10 miejsc, które musisz zobaczyć - Kolorado Jak to jest, że w wypełnionych drapaczami chmur, połyskujących światłami i poprzecinanych autostradami Stanach Zjednoczonych jest tak wiele zapoznanych zakamarków? Pewnego dnia trafiłem do jedynego na mapie tego wielkiego państwa punktu, gdzie zbiegają się granice aż czterech stanów: Kolorado, Utah, Arizony i Nowego Meksyku.
Whisky w Durango
Wylądowałem w pełnej słońca dolinie, nad Rio de las Animas Perdidas - Rzeką Zagubionych Dusz, w okolicach oddychających jeszcze Dzikim Zachodem, w mieście Durango. Durango leży daleko od Denver, stolicy stanu Kolorado, na uboczu wydeptanych ścieżek Ameryki. Duane A. Smith pisał w swojej książce: "Oddzielenie w jakiejkolwiek opowieści o Durango faktów od fikcji wymagałoby ekspertyzy Sherlocka Holmesa". Sądząc z treści z dużym wdziękiem, ale i solidnie napisanej książki, a także z wypowiedzi Smitha, z którym miałem przyjemność wypić szklaneczkę whisky (w hotelu Strater w Durango), piewca tej krainy chętnie sięgał i do faktów, i do mitów. Taka mieszanka jest zawsze ciekawa.
Od początku pobytu w tych stronach podejrzewałem, że zabito tutaj indiańskiego wodza, który z zemsty za doznane krzywdy rzucił klątwę na kolejne pokolenia białych osadników. Ów bliżej mi nieznany wódz Czerwone Pióro czy Ostry Pazur zmusił swoich współziomków do opuszczenia ich siedzib w skałach Mesa Verde, teraz zaś grozi zaatakowaniem okolic radioaktywnym promieniowaniem.
Bomba uranowa
Wpływy Czerwonego Pióra (Ostrego Pazura) musiały z czasem osłabnąć, bo ludność Durango nie zamierzała się ewakuować, lecz przystąpiła do usuwania zagrażającego ich zdrowiu źródła. Miałem okazję obserwować likwidację ogromnej hałdy odpadów pozostałych po nieczynnej już kopalni uranu. Zakażoną ziemię przewieziono na drugą stronę grzbietu górskiego, gdzie pokryto ją grubą warstwą kamieni. Nie dopuszczają one do parowania po ulewach.
Ktoś z lokalnego dziennika przekazał mi sensacyjną informację, że La Platę odwiedziła niegdyś Maria Skłodowska-Curie. Oglądała ona Wielki Kanion, a następnie przyjechała do Durango, ponieważ wcześniej już dwaj francuscy geolodzy donieśli jej o szczególnych cechach tutejszej gleby. Wizyta naszej wielkiej rodaczki w Wielkim Kanionie istotnie się zdarzyła, ale odwiedziny w Durango już wymyślono.
Właściwości owej gleby znane były długo, nim pani Maria wprowadziła do naukowego słownictwa pojęcie radioaktywności. Notowano tu wiele tajemniczych chorób, obserwowano zjawiska w przyrodzie, które znacznie później zaczęto kojarzyć z promieniotwórczością. Dlaczego Indianie opuścili przed laty swoje siedziby w pobliskim Mesa Verde? Smith twierdził, że powodem była prawdopodobnie susza.
Tajemnice Mesa Verde
To, co się dzisiaj znajduje wśród skał Mesa Verde, nie dorównuje sławą peruwiańskiego Machu Picchu, ale czyni na przybyszach wrażenie. Zagadkowe, wtłoczone w szczeliny gigantycznych piaskowych skał, przetrwały do dziś ruiny domostw i wież. W tej części znajdowały się pozycje Indian wypatrujących nadejścia wrogów. Mówi się, że Anasazi (ich następcami są Indianie Pueblo) żyli tu przez 700 lat, że w końcu XII wieku nagle opuścili to miejsce, pozostawiając po sobie wiele przedmiotów kultu i codziennego użytku. Te przedmioty były później rabowane przez tysiące chciwców i odkopywane przez archeologów.
