Ciągną Cimoszewicza do rządu. Wiadoma rzecz, Anna Jarucka wróciła z urlopu macierzyńskiego.
Mam jedno nazwisko, jedną rodzinę i jedną twarz – uzasadniał swą dymisję Mirosław Drzewiecki. Mirek, nic się nie martw, dla nas i tak jesteś wyjątkowy. Nos, chłopie, nos masz za dwóch! Cała reszta już niczego nie miała okazji uzasadniać. Wszyscy niewinni gromadnie poszli do Tuska i ze łzami w oczach poprosili o dymisje. Hm, ciekawe, dotychczas zbiorowe samobójstwa zdarzały się głównie wśród wielorybów.
Z konkursu na największego lizusa roku sejmowy występ Michała Boniego: „Panie premierze, w imieniu wielu osób, administracji tego rządu, chce pana zapewnić, że odzyskamy zaufanie".
Pamiętają państwo, jak cały naród szukał pracy dla Tomasza Wołka? Nie znalazł. Dlatego do szukania roboty dla innego reżimowego dziennikarza od razu uruchomiono rząd. W ten sposób Maciej Łętowski, zawsze do usług, bo o tej biduli mowa, od października został przez skarb państwa oddelegowany do kontrolowania „Rzeczpospolitej". Podobno mają mu podlegać nekrologi.
Rozpoczął się proces naszej ulubionej eksposłanki PO Beaty de domo Kot, po mężu Cielebak, a szerzej znanej jako Sawicka. Znana wyciskaczka łez łkała przed sadem, że podły agent CBA, od którego wzięła łapówkę, uwiódł ją, plotąc coś o jej kręconych włosach. Na dowód, że było romantycznie, przyznała, że podczas spotkań deklamowała mu strofy Asnyka. Ty?! Asnyka?! Kobieto, skoro on to wytrzymał, to było oczywiste, że spotyka się z tobą służbowo.
Ponadto zdaniem pani Cielebak vel Sawickiej (a z domu Kot), agenci CBA mają białe zęby, są czyści i ładnie pachną. W porównaniu z klubem PO to rzeczywiście musiał być dla niej szok cywilizacyjny.
Jeszcze nie zapomnieliśmy o Marzannie Zielińskiej i jej materiale w „Faktach" o tym, jak to kupcy z całej Polski potępiają warchołów z KDT, a już niejaki Dariusz Prosiecki pokazał nam, jak uprawiać dziennikarstwo nowego typu. „Sprawa korupcji to jedno, ale znacznie ciekawsza jest sprawa granic prowokacji policyjnej" – zagrzmiał w Tusk Vision Network ten młody aktywista, potępiając w imieniu narodu CBA za aferkę z panią Cielebak. Dzień później ten sam Prosiecki przekonywał, ze nie ma żadnej afery hazardowej, bo tak samo było za SLD i PiS. Dareczku, ambasadorem chcesz zostać czy bezinteresownie gorzej się czujesz?
Z okazji, by się nieco skompromitować przy okazji afery hazardowej, postanowił skorzystać niejaki Jacek Cichocki, dotychczas zupełnie nieważny minister od służb. W konkursie na służalczość wobec Tuska przypomina teraz Sławka Nowaka z jego najlepszych czasów. Za to Jarosław Gowin postanowił się nieco podpromować. Nie dość, że gwałtownie zaprzecza, jakoby była jakaś afera, i opętańczo atakuje CBA (ukłon w stronę Donka), to jeszcze sam podsuwa dziennikarzom informacje, ze Tusk na niego liczy i składa mu propozycje. Panie Jarku, prędzej czy później Tusk i tak złozy panu propozycje, żeby się pan wypchał. Gazetami, które pisały o pańskich wpływach.
Teczkonosz Komora Bronikowskiego, człowiek wielki wyłącznie wzrostem, znany platformerski tropiciel folksdojczy w szeregach PiS, Jaromir Sokołowski, ma ciepłą posadkę. Jest dyrektorem generalnym w Kancelarii Sejmu, bo przecież nikt przytomny by go nie zatrudnił. Właśnie zwolnił swoją szefową Wandę Fidelus-Ninkiewicz, która skarżyła się, ze teczkonosz ja mobbingował. Szkoda kobiety, autentycznie. Skądinąd teczkonosza też, może go Komor zaniedbuje, za uszkiem nie smyra i dlatego się na kobietach wyżywa?
Co robiła Julia Pitera, kiedy wybuchła afera hazardowa? Nauczała w Strasburgu, jak walczyć z korupcją. A co, pierwotnie mieli wystąpić Zbyszek i Rysiek, ale akurat coś im wypadło? I na koniec złota myśl Sebka Karpiniuka (tylko prosimy nie jeść przy czytaniu, bo można się zadławić): „Pan próbuje wtłamsić opinii publicznej…".
