Ukraina: nie ma dowodów, że ktoś chciał zabić Putina

Ukraina: nie ma dowodów, że ktoś chciał zabić Putina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin (fot. EPA/DMITRY ASTAKHOV/RIA NOVOSTI/PAP)
Ukraińskie służby specjalne nie znalazły dowodów potwierdzających przygotowania do zamachu na premiera Rosji, a obecnie prezydenta-elekta Władimira Putina - podały ukraińskie media powołując się na źródła w organach bezpieczeństwa państwa.
Informacje o udaremnieniu przez służby specjalne Ukrainy i Rosji zamachu na Putina, który mieli zlecić czeczeńscy rebelianci, przekazała 27 lutego rosyjska telewizja państwowa Kanał Pierwszy. Do zamachu -  według telewizji - miało dojść wkrótce po marcowych wyborach prezydenckich w Federacji Rosyjskiej. Kanał Pierwszy podał, że domniemanych zamachowców - trzech obywateli Rosji - ujęto na początku lutego w Odessie, na południu Ukrainy, dokąd przybyli oni ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich przez Turcję. Mężczyźni rzekomo planowali zdetonowanie potężnego ładunku wybuchowego w pobliżu Prospektu Kutuzowa w czasie przejazdu kolumny samochodowej z premierem Federacji Rosyjskiej.

- Rzeczywiście, na twardym dysku należącego do zatrzymanych notebooka było nagranie, na którym widać jadącą kolumnę Putina, ale to  wideo było wykorzystywane nie dla przygotowania zamachu terrorystycznego, lecz dla szkolenia nowej grupy terrorystów. Wszystko wskazuje na to, że ani jeden z zatrzymanych nie miał do czynienia z  przygotowaniami do zamachu na terytorium Ukrainy, czy Rosji, w każdym razie śledztwo takimi danymi nie dysponuje - oświadczył rozmówca z  ukraińskich organów ścigania, cytowany w poniedziałek przez agencję Interfax-Ukraina.

"Celem końcowym była Moskwa"

Wiadomość o przygotowaniach do zamachu na Putina potwierdzał wcześniej jego sekretarz prasowy Dmitrij Pieskow. - Informację potwierdzam, ale na razie jej nie komentuję - mówił. Doniesienia te  potwierdziła również Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Z relacji rosyjskiej telewizji wynikało, że zamordowanie Putina zlecił przywódca rebeliantów czeczeńskich Doku Umarow. "Celem końcowym była Moskwa, gdzie miała być podjęta próba zamachu na  premiera Putina. Są takie miny, które nazywa się minami przeciwburtowymi. Nie jest więc potrzebny zamachowiec-samobójca" -  cytował Kanał Pierwszy jednego z domniemanych terrorystów. Stacja przedstawiła go jako Adama Osmajewa.

O schwytaniu w Odessie trzech obywateli FR podejrzanych o terroryzm jako pierwsza 7 lutego poinformowała SBU. Nie przekazała ona wówczas żadnych szczegółów. Na ślad terrorystów SBU wpadła na początku stycznia po eksplozji w  jednym z mieszkań w Odessie. Okazało się, że w lokalu tym przyszli zamachowcy przygotowywali ładunek wybuchowy. W eksplozji zginął jeden z  terrorystów. Drugiego - niejakiego Ilję Pijanzina - lekarze zdołali uratować. To właśnie Pijanzin zeznał, że zleceniodawcą zamachu na Putina był Umarow.

Putina chcą zabijać co wybory

Rosyjskie media przypominały, że podobna historia miała miejsce także przed poprzednimi wyborami prezydenckimi w Rosji w marcu 2008 roku. Rosyjskie służby specjalne poinformowały wtedy o zatrzymaniu w pobliżu Kreml a mężczyzny z karabinem snajperskim. Twierdziły one, że zatrzymany -  24-letni obywatel Tadżykistanu Szachweład Osmanow - zamierzał zastrzelić Putina i prezydenta Dmitrija Miedwiediewa podczas koncertu na  Placu Czerwonym. W 2000 roku ukraińskie służby specjalne utrzymywały, że weszły w  posiadaniu danych o planowanym zamachu na Putina. Miało do niego dojść w  czasie nieformalnego szczytu WNP w Jałcie 18-19 sierpnia. Ówczesny szef SBU Leonid Derkacz przekazał, że na Krymie schwytano i wydalano z  terytorium Ukrainy czterech Czeczenów.

Podczas 12 lat rządów Putina informowano o co najmniej 10 próbach zamachu na jego życie. 

PAP, arb