Zamiast promować polską kulturę, Instytut Adama Mickiewicza promuje własną nieudolność
Promocja Polski za granicą to fikcja. A już promocja naszej kultury to fikcja do kwadratu. Tak jak fasadową instytucją jest powołany do tego Instytut Adama Mickiewicza. Najnowszym tego dowodem trwający od kwietnia Rok Polsko-Niemiecki. Po ponad pół roku za Odrą tylko fanatycy polskiej kultury, a trafniej - zwolennicy polsko-niemieckiej wymiany kulturalnej, wiedzą, że taka impreza w ogóle się odbywa.
Instytut mutant
Utworzone w 1999 r. Centrum Międzynarodowej Współpracy Kulturalnej - Instytut Adama Mickiewicza miało być polskim odpowiednikiem niemieckiego Instytutu Goethego czy hiszpańskiego Instytutu Cervantesa. Po naszym wejściu do UE ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski dołączył do IAM zaplecze w postaci Narodowego Centrum Kultury, zajmującego się promocją kultury w kraju. Było to bezsensowne połączenie instytucji, które zajmowały się całkiem odrębnymi sprawami. Przeciwnikami takiego rozwiązania byli m.in. były szef MSZ prof. Bronisław Geremek i obecny minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski. Podkreślali, że taka placówka nie odpowiada żadnym europejskim standardom i jest wylęgarnią układów, nepotyzmu i korupcji.
Mutant pod nazwą Instytut Adama Mickiewicza przyjął na siebie tyle obowiązków, że w praktyce nic nie mógł zrobić dobrze. Jedyne, co mu się udaje, to częste zmiany władz, nazwy i siedziby. Trwa właśnie remont pałacyku przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie, do którego przeniesie się instytut. Remont pochłonął już prawie milion złotych. W dodatku kontrolerzy NIK stwierdzili, że wcześniej także prawie milion złotych instytut wydał bez uzasadnienia. Placówka ma status instytucji rządowej, więc nie może się ubiegać o wsparcie z unijnych funduszy. Instytucja, która nosi imię Adama Mickiewicza, nie przyczynia się nawet do popularyzowania na świecie twórczości patrona. A była specjalna okazja, bo w tym roku (26 listopada) wypadło 150-lecie śmierci poety. - Gdy występowałam do instytutu z pytaniem, czy możliwa jest pomoc przy obchodach rocznicy śmierci Mickiewicza, tłumaczono, że placówka się reorganizuje, a poza tym nie dysponuje środkami. Obiecano nam tylko dotację na wydanie materiałów z konferencji mickiewiczowskiej w 2006 r. - mówi "Wprost" prof. Alina Witkowska z Instytutu Badań Literackich PAN, przewodnicząca komitetu obchodów 150. rocznicy śmierci Adama Mickiewicza. W tym kontekście groteskowo brzmią słowa obecnego dyrektora IAM Macieja Domańskiego (kiedyś szefa TVP 2), że "chciałby wypromować Adama Mickiewicza nie tylko jako wielkiego pisarza, ale jako piewcę solidarności europejskiej".
- Nie podoba mi się to, co dotychczas robił instytut. Nie realizuje on celów, dla których został powołany. Założyciele widzieli w nim wyspecjalizowaną instytucję promocyjną, tymczasem doszło do nieuzasadnionego merytorycznie połączenia dwóch instytucji (IAM i NCK), które służyły dwóm różnym celom: promocyjnym i zewnętrznym. Do tego dochodzi niejasna polityka kadrowa za czasów SLD - mówi "Wprost" minister Ujazdowski. Maciej Domański jest już czwartym szefem instytutu, w dodatku został wybrany w drodze konkursu wedle nieprzejrzystych zasad usankcjonowanych jeszcze przez byłego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego.
Zastrzeżenia Ujazdowskiego budzi praca instytutu przy tzw. polskich sezonach kulturalnych za granicą. Wskutek złego oszacowania kosztów i nieprzeprowadzenia części z zaplanowanych imprez przy organizacji sezonów we Francji i na Ukrainie instytut musiał zwrócić do budżetu aż 3,5 mln zł nie wykorzystanych środków. Błędy popełniono też przy organizacji roku polskiego w Hiszpanii. Na przykład publiczność galowego koncertu Henryka Mikołaja Góreckiego, w tym wielu hiszpańskich polityków i ludzi kultury, nie wiedziała, na co przyszła, bo program dostarczono dopiero podczas trwania imprezy.