Mam jedno nazwisko, jedną rodzinę i jedną twarz – uzasadniał swą dymisję Mirosław Drzewiecki. Mirek, nic się nie martw, dla nas i tak jesteś wyjątkowy. Nos, chłopie, nos masz za dwóch! Cała reszta już niczego nie miała okazji uzasadniać. Wszyscy niewinni gromadnie poszli do Tuska i ze łzami w oczach poprosili o dymisje. Hm, ciekawe, dotychczas zbiorowe samobójstwa zdarzały się głównie wśród wielorybów.
Z konkursu na największego lizusa roku sejmowy występ Michała Boniego: „Panie premierze, w imieniu wielu osób, administracji tego rządu, chce pana zapewnić, że odzyskamy zaufanie".
Pamiętają państwo, jak cały naród szukał pracy dla Tomasza Wołka? Nie znalazł. Dlatego do szukania roboty dla innego reżimowego dziennikarza od razu uruchomiono rząd. W ten sposób Maciej Łętowski, zawsze do usług, bo o tej biduli mowa, od października został przez skarb państwa oddelegowany do kontrolowania „Rzeczpospolitej". Podobno mają mu podlegać nekrologi.
Rozpoczął się proces naszej ulubionej eksposłanki PO Beaty de domo Kot, po mężu Cielebak, a szerzej znanej jako Sawicka. Znana wyciskaczka łez łkała przed sadem, że podły agent CBA, od którego wzięła łapówkę, uwiódł ją, plotąc coś o jej kręconych włosach. Na dowód, że było romantycznie, przyznała, że podczas spotkań deklamowała mu strofy Asnyka. Ty?! Asnyka?! Kobieto, skoro on to wytrzymał, to było oczywiste, że spotyka się z tobą służbowo.
Ponadto zdaniem pani Cielebak vel Sawickiej (a z domu Kot), agenci CBA mają białe zęby, są czyści i ładnie pachną. W porównaniu z klubem PO to rzeczywiście musiał być dla niej szok cywilizacyjny.
Jeszcze nie zapomnieliśmy o Marzannie Zielińskiej i jej materiale w „Faktach" o tym, jak to kupcy z całej Polski potępiają warchołów z KDT, a już niejaki Dariusz Prosiecki pokazał nam, jak uprawiać dziennikarstwo nowego typu. „Sprawa korupcji to jedno, ale znacznie ciekawsza jest sprawa granic prowokacji policyjnej" – zagrzmiał w Tusk Vision Network ten młody aktywista, potępiając w imieniu narodu CBA za aferkę z panią Cielebak. Dzień później ten sam Prosiecki przekonywał, ze nie ma żadnej afery hazardowej, bo tak samo było za SLD i PiS. Dareczku, ambasadorem chcesz zostać czy bezinteresownie gorzej się czujesz?
Z okazji, by się nieco skompromitować przy okazji afery hazardowej, postanowił skorzystać niejaki Jacek Cichocki, dotychczas zupełnie nieważny minister od służb. W konkursie na służalczość wobec Tuska przypomina teraz Sławka Nowaka z jego najlepszych czasów. Za to Jarosław Gowin postanowił się nieco podpromować. Nie dość, że gwałtownie zaprzecza, jakoby była jakaś afera, i opętańczo atakuje CBA (ukłon w stronę Donka), to jeszcze sam podsuwa dziennikarzom informacje, ze Tusk na niego liczy i składa mu propozycje. Panie Jarku, prędzej czy później Tusk i tak złozy panu propozycje, żeby się pan wypchał. Gazetami, które pisały o pańskich wpływach.
Teczkonosz Komora Bronikowskiego, człowiek wielki wyłącznie wzrostem, znany platformerski tropiciel folksdojczy w szeregach PiS, Jaromir Sokołowski, ma ciepłą posadkę. Jest dyrektorem generalnym w Kancelarii Sejmu, bo przecież nikt przytomny by go nie zatrudnił. Właśnie zwolnił swoją szefową Wandę Fidelus-Ninkiewicz, która skarżyła się, ze teczkonosz ja mobbingował. Szkoda kobiety, autentycznie. Skądinąd teczkonosza też, może go Komor zaniedbuje, za uszkiem nie smyra i dlatego się na kobietach wyżywa?
Co robiła Julia Pitera, kiedy wybuchła afera hazardowa? Nauczała w Strasburgu, jak walczyć z korupcją. A co, pierwotnie mieli wystąpić Zbyszek i Rysiek, ale akurat coś im wypadło? I na koniec złota myśl Sebka Karpiniuka (tylko prosimy nie jeść przy czytaniu, bo można się zadławić): „Pan próbuje wtłamsić opinii publicznej…".
Więcej możesz przeczytać w 42/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.