Śmierć Kim Dzong Ila "nie może w sposób negatywny oddziaływać na pokój i stabilizację na Półwyspie Koreańskim" - oświadczył japoński premier w rozmowie ze swoim chińskim odpowiednikiem Wenem Jiabao. - W tej sytuacji rola Chin jest wyjątkowo ważna - zaznaczył premier Noda, cytowany przez rzecznika japońskiego MSZ. Chińska telewizja państwowa podała, że premierzy obu państw uzgodnili, iż w najbliższej przyszłości zostaną wznowione rozmowy sześciostronne (pomiędzy dwiema Koreami, USA, Chinami, Rosją i Japonią) na temat denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Nie sprecyzowano jednak, kiedy miałoby to nastąpić. Rozmowy sześciostronne utknęły w martwym punkcie w grudniu 2008 roku.
Kim Dzong Il zmarł 17 grudnia w wieku 69 lat na atak serca po 17 latach rządów. Na następcę dyktatora namaszczony został jego najmłodszy syn, Kim Dzong Un. Zdaniem analityków, trudno przewidzieć, jaki kurs obierze Korea Płn. po śmierci swojego przywódcy. Według źródła bliskiego władzom w Phenianie i Pekinie, Kim Dzong Un będzie musiał dzielić władzę ze swoim wujem i wojskiem. Źródło, na które powoływał się w zeszłym tygodniu Reuters, twierdzi, że odizolowana Korea Północna przechodzi obecnie od silnej dyktatury do zbiorowych rządów. Wujem Kim Dzong Una jest 65-letni Dzang Song Tek, który od 2009 r. pełni funkcję zastępcy przewodniczącego Narodowej Komisji Obrony. Wierność ok. 30-letniemu synowi zmarłego przywódcy zadeklarowało również wojsko.
Korea Północna przeprowadziła 19 grudnia próbę z pociskiem rakietowym krótkiego zasięgu na swym wschodnim wybrzeżu. Według źródła Reutersa, celem było ostrzeżenie USA przed wykonywaniem ruchów przeciwko krajowi. Phenian nie planuje jednak obecnie dalszych prób, chyba że - jak zastrzegają przedstawiciele północnokoreańskich władz - zostanie sprowokowany.PAP, arb