W co gra Karzaj?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostre słowa wypowiadane przez prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja pod adresem NATO są elementem gry, nastawionej na zdobycie sympatii rodaków. W rzeczywistości Karzaj był i wciąż jest marionetką w rękach Waszyngtonu.
Afgański prezydent Hamid Karzaj nie ma łatwego życia. Państwo, nad którym sprawuje władzę (choć realna władza prezydenta ogranicza się do Kabulu i najbliższej okolicy), pogrążone jest w głębokim chaosie. Co chwila napływają stamtąd niepokojące wieści – a to setki talibów uciekają z więzienia w Kandaharze, a to afgańscy oficerowie strzelają do amerykańskich sojuszników, a to partyzanci przejmują inicjatywę w walce z rządem. Wciąż wzrasta też niezadowolenie zwykłych Afgańczyków, którzy chcieliby odrobiny spokoju i stabilizacji – choćby takich, jakie zapewniali radykalni talibowie.

Władza Karzaja jest bardzo niepewna. Prezydent musi znać historię swojego kraju i na pewno doskonale wie, że dotychczas przywódcy w Afganistanie kończyli kiepsko – albo byli mordowani, albo – w optymistycznym scenariuszu – zmuszani do emigracji. W Afganistanie nie ma tradycji pokojowej sukcesji władzy - dotyczy to szczególnie tych przywódców, których w Kabulu umieścili przybysze spoza kraju (Brytyjczycy, Sowieci czy Amerykanie). Karzaj, aby mieć nadzieje na uniknięcie losu poprzedników musi krytykować działania sił zewnętrznych – w tym przypadku NATO – budując wizerunek prawdziwego i samodzielnego afgańskiego przywódcy, dbającego o interesy rodaków. Antyamerykanizm jest w tej części świata zawsze modny.

Ale krytyka Karzaja to tylko słowa, słowa, słowa. W praktyce Karzaj jest dla USA marionetką, a nie równoprawnym partnerem do rozmów. A w związku z tym nie jest w stanie wpłynąć na strategię wojsk koalicji. Bez wsparcia międzynarodowych sił – tak wojskowego (132 tysiące żołnierzy) jak i finansowego (4 miliardy dolarów rocznie na wsparcie rozwoju) – jego fasadowy rząd rozsypałby się niczym domek z kart, a Karzaj podzieliłby los Nura Mohammeda Tarakiego, którego – gdy tylko radzieckie wojska opuściły kraj - brutalnie pozbyli się rodacy.

Karzaj może dziś ostro krytykować NATO i działalność Stanów Zjednoczonych, przedstawiać ultimatum i grozić palcem, ponieważ zdaje sobie sprawę, że koalicja międzynarodowa nie ma wobec jego władzy realnej alternatywy. Jeśli bowiem nie Karzaj, to kto? Brak następcy dla Karzaja został dobitnie potwierdzony w 2009 roku, kiedy Zachód przyzwolił na sfałszowanie wyborów prezydenckich.

Mimo wszystko prezydent Afganistanu musi uważać, by nie przekroczyć cienkiej i niewidzialnej linii – Stany Zjednoczone nie mają bowiem sentymentów, gdy chodzi o zmianę kłopotliwych przywódców w trzecim świecie. Jeśli prezydent Afganistanu powie o jedno słowo za dużo – nie będzie mógł liczyć na specjalne względy.