Mariusz Kamiński jest jak Rosja według Winstona Churchilla: „zagadka owinięta w tajemnicę wewnątrz enigmy”. To człowiek, który na rząd najbardziej od 1989 r. kochany przez Polaków rzucił cień najpoważniejszych zarzutów, jakie mogą spotkać polityka: korupcji i kradzieży pieniędzy publicznych (ustawa hazardowa mogła kosztować budżet nawet 500 mld zł). Ale jednocześnie to spontaniczny zadymiarz i skupiony szachista.
Aferą hazardową Kamiński wlepił premierowi dziecinnego mata – mówi jeden z jego przyjaciół. W pierwszym ruchu odebrał najbliższe mu piony (przewodniczącego klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego i szefa resortu sportu Mirosława Drzewieckiego), a potem zbił hetmana (wicepremiera Grzegorza Schetynę), nie dając możliwości dalszego ruchu. Mało tego, zmusił Tuska do pozbycia się z najbliższego otoczenia zaufanych współpracowników (Rafała Grupińskiego, Sławomira Nowaka). Ale wygrana Kamińskiego będzie kosztowna. W koszty musi wrzucić nie tylko stanowisko, ale być może też wyrok.
Szef CBA od zawsze lubił iść na całość. Płacił za to wyrokiem, pobiciem, aresztem. – Mariusz jest bardzo dynamicznym, zdecydowanym i pracowitym człowiekiem – mówi ekspert w Kancelarii Prezydenta RP Tomasz Ziemiński, bliski znajomy Kamińskiego z Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Zupełnie inaczej charakteryzuje go minister ds. korupcji Julia Pitera. Wytyka Kamińskiemu wręcz opieszałość we współpracy z rządem. – Nie otrzymuję od CBA zbyt wiele odpowiedzi – skarży się. – Potwierdzam słowa premiera, który mówił, że przekazał wiele spraw do biura, ale odniósł wrażenie, że się nimi nie zajmowano – dodaje Pitera. Zarówno przyjaciele, jak i niechętne mu osoby uważają, że Kamiński, który wychodził zwycięsko z największych tarapatów, tym razem też tylko zyska.
W rocznicę stanu wojennego w rodzinnym Sochaczewie wymalował na pomniku Armii Czerwonej napis „Pomścimy Katyń". Miał wtedy 17 lat. Dostał wyrok w zawieszeniu – rok w zakładzie poprawczym. W maju 1983 r. został aresztowany za udział w manifestacji przeciwko reżimowi. Pod dwóch miesiącach na mocy amnestii został zwolniony i usunięty z liceum. Udało mu się jednak zdać maturę i dostać na wydział historii Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie studiów dołączył do podziemnego NZS. – Bardzo ożywił naszą działalność i wciągnął wiele nowych osób do konspiracji – opowiada Ziemiński. Jedną z nich był Paweł Piskorski, który trafił do NSZ w 1983 r., a kilka lat później został szefem zrzeszenia na uniwersytecie (później był też szefem krajówki). – Na czasy rewolucji był świetny: pryncypialny, ideowy, bez lęku – mówi dziś Piskorski o Kamińskim.
W NZS funkcjonowały dwa nurty. Jeden nawiązywał do tzw. komandosów 1968 r. (w jego ramach organizowano tajne nauczanie, dyskusje, publikowano podziemne gazetki), drugi odwoływał się do powstania warszawskiego (założeniem była ostra konfrontacja z komuną – antyreżimowe akcje, rozrzucanie ulotek itp.). Mariusz Kamiński należał do nurtu drugiego. – Wyróżniał się odwagą w inicjowaniu demonstracji, pikiet, wieców – mówią zgodnie Ziemiński i Piskorski. Z demonstracji był bardzo często „zdejmowany" przez Służbę Bezpieczeństwa.
