Radykał idzie do polityki

Radykał idzie do polityki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Al-Sadr, radykalny duchowny szyicki, który w kwietniu wywołał krwawą rebelię, wyraził gotowość dialogu z nowym rządem Iraku i zapowiedział utworzenie własnej partii politycznej.
Tymczasem przeciwnicy nowego porządku zabili w ciągu weekendu dwóch wysokich rangą oficjeli irackich, a w eksplozji samochodu- pułapki w Bagdadzie zginęło 12 osób.

Muktada al-Sadr, 31-letni inicjator rebelii, w której zginęły setki ludzi, oświadczył w kazaniu w Kufie, że "popiera nowy rząd tymczasowy" i wezwał swych zwolenników, aby "pomogli mu wprowadzić społeczeństwo na drogę bezpieczeństwa i pokoju".

W niedzielę rzecznik Sadra powiedział, że sadryści noszą się z  zamiarem utworzenia partii politycznej, aby wziąć udział w  zapowiadanych na styczeń wyborach powszechnych. Dzień wcześniej inny rzecznik radykalnego duchownego oświadczył, że jest on gotów podjąć dialog z rządem pod warunkiem, iż nowe władze ogłoszą "kalendarz zakończenia okupacji" i "wyraźnie powiedzą Irakijczykom i światu, że odrzucają okupację".

Rozpoczynając rebelię w kwietniu, Sadr miał nadzieję wywołać powszechne powstanie szyitów, stanowiących 60 procent ludności Iraku. Bojówki Sadra przyciągnęły jednak niewielu ludzi i rebelia obecnie dogasa.

Wypowiedzi Sadra i jego współpracowników wskazują, że wobec fiaska planów powstania ugiął się on pod naciskiem wpływowych umiarkowanych ajatollahów irackich, od początku nawołujących go do  zaniechania walk. Zarazem widać, że Sadr stara się zachować swój wizerunek przywódcy, który stawił czoło Amerykanom.

Okupacja amerykańska kończy się oficjalnie 30 czerwca, kiedy tymczasowy rząd Alawiego przejmie suwerenną władzę od koalicji. Zgodnie z rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ wojska amerykańskie i  koalicyjne mogą pozostać w Iraku do pierwszych miesięcy 2006 roku, to jest do chwili powstania stałego rządu Iraku.

Większa pojednawczość Sadra, który zaczyna już myśleć o udziale w  walce wyborczej, nie oznacza jednak końca kłopotów koalicji i  nowych władz irackich. Potwierdzają się ich obawy, że partyzanci i  terroryści będą wzmagać ataki w miarę zbliżania się terminu przejęcia suwerenności przez Irakijczyków.

W sobotę w dwóch oddzielnych atakach zamachowcy zastrzelili w  Bagdadzie wiceministra spraw zagranicznych Iraku Bassama Saleha i  ranili dowódcę irackiej straży granicznej, gen. Husajna Mustafę. W  niedzielę w Bagdadzie zastrzelono dyrektora departamentu w  Ministerstwie Oświaty, Kamala al-Dżaraha, a wybuch samochodu- pułapki w pobliżu wjazdu na teren stołecznych amerykańskich koszar Camp Curvo zabił 12 Irakijczyków, w tym czterech policjantów, i  ranił 13 innych osób.

Niespokojnie jest wciąż w Faludży, bastionie partyzantki sunnickiej 55 km na zachód od Bagdadu, gdzie na początku maja, po  miesiącu krwawych walk, Amerykanie przekazali odpowiedzialność za  bezpieczeństwo brygadzie irackiej dowodzonej przez byłych generałów armii Saddama Husajna.

Amerykanie mieli nadzieję, że utworzenie "Brygady Faludżyjskiej" i powierzenie miasta jej opiece położy kres walkom. Jednak powstańcy z Faludży wciąż atakują pod miastem amerykańskie konwoje, ostrzeliwują także patrole irackich sił bezpieczeństwa. "Nie jesteśmy zadowoleni z osiąganych [w Faludży] postępów" -  powiedział w sobotę w Bagdadzie rzecznik wojsk koalicyjnych gen. Mark Kimmitt.

sg, pap