Pozostaje zagadką, dlaczego Indianie nagle wynieśli się z pracowicie wydrążonych jaskiń w skałach, a stało się to w czasie, gdy Europa dopiero przymierzała się do budowy wspaniałych zamków. Istnieje wiele hipotez, znaleźli się nawet naukowcy porównujący Mesa Verde do budowli wznoszonych w krajach afrykańskiego Sahelu: Mali, Mauretanii, Maroku.
Prawdziwy Dziki Zachód
Durango przebiło się dość szczęśliwie, choć nie bezkonfliktowo, przez tuzin trudnych epok i okresów. Może dlatego dało też sobie radę z radioaktywnymi strachami. Po archeologach rabusiach przybyli poszukiwacze złota, górnicy węglowi i kowboje. To tu był prawdziwy Dziki Zachód! Tu rozgrywała się akcja filmów typu "Siedmiu wspaniałych". Od 1940 r. zjeżdżały tu ekipy filmowe z Los Angeles i nakręcono takie filmy jak "Nocne przejście" z Jimmym Stewartem czy "Jeźdźców z doliny Durango". Nawet w sławnym filmie "W 80 dni dookoła świata" nakręcono sceny w kolejce wąskotorowej pokonującej Góry Skaliste z Silverton do stacji Durango. Nakręcono też w tych stronach "Bilet do Tomahawk", w którym wystąpiła nieznana jeszcze wówczas Marilyn Monroe.
Reflektory Hollywood zgasły pewnego dnia, ale życie na tym wygwizdowie się nie skończyło. Durango ze swoją klasyczną Main Street, z hotelem Straton, z dekoracyjnym kręgiem ośnieżonych szczytów, pozostało na swoim miejscu.
W świecie saloonów
Wiele się działo przez ponad 100 lat w tej pustce, na tych rozległych łąkach i polach. Nie tylko wyjątkowa sceneria przyciągała producentów westernów. Także atmosfera tego miejsca, w którym przez trzysta dni w roku świeci słońce, gdzie przez całe lata rozlegał się tętent koni i strzały - ma ona w sobie coś magnetycznego. Tu i w bliskim sąsiedztwie, nie tylko na ekranie, działały gangi, walczyły z sobą grupy pastuchów. W Durango powstało wówczas 20 saloons, czyli knajp z damską obsługą. Miasto przetrwało katastrofy. Nie wyludniło się jak wiele mu podobnych.
Koledzy z "Durango Herald" nie mogli się uskarżać na brak tematów. Już pod koniec XIX wieku sensacje goniły sensacje: odkrycie Mesa Verde, elektryfikacja i telefonizacja (w 1894 r. było w Durango 66 telefonów!), walki band i gonitwy za rewolwerowcami, usuwanie Indian z ich terenów, boom w pobliskim zagłębiu węgla San Juan, rozkwit "usług" alkoholowych i prostytucji. Można było przeczytać o stukilkudziesięciokilogramowej panience lekkich obyczajów: "Gdy jechała na bicyklu w dół ulicy, wyglądało na to, jakby poruszał się po jezdni miniaturowy namiot cyrkowy". Potem była straszliwa epidemia grypy, najazd ludzi z Hollywood, kowboje na koniach, później w samochodach, wreszcie - na nartach.
Małe wielkie Durango
Przez długi czas śpiewano nad Rzeką Zagubionych Dusz: "Durango, Durango, w imperium Zachodu ty jesteś najsłodsze i najlepsze". Podobno Shirley MacLaine, która z Busterem Keatonem brała tu udział w zdjęciach do filmu "W 80 dni dookoła świata", powiedziała, że nie rozumie, jak Fogg opuścił to trzymające jak kotwica miejsce i podążył do Londynu.
Pojechałem na wzgórza nad Durango, gdzie roztasował się Fort Lewis College, dobrze prosperujące gospodarstwa. Obejrzałem nowe hotele i restauracje na Main Street, pojechałem do nieodległych miejscowości Hesperus i Porgatory, ulubionego miejsca narciarzy, do "skalistych pałaców" w niesamowitym Mesa Verde, do nieczynnej kopalni uranu. Wiedziałem, że dookoła aż się kłębi od parków narodowych, że tylko krok jest stąd do dostojnej Santa Fe w Nowym Meksyku, do popularnego Colorado Springs, do Wielkiego Kanionu w Arizonie, do mormonów w Utah.