W połowie lat 80., gdy „zadymiarska" działalność NZS zaczęła zamierać, rozwścieczony marazmem Kamiński ogłosił ponoć wśród znajomych, że przechodzi do bardziej radykalnych działań. Z dwoma kumplami i z plecakami butelek z benzyną ruszył spalić komisariat milicji. Gdy doszli do celu, zobaczyli w środku światło. Uważali się za honorowych opozycjonistów i nie chcieli, by ktokolwiek ucierpiał. Postanowili czekać, ale zaczęli się raczyć alkoholem. Gdy komenda opustoszała, nie byli już w stanie utrzymać równowagi. Potłukli niechcący butelki z benzyną i zawrócili z misji. W latach 1985-1988 Kamiński współorganizował jeszcze Radio „Solidarność”, prowadzone przez grupę opozycjonistów skupionych wokół Zofii i Zbigniewa Romaszewskich. – W pewnym momencie doszedł do przekonania, że można już funkcjonować otwarcie. I te działania doprowadziły do tego, że w marcu 1988 r. stworzyliśmy w pełni jawne NSZ – mówi Tomasz Ziemiński. W Komisji Krajowej NZS Kamiński zasiadał razem z Grzegorzem Schetyną. Zdaniem przyjaciół dziś jest on największym wrogiem Kamińskiego. W ferworze afery hazardowej stracił właśnie stanowisko wicepremiera. Paweł Piskorski twierdzi jednak, że aby znaleźć się na celowniku pierwszego szefa CBA, nie trzeba się specjalnie natrudzić. Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego sądzi, że i on sam może należeć dziś do „nieprzyjaciół” Kamińskiego: – Nie wykluczam tego. Mam wrażenie, że Mariusz był demonstracyjnie antyelitarny.
W 1993 r. Kamiński został szefem Ligi Republikańskiej. Ten okres odcisnął piętno na jego dalszym życiu zawodowym. Liga protestowała przeciwko postkomunistycznej SdRP, która z wynikiem 20 proc. wygrała wybory we wrześniu 1993 r. Organizowała happeningi przeciwko komunistycznej lewicy. Słynęła z „nocnego czuwania" każdego 13 grudnia przed domem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Kamiński był inicjatorem wielu działań stowarzyszenia. Katowicki oddział zorganizował na przykład akcję „Zadzwoń do mordercy”, podając do wiadomości publicznej telefony generałów milicji i wojska odpowiedzialnych za masakrę w kopalni Wujek. Ligowcy domagali się też, by ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski ujawnił morderców i tajnych współpracowników bezpieki odpowiedzialnych za śmierć krakowskiego opozycjonisty Stanisława Pyjasa, zamordowanego przez SB w 1977 r.
Mariusz Kamiński jest opozycjonistą nie tylko z życiorysu, ale też z charakteru. Cała jego kariera w niepodległej Polsce jest związana z instytucjami, których działalność objęta jest klauzulą tajności. W latach 1991-1992 pracował w Departamencie Zagrożeń Wewnętrznych Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a następnie w Głównym Inspektoracie Celnym. Przyjaciele Kamińskiego mówią, że brał wówczas udział w pierwszych akcjach operacyjnych wymierzonych przeciw przemytnikom papierosów na Stadionie X-lecia. Pracował tam z Witoldem Marczukiem, który był potem szefem Służby Wywiadu Wojskowego. I w tym samym niemal czasie co Marczuk, w 1997 r., trafił do Biura Kontroli TVP.
Choć Kamiński miał polityczne epizody, jego przyjaciele, którzy znają go od kilkudziesięciu lat, protestują przeciwko nazywaniu go politykiem. Były zadymiarz trafił na Wiejską, gdy AWS tworzyła koalicję z Unią Wolności. I od razu zrobiło się gorąco. Gdy rzecznik koalicji Andrzej Potocki udzielał wywiadu, Kamińskiemu puściły nerwy, podszedł do niego i syknął: „Kłamiesz, kłamiesz". Potocki został wytrąconyz równowagi i niemal doszło do pojedynku na pięści. Rozdzielił ich ówczesny szef Komisji Etyki Poselskiej Bogdan Pęk. Kamery zarejestrowały zdarzenie, które znalazło się na czołówkach wiadomości. – Te cechy, które były atutem w czasach rewolucji, stały się obciążeniem w okresie wolnej Polski – mówi Paweł Piskorski. – Mariusz Kamiński jako poseł zajmował się problemami, które nierzadko szły w poprzek partyjnym przekonaniom: dekomunizacja, ustawa o deklaracjach majątkowych osób publicznych, Instytut Pamięci Narodowej czy ustawa o CBA – mówi jeden z byłych członków Ligi Republikańskiej. W 1998 r. reprezentował klub AWS, wnosząc ustawę dekomunizacyjną. Po jej odrzuceniu przez Sejm zajął się pracami nad Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, aby zostać później jego szefem.