Rok stereotypów
Trwający wciąż Rok Polsko-Niemiecki to jedno pasmo porażek. Ostatnią była konferencja podsumowująca pierwsze półrocze: wyznaczono ją na 8 listopada, kiedy niemieccy dziennikarze interesowali się formowaniem koalicji CDU-SPD. Już na starcie polskie Ministerstwo Kultury wycofało się z finansowania części imprez proponowanych przez instytut, ale ich nie odwołano, więc zrealizowano je w siermiężnej wersji. Krzysztof Visconti, polski dziennikarz pracujący w niemieckich mediach, mówi o braku informacji (brak billboardów). Choć nie wiadomo, na co te billboardy miałyby zapraszać. Miesiąc temu odbył się np. koncert wokalistki jazzowej Anny Serafińskiej, która jest mało znana nawet w Polsce, nic więc dziwnego, że przyszło ją obejrzeć kilkanaście osób. Wątpliwości budzi rozstrzygnięcie przetargu, który IAM zorganizował w lipcu 2005 r. na obsługę medialną Roku Polsko-Niemieckiego. Projekt zwycięzcy skupia się na przełamywaniu polsko-niemieckich stereotypów. W rzeczywistości tylko je wzmacnia. Przygotowano pocztówki przedstawiające polską blondynkę czy Polaków zbierających szparagi. Napisy na tej samej stronie przedstawiały stereotypowe myślenie o Polakach funkcjonujące w Niemczech (Polak, który zabiera pracę), zaś na odwrotnej stronie widniał adres strony internetowej, z której zainteresowany mógł się dowiedzieć, iż to, co ujrzał, to tylko stereotyp. Domański twierdzi, że to jedynie wersja robocza, która wymaga dopracowania.
POT kontra IAM
O tym, że udana promocja Polski nie musi być wcale droga, przekonuje kampania Polskiej Organizacji Turystycznej, która przygotowała m.in. kampanię z polskim hydraulikiem i pielęgniarką. Kosztowała ona "zaledwie" 30 tys. euro. - Wykorzystaliśmy to, że w kampanii referendalnej Francuzi ostrzegali przed inwazją polskich hydraulików. Dzięki temu o Polsce było głośno w ponad dwustu tytułach prasowych - mówi "Wprost" Krzysztof Turowski z POT. Od czasu tej kampanii o 14 proc. wzrosła liczba cudzoziemców przyjeżdżających do Polski. Problemem jest to, że IAM nie działa wedle zasad rynku, lecz nie do końca sprecyzowanej idei kulturalnej misji. To sprawia, że ani nie jest dobrze zarządzany, ani nie realizuje statutowych zadań. Tylko czy stać nas na utrzymywanie tej wydmuszki. Maciej Domański, czwarty już szef instytutu, został wybrany w drodze konkursu, ale wedle bardzo nieprzej-rzystych zasad usankcjonowanych jeszcze przez byłego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego
Instytut mutant
Utworzone w 1999 r. Centrum Międzynarodowej Współpracy Kulturalnej - Instytut Adama Mickiewicza miało być polskim odpowiednikiem niemieckiego Instytutu Goethego czy hiszpańskiego Instytutu Cervantesa. Po naszym wejściu do UE ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski dołączył do IAM zaplecze w postaci Narodowego Centrum Kultury, zajmującego się promocją kultury w kraju. Było to bezsensowne połączenie instytucji, które zajmowały się całkiem odrębnymi sprawami. Przeciwnikami takiego rozwiązania byli m.in. były szef MSZ prof. Bronisław Geremek i obecny minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski. Podkreślali, że taka placówka nie odpowiada żadnym europejskim standardom i jest wylęgarnią układów, nepotyzmu i korupcji.
Mutant pod nazwą Instytut Adama Mickiewicza przyjął na siebie tyle obowiązków, że w praktyce nic nie mógł zrobić dobrze. Jedyne, co mu się udaje, to częste zmiany władz, nazwy i siedziby. Trwa właśnie remont pałacyku przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie, do którego przeniesie się instytut. Remont pochłonął już prawie milion złotych. W dodatku kontrolerzy NIK stwierdzili, że wcześniej także prawie milion złotych instytut wydał bez uzasadnienia. Placówka ma status instytucji rządowej, więc nie może się ubiegać o wsparcie z unijnych funduszy. Instytucja, która nosi imię Adama Mickiewicza, nie przyczynia się nawet do popularyzowania na świecie twórczości patrona. A była specjalna okazja, bo w tym roku (26 listopada) wypadło 150-lecie śmierci poety. - Gdy występowałam do instytutu z pytaniem, czy możliwa jest pomoc przy obchodach rocznicy śmierci Mickiewicza, tłumaczono, że placówka się reorganizuje, a poza tym nie dysponuje środkami. Obiecano nam tylko dotację na wydanie materiałów z konferencji mickiewiczowskiej w 2006 r. - mówi "Wprost" prof. Alina Witkowska z Instytutu Badań Literackich PAN, przewodnicząca komitetu obchodów 150. rocznicy śmierci Adama Mickiewicza. W tym kontekście groteskowo brzmią słowa obecnego dyrektora IAM Macieja Domańskiego (kiedyś szefa TVP 2), że "chciałby wypromować Adama Mickiewicza nie tylko jako wielkiego pisarza, ale jako piewcę solidarności europejskiej".
