W niedzielę zdominowana przez konserwatywne duchowieństwo Rada Strażników nie dopuściła do udziału w lutowych wyborach ponad dwóch tysięcy liberalnych i proreformatorskich kandydatów, w tym ponad 80 obecnych deputowanych.
Najwyższy przywódca duchowo-polityczny Iranu, Ali Chamenei, do którego należy ostatnie słowo we wszystkich sprawach wagi państwowej, odmówił na razie ingerowania w konflikt między konserwatystami i reformatorami. Zapowiedział, że użyje swego autorytetu, jeśli konflikt "wykroczy poza granice prawa". Jednocześnie wezwał do zachowania spokoju, podkreślając, że "wszyscy powinni podporządkować się prawu, ponieważ złe prawo jest lepsze od braku prawa".
Przebywający z wizytą w Iranie szef dyplomacji Unii Europejskiej Javier Solana, jakkolwiek uznał obecny konflikt za "sprawę wewnętrzną Iranu", podkreślił jednak, że trudno będzie mu wytłumaczyć w Parlamencie Europejskim motywy wykluczenia z wyborów kilku tysięcy polityków, w tym Mohammada Rezy Chatamiego, obecnego wiceprzewodniczącego parlamentu Iranu. W ubiegłym tygodniu MSW w Teheranie odrzuciło ofertę UE przysłania obserwatorów na wybory 20 lutego.
Organizacja duchownych, związanych z proreformatorskim prezydentem Mohammadem Chatamim, oskarżyła w poniedziałek konserwatystów o "torowanie drogi wrogom, którzy chcą wykazać, że Iran jest państwem despotycznym". "Ci, którzy twierdzą, że bronią systemu islamskiego, ignorując jednocześnie żywotną rolę narodu, zagrażają Islamskiej Republice Iranu" - podkreślają zwolennicy prezydenta.
em, pap