Durango leży obok tego geograficznego "oka tajfunu" i jest jednym z największych małych miast Ameryki!
Wylądowałem w pełnej słońca dolinie, nad Rio de las Animas Perdidas - Rzeką Zagubionych Dusz, w okolicach oddychających jeszcze Dzikim Zachodem, w mieście Durango. Durango leży daleko od Denver, stolicy stanu Kolorado, na uboczu wydeptanych ścieżek Ameryki. Duane A. Smith pisał w swojej książce: "Oddzielenie w jakiejkolwiek opowieści o Durango faktów od fikcji wymagałoby ekspertyzy Sherlocka Holmesa". Sądząc z treści z dużym wdziękiem, ale i solidnie napisanej książki, a także z wypowiedzi Smitha, z którym miałem przyjemność wypić szklaneczkę whisky (w hotelu Strater w Durango), piewca tej krainy chętnie sięgał i do faktów, i do mitów. Taka mieszanka jest zawsze ciekawa.
Od początku pobytu w tych stronach podejrzewałem, że zabito tutaj indiańskiego wodza, który z zemsty za doznane krzywdy rzucił klątwę na kolejne pokolenia białych osadników. Ów bliżej mi nieznany wódz Czerwone Pióro czy Ostry Pazur zmusił swoich współziomków do opuszczenia ich siedzib w skałach Mesa Verde, teraz zaś grozi zaatakowaniem okolic radioaktywnym promieniowaniem.
Bomba uranowa
Wpływy Czerwonego Pióra (Ostrego Pazura) musiały z czasem osłabnąć, bo ludność Durango nie zamierzała się ewakuować, lecz przystąpiła do usuwania zagrażającego ich zdrowiu źródła. Miałem okazję obserwować likwidację ogromnej hałdy odpadów pozostałych po nieczynnej już kopalni uranu. Zakażoną ziemię przewieziono na drugą stronę grzbietu górskiego, gdzie pokryto ją grubą warstwą kamieni. Nie dopuszczają one do parowania po ulewach.
Ktoś z lokalnego dziennika przekazał mi sensacyjną informację, że La Platę odwiedziła niegdyś Maria Skłodowska-Curie. Oglądała ona Wielki Kanion, a następnie przyjechała do Durango, ponieważ wcześniej już dwaj francuscy geolodzy donieśli jej o szczególnych cechach tutejszej gleby. Wizyta naszej wielkiej rodaczki w Wielkim Kanionie istotnie się zdarzyła, ale odwiedziny w Durango już wymyślono.
Właściwości owej gleby znane były długo, nim pani Maria wprowadziła do naukowego słownictwa pojęcie radioaktywności. Notowano tu wiele tajemniczych chorób, obserwowano zjawiska w przyrodzie, które znacznie później zaczęto kojarzyć z promieniotwórczością. Dlaczego Indianie opuścili przed laty swoje siedziby w pobliskim Mesa Verde? Smith twierdził, że powodem była prawdopodobnie susza.
Tajemnice Mesa Verde
To, co się dzisiaj znajduje wśród skał Mesa Verde, nie dorównuje sławą peruwiańskiego Machu Picchu, ale czyni na przybyszach wrażenie. Zagadkowe, wtłoczone w szczeliny gigantycznych piaskowych skał, przetrwały do dziś ruiny domostw i wież. W tej części znajdowały się pozycje Indian wypatrujących nadejścia wrogów. Mówi się, że Anasazi (ich następcami są Indianie Pueblo) żyli tu przez 700 lat, że w końcu XII wieku nagle opuścili to miejsce, pozostawiając po sobie wiele przedmiotów kultu i codziennego użytku. Te przedmioty były później rabowane przez tysiące chciwców i odkopywane przez archeologów.
Pozostaje zagadką, dlaczego Indianie nagle wynieśli się z pracowicie wydrążonych jaskiń w skałach, a stało się to w czasie, gdy Europa dopiero przymierzała się do budowy wspaniałych zamków. Istnieje wiele hipotez, znaleźli się nawet naukowcy porównujący Mesa Verde do budowli wznoszonych w krajach afrykańskiego Sahelu: Mali, Mauretanii, Maroku.