- Nie podoba mi się to, co dotychczas robił instytut. Nie realizuje on celów, dla których został powołany. Założyciele widzieli w nim wyspecjalizowaną instytucję promocyjną, tymczasem doszło do nieuzasadnionego merytorycznie połączenia dwóch instytucji (IAM i NCK), które służyły dwóm różnym celom: promocyjnym i zewnętrznym. Do tego dochodzi niejasna polityka kadrowa za czasów SLD - mówi "Wprost" minister Ujazdowski. Maciej Domański jest już czwartym szefem instytutu, w dodatku został wybrany w drodze konkursu wedle nieprzejrzystych zasad usankcjonowanych jeszcze przez byłego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego.
Zastrzeżenia Ujazdowskiego budzi praca instytutu przy tzw. polskich sezonach kulturalnych za granicą. Wskutek złego oszacowania kosztów i nieprzeprowadzenia części z zaplanowanych imprez przy organizacji sezonów we Francji i na Ukrainie instytut musiał zwrócić do budżetu aż 3,5 mln zł nie wykorzystanych środków. Błędy popełniono też przy organizacji roku polskiego w Hiszpanii. Na przykład publiczność galowego koncertu Henryka Mikołaja Góreckiego, w tym wielu hiszpańskich polityków i ludzi kultury, nie wiedziała, na co przyszła, bo program dostarczono dopiero podczas trwania imprezy.
Rok stereotypów
Trwający wciąż Rok Polsko-Niemiecki to jedno pasmo porażek. Ostatnią była konferencja podsumowująca pierwsze półrocze: wyznaczono ją na 8 listopada, kiedy niemieccy dziennikarze interesowali się formowaniem koalicji CDU-SPD. Już na starcie polskie Ministerstwo Kultury wycofało się z finansowania części imprez proponowanych przez instytut, ale ich nie odwołano, więc zrealizowano je w siermiężnej wersji. Krzysztof Visconti, polski dziennikarz pracujący w niemieckich mediach, mówi o braku informacji (brak billboardów). Choć nie wiadomo, na co te billboardy miałyby zapraszać. Miesiąc temu odbył się np. koncert wokalistki jazzowej Anny Serafińskiej, która jest mało znana nawet w Polsce, nic więc dziwnego, że przyszło ją obejrzeć kilkanaście osób. Wątpliwości budzi rozstrzygnięcie przetargu, który IAM zorganizował w lipcu 2005 r. na obsługę medialną Roku Polsko-Niemieckiego. Projekt zwycięzcy skupia się na przełamywaniu polsko-niemieckich stereotypów. W rzeczywistości tylko je wzmacnia. Przygotowano pocztówki przedstawiające polską blondynkę czy Polaków zbierających szparagi. Napisy na tej samej stronie przedstawiały stereotypowe myślenie o Polakach funkcjonujące w Niemczech (Polak, który zabiera pracę), zaś na odwrotnej stronie widniał adres strony internetowej, z której zainteresowany mógł się dowiedzieć, iż to, co ujrzał, to tylko stereotyp. Domański twierdzi, że to jedynie wersja robocza, która wymaga dopracowania.
POT kontra IAM
O tym, że udana promocja Polski nie musi być wcale droga, przekonuje kampania Polskiej Organizacji Turystycznej, która przygotowała m.in. kampanię z polskim hydraulikiem i pielęgniarką. Kosztowała ona "zaledwie" 30 tys. euro. - Wykorzystaliśmy to, że w kampanii referendalnej Francuzi ostrzegali przed inwazją polskich hydraulików. Dzięki temu o Polsce było głośno w ponad dwustu tytułach prasowych - mówi "Wprost" Krzysztof Turowski z POT. Od czasu tej kampanii o 14 proc. wzrosła liczba cudzoziemców przyjeżdżających do Polski. Problemem jest to, że IAM nie działa wedle zasad rynku, lecz nie do końca sprecyzowanej idei kulturalnej misji. To sprawia, że ani nie jest dobrze zarządzany, ani nie realizuje statutowych zadań. Tylko czy stać nas na utrzymywanie tej wydmuszki. Maciej Domański, czwarty już szef instytutu, został wybrany w drodze konkursu, ale wedle bardzo nieprzej-rzystych zasad usankcjonowanych jeszcze przez byłego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.