Kamiński miał swój polityczny epizod także w partii Przymierze Prawicy, którą współtworzył z Markiem Jurkiem i Kazimierzem Marcinkiewiczem. – Nigdy nie zgadzał się na partyjną lojalność, zawsze miał swoje zdanie – mówi były członek Ligi Republikańskiej. Latem 2002 r. Przymierze Prawicy połączyło się z Prawem i Sprawiedliwością Jarosława Kaczyńskiego. Koledzy partyjni podkreślają w rozmowie z „Wprost", że Kamiński zachował się lojalnie wobec PP, w przeciwieństwie do Michała Kamińskiego i Kazimierza Marcinkiewicza, którzy jako pierwsi poszli złożyć hołdy Jarosławowi Kaczyńskiemu (Marcinkiewicz m.in. przepraszał prezesa PiS za krytykę, którą jako rzecznik ZChN wygłaszał pod jego adresem).
Wielu polityków twierdzi, że Kamiński nie jest mężem stanu na miarę czasów, a jest „pisowskim zadymiarzem". Ponoć tak naprawdę szuka nadal swojej rewolucji, także w CBA. Nie zgadza się z tym Zbigniew Romaszewski, senator z listy Prawa i Sprawiedliwości. – To nieporozumienie, by obciążać człowieka o zdecydowanych poglądach republikańskich jakąś zależnością od PiS – mówi. – Przecież dzięki działaniom prowadzonym przez CBA upadł rząd Jarosława Kaczyńskiego! Trzeba powiedzieć, że w swojej działalności Kamiński w ogromnej mierze pozostawał wierny idei budowy demokratycznego państwa – dodaje Romaszewski. Wszyscy zgadzają się co do jednego: pierwszy szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego należy do tego typu polityków, którzy prowokują bardzo określone, najczęściej ostre reakcje. Nie można pozostać wobec niego letnim.
Tomasz Pompowski
Własnym zdaniem
„Wojna o lustrację rozpoczęła się od przegranej bitwy w 1992 r. Być może o dekomunizację będziemy musieli walczyć równie długo. Ale my tę sprawę wygramy"
„Dla nas korupcja nie ma barw politycznych"
„Im więcej osób biorących łapówki będzie wykrytych i ujawnionych, tym lepiej dla państwa"
„Jest to głęboko demoralizujące, że w niepodległej Polsce ważne funkcje państwowe mogą pełnić ludzie, którzy sprzedawali swoich przyjaciół"
„Jesteśmy jedną solidarnościową rodziną i nie ma możliwości sojuszu PiS z SLD. Z PO jest nam bardzo blisko"
„Państwu polskiemu już dzisiaj potrzebny jest ofensywny instrument, który nie będzie ulegał tendencjom oportunistycznym i degeneracji. Takie właśnie ma być CBA, nowa nonkonformistyczna służba specjalna, prawdziwa pięść władzy państwowej w walce z korupcją"
„CBA nie pęka i do ostatniej chwili, dopóki możemy, będziemy działać"
Szef CBA od zawsze lubił iść na całość. Płacił za to wyrokiem, pobiciem, aresztem. – Mariusz jest bardzo dynamicznym, zdecydowanym i pracowitym człowiekiem – mówi ekspert w Kancelarii Prezydenta RP Tomasz Ziemiński, bliski znajomy Kamińskiego z Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Zupełnie inaczej charakteryzuje go minister ds. korupcji Julia Pitera. Wytyka Kamińskiemu wręcz opieszałość we współpracy z rządem. – Nie otrzymuję od CBA zbyt wiele odpowiedzi – skarży się. – Potwierdzam słowa premiera, który mówił, że przekazał wiele spraw do biura, ale odniósł wrażenie, że się nimi nie zajmowano – dodaje Pitera. Zarówno przyjaciele, jak i niechętne mu osoby uważają, że Kamiński, który wychodził zwycięsko z największych tarapatów, tym razem też tylko zyska.
W rocznicę stanu wojennego w rodzinnym Sochaczewie wymalował na pomniku Armii Czerwonej napis „Pomścimy Katyń". Miał wtedy 17 lat. Dostał wyrok w zawieszeniu – rok w zakładzie poprawczym. W maju 1983 r. został aresztowany za udział w manifestacji przeciwko reżimowi. Pod dwóch miesiącach na mocy amnestii został zwolniony i usunięty z liceum. Udało mu się jednak zdać maturę i dostać na wydział historii Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie studiów dołączył do podziemnego NZS. – Bardzo ożywił naszą działalność i wciągnął wiele nowych osób do konspiracji – opowiada Ziemiński. Jedną z nich był Paweł Piskorski, który trafił do NSZ w 1983 r., a kilka lat później został szefem zrzeszenia na uniwersytecie (później był też szefem krajówki). – Na czasy rewolucji był świetny: pryncypialny, ideowy, bez lęku – mówi dziś Piskorski o Kamińskim.
