Łzawe pożegnanie krwawego prezydenta

Łzawe pożegnanie krwawego prezydenta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Poświęcam swą prezydenturę, by położyć kres walkom i umieraniu ludzi - powiedział w przemówieniu pożegnalnym prezydent Liberii, oskarżany o podsycanie konfliktów w regionie.
"Postanowiłem poświęcić swą prezydenturę, ponieważ widzę, jak umierają ludzie, i muszę położyć kres walkom" - powiedział prezydent Liberii Charles Taylor. Jest on oskarżany o podsycanie przez 14 lat konfliktów wojennych w regionie i bogacenie się na handlu bronią. Trybunał ds. zbrodni wojennych w Sierra Leone (dokąd Taylor dostarczał broń) obciąża gp odpowiedzialnością za śmierć 200.000 ludzi.

W swym przemówieniu pożegnalnym prezydent, który wygrał wybory z  1997 r. dzięki temu, że był wówczas najsilniejszym w regionie "watażką", oskarżył Amerykanów o to, że "wymusili na nim ustąpienie". Zrzeczenie się władzy i opuszczenie kraju było warunkiem zaprzestania walk, jaki postawili rebelianci z ruchu Liberyjczyków Zjednoczonych dla Pojednania i Demokracji, kontrolującego w wyniku 3-letniej wojny domowej 80 proc. terytorium kraju.

W wygłodniałej, do niedawna półtoramilionowej Monrowii, z której w czasie trzymiesięcznego oblężenia uciekło 250.000 mieszkańców, mowy prezydenta słuchało niewiele osób. Choćby z tej przyczyny, że  zabrakło baterii do odbiorników tranzystorowych, a stolica Liberii już od dawna nie ma prądu. Z braku paliwa do generatorów prądu zamilkły obie rządowe stacje radiowe - przemówienie było transmitowane jedynie przez prywatną rozgłośnię "Kiss FM".

Gdy transmitowano pompatyczną mowę Taylora, na przyczółkach trzech mostów prowadzących do centrum stolicy, o które toczyły się przez ostatnie 3 miesiące krwawe walki, dzieci i nastolatki z karabinami szturmowymi AK-47 - żołnierze obu wojsk, rządowego i rebelianckiego - bratali się, popijając wspólnie piwo i częstując się marihuaną.

Mimo iż ustały walki, podczas których zginęło ok. 2.000 mieszkańców Monrowii, w mieście trwają masowe rabunki i gwałty. Pijane "dzieci wojny" - jak nazywają mieszkańcy armię Taylora, dowodzoną przez nielicznych dorosłych oficerów - żołnierze nie opłacani od kilku miesięcy, wcielają w życie zasadę "zapłać sam sobie".

Wysłannik hiszpańskiej agencji EFE napisał w niedzielę: "Nie sposób określić liczby gwałconych codziennie kobiet i małych dziewczynek; ofiary umierają wykrwawione, ponieważ umundurowani gwałciciele działają w grupach i nie szczędzą im ciosów".

Taylor w poniedziałek w południe ma dokonać w pałacu prezydenckim, strzeżonym przez żołnierzy południowoafrykańskich z pokojowych sil interwencyjnych, przekazania władzy wiceprezydentowi Mosesowi Blahowi, który ma zostać - zapewne tylko na kilka dni - prezydentem ad interim. Na tej ceremonii, której Taylor chce nadać uroczysty charakter, mają być obecni prezydent RPA Thabo Mbeki i prezydent Ghany John Kufuor, przewodniczący Wspólnocie Gospodarczej Afryki Zachodniej. Mediowała ona między ustępującym prezydentem a rebeliantami i wystawiła liczące 3.800 żołnierzy siły pokojowe, których forpoczta w sile 800 ludzi przybyła 4 sierpnia do obleganej Monrowii.

Taylorowi uda się zapewne uniknąć kary za swe zbrodnie. Prezydent Nigerii, głównej potęgi wojskowej regionu, obiecał mu azyl polityczny, nie stanie więc prawdopodobni przed Trybunałem ds. zbrodni w Sierra Leone.

em, pap