Myślę, że odwaga Joanny Krupy to nie sam fakt zrobienia sobie ciążowej sesji w negliżu. Jej odwaga polega na tym, że łamiąc wiele tabu, naraża się na krytykę. W rozmowie ze mną mówi bowiem o tym, jak pragnienie bycia mamą sprawiło, że zamroziła jajeczka, na wypadek gdyby naturalnie w ciążę zajść nie mogła, ale i o tym, że dziecko będzie uczyła o Bogu i starała się je wychowywać według tak ważnych dla niej katolickich zasad. Pokazując piękno i siłę kobiety w ciąży, odważnie rozprawia się z wieloma demonami i to nie tylko tymi dotyczącymi macierzyństwa. Dlaczego w mojej opinii to tak ważne? W maju, w tekście „Matka Polka hejterka”, który ukazał się we „Wprost” (nr 21/2019), pisałam o tym, że matczyna solidarność to miejska legenda, bo matki hejterki do perfekcji opanowały zadawanie ciosów innym.
Choć moim zdaniem, a zdanie to podpieram własnymi, przykrymi doświadczeniami, nie tylko one to robią. Uważam, że na krytykę mam pozwalają sobie wszyscy. To zjawisko nazywa się mom shaming i funkcjonuje pod wieloma szerokościami geograficznymi. Gdy jakiś czas temu jeden z amerykańskich koncernów produkujących jedzenie dla niemowląt spytał kobiety o doświadczanie mom shamingu, 80 proc. ankietowanych mam z pokolenia Y przyznało, że ich rodzicielskie wybory były piętnowane. Komentując te wyniki, psycholog zajmujący się w pracy naukowej relacjami w rodzinach stwierdził, że „wina i wstyd są hasłami dzisiejszego macierzyństwa”. I właśnie to tak bardzo mnie przeraża. Dziś wojny z macierzyństwem w tle rozgrywają się w sieci, na placach zabaw, ale i w poczekalniach, na poczcie czy w sklepie. Przykład?
Bardzo proszę. Tydzień temu mama niepełnosprawnej Róży w mediach społecznościowych opisała, jak w czasie zakupów, gdy jej córka, pakując warzywa do siatki, podśpiewywała sobie, wszak tak porozumiewa się ze światem, od jednego z mężczyzn robiących w tym samym czasie zakupy usłyszała, że „skoro nie umie wychować dziecka, powinna je oddać do zoo, by tam je wytresowali”. Wiem, że to skrajny przypadek chamstwa. Ale najdobitniej pokazuje, że matka skrytykowana może zostać na każdym kroku, bo krytyce poddawane jest wszystko. Począwszy od tego, jaki poród jako matka wybierzesz, wszak cesarskie cięcie to dla wielu nic innego jak „wydobyciny”, a matki w ten sposób rodzące swoje dzieci nie powinny mówić, że rodziły. Emocje rozpalają przekazywane szeptem, w atmosferze wstydu wyznania o tym, że matka zrezygnowała z karmienia dziecka piersią. Albo karmić go, z innych przyczyn, w ten sposób nie mogła.
Albo że za szybko wróciła do pracy, a dziecko „tak jej potrzebuje”. Lub za późno, bo tylko „siedzi na wychowawczym” i ciągnie kasę od państwa, i jako niezaradna zawodowo kobieta będzie marnym wzorcem dla potomstwa. Szeroko dyskutowane, nawet w kolejkach do kas, są wybory dotyczące metod wychowawczych. Przy rodzinnym stole omawia się za to sposoby wprowadzania składników do diety, stosowanie pieluch jednorazowych i smoczka. Pytanie o to, dlaczego nie ochrzciłaś dziecka albo kiedy zamierzasz to zrobić, to wpisana w spotkanie z konserwatywną częścią rodziny norma. Rozmowy takie najczęściej działają w oparciu o system: matka kontra reszta patrzącego na nią wilkiem świata. Wytykane, wyśmiewane, krytykowane może być dosłownie wszystko. Tak jakby kobiety w tym najważniejszym dla siebie czasie stawały się zupełnie nieporadnymi istotami niebędącymi w stanie samodzielnie podejmować odpowiednich decyzji. Absurd. Na szczęście Joanna Krupa pokazuje, jak będąc przekonaną o słuszności swoich życiowych wyborów, mówić o nich otwarcie. Choćby miały się nie spodobać całemu światu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.