W NZS funkcjonowały dwa nurty. Jeden nawiązywał do tzw. komandosów 1968 r. (w jego ramach organizowano tajne nauczanie, dyskusje, publikowano podziemne gazetki), drugi odwoływał się do powstania warszawskiego (założeniem była ostra konfrontacja z komuną – antyreżimowe akcje, rozrzucanie ulotek itp.). Mariusz Kamiński należał do nurtu drugiego. – Wyróżniał się odwagą w inicjowaniu demonstracji, pikiet, wieców – mówią zgodnie Ziemiński i Piskorski. Z demonstracji był bardzo często „zdejmowany" przez Służbę Bezpieczeństwa.
W połowie lat 80., gdy „zadymiarska" działalność NZS zaczęła zamierać, rozwścieczony marazmem Kamiński ogłosił ponoć wśród znajomych, że przechodzi do bardziej radykalnych działań. Z dwoma kumplami i z plecakami butelek z benzyną ruszył spalić komisariat milicji. Gdy doszli do celu, zobaczyli w środku światło. Uważali się za honorowych opozycjonistów i nie chcieli, by ktokolwiek ucierpiał. Postanowili czekać, ale zaczęli się raczyć alkoholem. Gdy komenda opustoszała, nie byli już w stanie utrzymać równowagi. Potłukli niechcący butelki z benzyną i zawrócili z misji. W latach 1985-1988 Kamiński współorganizował jeszcze Radio „Solidarność”, prowadzone przez grupę opozycjonistów skupionych wokół Zofii i Zbigniewa Romaszewskich. – W pewnym momencie doszedł do przekonania, że można już funkcjonować otwarcie. I te działania doprowadziły do tego, że w marcu 1988 r. stworzyliśmy w pełni jawne NSZ – mówi Tomasz Ziemiński. W Komisji Krajowej NZS Kamiński zasiadał razem z Grzegorzem Schetyną. Zdaniem przyjaciół dziś jest on największym wrogiem Kamińskiego. W ferworze afery hazardowej stracił właśnie stanowisko wicepremiera. Paweł Piskorski twierdzi jednak, że aby znaleźć się na celowniku pierwszego szefa CBA, nie trzeba się specjalnie natrudzić. Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego sądzi, że i on sam może należeć dziś do „nieprzyjaciół” Kamińskiego: – Nie wykluczam tego. Mam wrażenie, że Mariusz był demonstracyjnie antyelitarny.
W 1993 r. Kamiński został szefem Ligi Republikańskiej. Ten okres odcisnął piętno na jego dalszym życiu zawodowym. Liga protestowała przeciwko postkomunistycznej SdRP, która z wynikiem 20 proc. wygrała wybory we wrześniu 1993 r. Organizowała happeningi przeciwko komunistycznej lewicy. Słynęła z „nocnego czuwania" każdego 13 grudnia przed domem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Kamiński był inicjatorem wielu działań stowarzyszenia. Katowicki oddział zorganizował na przykład akcję „Zadzwoń do mordercy”, podając do wiadomości publicznej telefony generałów milicji i wojska odpowiedzialnych za masakrę w kopalni Wujek. Ligowcy domagali się też, by ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski ujawnił morderców i tajnych współpracowników bezpieki odpowiedzialnych za śmierć krakowskiego opozycjonisty Stanisława Pyjasa, zamordowanego przez SB w 1977 r.
Mariusz Kamiński jest opozycjonistą nie tylko z życiorysu, ale też z charakteru. Cała jego kariera w niepodległej Polsce jest związana z instytucjami, których działalność objęta jest klauzulą tajności. W latach 1991-1992 pracował w Departamencie Zagrożeń Wewnętrznych Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a następnie w Głównym Inspektoracie Celnym. Przyjaciele Kamińskiego mówią, że brał wówczas udział w pierwszych akcjach operacyjnych wymierzonych przeciw przemytnikom papierosów na Stadionie X-lecia. Pracował tam z Witoldem Marczukiem, który był potem szefem Służby Wywiadu Wojskowego. I w tym samym niemal czasie co Marczuk, w 1997 r., trafił do Biura Kontroli TVP.
