadziei, poszanowania ich godności i zaspokojenia podstawowych potrzeb - powiedział. - To się nie skończy, dopóki Mubarak nie odejdzie i dopóki nie dogadamy się z armią co do powstania rządu jedności narodowej - dodał. Podkreślił też, że po obaleniu Mubaraka Egipt na pewno "nie będzie wrogo nastawiony do USA" - W Egipcie, w świecie arabskim, byliśmy tradycyjnie przyjaciółmi Ameryki i Europy i nie mam wątpliwości, że to będzie trwało - oświadczył ElBaradei.
pap, ps