Prawdziwy Dziki Zachód
Durango przebiło się dość szczęśliwie, choć nie bezkonfliktowo, przez tuzin trudnych epok i okresów. Może dlatego dało też sobie radę z radioaktywnymi strachami. Po archeologach rabusiach przybyli poszukiwacze złota, górnicy węglowi i kowboje. To tu był prawdziwy Dziki Zachód! Tu rozgrywała się akcja filmów typu "Siedmiu wspaniałych". Od 1940 r. zjeżdżały tu ekipy filmowe z Los Angeles i nakręcono takie filmy jak "Nocne przejście" z Jimmym Stewartem czy "Jeźdźców z doliny Durango". Nawet w sławnym filmie "W 80 dni dookoła świata" nakręcono sceny w kolejce wąskotorowej pokonującej Góry Skaliste z Silverton do stacji Durango. Nakręcono też w tych stronach "Bilet do Tomahawk", w którym wystąpiła nieznana jeszcze wówczas Marilyn Monroe.
Reflektory Hollywood zgasły pewnego dnia, ale życie na tym wygwizdowie się nie skończyło. Durango ze swoją klasyczną Main Street, z hotelem Straton, z dekoracyjnym kręgiem ośnieżonych szczytów, pozostało na swoim miejscu.
W świecie saloonów
Wiele się działo przez ponad 100 lat w tej pustce, na tych rozległych łąkach i polach. Nie tylko wyjątkowa sceneria przyciągała producentów westernów. Także atmosfera tego miejsca, w którym przez trzysta dni w roku świeci słońce, gdzie przez całe lata rozlegał się tętent koni i strzały - ma ona w sobie coś magnetycznego. Tu i w bliskim sąsiedztwie, nie tylko na ekranie, działały gangi, walczyły z sobą grupy pastuchów. W Durango powstało wówczas 20 saloons, czyli knajp z damską obsługą. Miasto przetrwało katastrofy. Nie wyludniło się jak wiele mu podobnych.
Koledzy z "Durango Herald" nie mogli się uskarżać na brak tematów. Już pod koniec XIX wieku sensacje goniły sensacje: odkrycie Mesa Verde, elektryfikacja i telefonizacja (w 1894 r. było w Durango 66 telefonów!), walki band i gonitwy za rewolwerowcami, usuwanie Indian z ich terenów, boom w pobliskim zagłębiu węgla San Juan, rozkwit "usług" alkoholowych i prostytucji. Można było przeczytać o stukilkudziesięciokilogramowej panience lekkich obyczajów: "Gdy jechała na bicyklu w dół ulicy, wyglądało na to, jakby poruszał się po jezdni miniaturowy namiot cyrkowy". Potem była straszliwa epidemia grypy, najazd ludzi z Hollywood, kowboje na koniach, później w samochodach, wreszcie - na nartach.
Małe wielkie Durango
Przez długi czas śpiewano nad Rzeką Zagubionych Dusz: "Durango, Durango, w imperium Zachodu ty jesteś najsłodsze i najlepsze". Podobno Shirley MacLaine, która z Busterem Keatonem brała tu udział w zdjęciach do filmu "W 80 dni dookoła świata", powiedziała, że nie rozumie, jak Fogg opuścił to trzymające jak kotwica miejsce i podążył do Londynu.
Pojechałem na wzgórza nad Durango, gdzie roztasował się Fort Lewis College, dobrze prosperujące gospodarstwa. Obejrzałem nowe hotele i restauracje na Main Street, pojechałem do nieodległych miejscowości Hesperus i Porgatory, ulubionego miejsca narciarzy, do "skalistych pałaców" w niesamowitym Mesa Verde, do nieczynnej kopalni uranu. Wiedziałem, że dookoła aż się kłębi od parków narodowych, że tylko krok jest stąd do dostojnej Santa Fe w Nowym Meksyku, do popularnego Colorado Springs, do Wielkiego Kanionu w Arizonie, do mormonów w Utah.
Durango leży obok tego geograficznego "oka tajfunu" i jest jednym z największych małych miast Ameryki!
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.