Choć Kamiński miał polityczne epizody, jego przyjaciele, którzy znają go od kilkudziesięciu lat, protestują przeciwko nazywaniu go politykiem. Były zadymiarz trafił na Wiejską, gdy AWS tworzyła koalicję z Unią Wolności. I od razu zrobiło się gorąco. Gdy rzecznik koalicji Andrzej Potocki udzielał wywiadu, Kamińskiemu puściły nerwy, podszedł do niego i syknął: „Kłamiesz, kłamiesz". Potocki został wytrąconyz równowagi i niemal doszło do pojedynku na pięści. Rozdzielił ich ówczesny szef Komisji Etyki Poselskiej Bogdan Pęk. Kamery zarejestrowały zdarzenie, które znalazło się na czołówkach wiadomości. – Te cechy, które były atutem w czasach rewolucji, stały się obciążeniem w okresie wolnej Polski – mówi Paweł Piskorski. – Mariusz Kamiński jako poseł zajmował się problemami, które nierzadko szły w poprzek partyjnym przekonaniom: dekomunizacja, ustawa o deklaracjach majątkowych osób publicznych, Instytut Pamięci Narodowej czy ustawa o CBA – mówi jeden z byłych członków Ligi Republikańskiej. W 1998 r. reprezentował klub AWS, wnosząc ustawę dekomunizacyjną. Po jej odrzuceniu przez Sejm zajął się pracami nad Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, aby zostać później jego szefem.
Kamiński miał swój polityczny epizod także w partii Przymierze Prawicy, którą współtworzył z Markiem Jurkiem i Kazimierzem Marcinkiewiczem. – Nigdy nie zgadzał się na partyjną lojalność, zawsze miał swoje zdanie – mówi były członek Ligi Republikańskiej. Latem 2002 r. Przymierze Prawicy połączyło się z Prawem i Sprawiedliwością Jarosława Kaczyńskiego. Koledzy partyjni podkreślają w rozmowie z „Wprost", że Kamiński zachował się lojalnie wobec PP, w przeciwieństwie do Michała Kamińskiego i Kazimierza Marcinkiewicza, którzy jako pierwsi poszli złożyć hołdy Jarosławowi Kaczyńskiemu (Marcinkiewicz m.in. przepraszał prezesa PiS za krytykę, którą jako rzecznik ZChN wygłaszał pod jego adresem).
Wielu polityków twierdzi, że Kamiński nie jest mężem stanu na miarę czasów, a jest „pisowskim zadymiarzem". Ponoć tak naprawdę szuka nadal swojej rewolucji, także w CBA. Nie zgadza się z tym Zbigniew Romaszewski, senator z listy Prawa i Sprawiedliwości. – To nieporozumienie, by obciążać człowieka o zdecydowanych poglądach republikańskich jakąś zależnością od PiS – mówi. – Przecież dzięki działaniom prowadzonym przez CBA upadł rząd Jarosława Kaczyńskiego! Trzeba powiedzieć, że w swojej działalności Kamiński w ogromnej mierze pozostawał wierny idei budowy demokratycznego państwa – dodaje Romaszewski. Wszyscy zgadzają się co do jednego: pierwszy szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego należy do tego typu polityków, którzy prowokują bardzo określone, najczęściej ostre reakcje. Nie można pozostać wobec niego letnim.
Tomasz Pompowski
Własnym zdaniem
„Wojna o lustrację rozpoczęła się od przegranej bitwy w 1992 r. Być może o dekomunizację będziemy musieli walczyć równie długo. Ale my tę sprawę wygramy"
„Dla nas korupcja nie ma barw politycznych"
„Im więcej osób biorących łapówki będzie wykrytych i ujawnionych, tym lepiej dla państwa"
„Jest to głęboko demoralizujące, że w niepodległej Polsce ważne funkcje państwowe mogą pełnić ludzie, którzy sprzedawali swoich przyjaciół"
„Jesteśmy jedną solidarnościową rodziną i nie ma możliwości sojuszu PiS z SLD. Z PO jest nam bardzo blisko"
„Państwu polskiemu już dzisiaj potrzebny jest ofensywny instrument, który nie będzie ulegał tendencjom oportunistycznym i degeneracji. Takie właśnie ma być CBA, nowa nonkonformistyczna służba specjalna, prawdziwa pięść władzy państwowej w walce z korupcją"
„CBA nie pęka i do ostatniej chwili, dopóki możemy, będziemy działać"

Więcej możesz przeczytać w 42/2009 wydaniu tygodnika „Wprost”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
Komentarze
i praworzadnosc,na miano takie zasluguje Mariusz Kaminski!