Można odnieść wrażenie, że tym, co łączy polityków, jest strach. Przede wszystkim strach rządzących przed rządzeniem
W strachu rodzi się IV Rzeczpospolita. W ogóle można odnieść wrażenie, że tym, co łączy polityków, jest strach. Pierwsze, co się rzuca w oczy, to strach rządzących przed rządzeniem. Dotyczy to zresztą całej klasy politycznej. A już rządzące PiS boi się najbardziej. Przede wszystkim wcześniejszych wyborów. Bo gdyby zdecydowanie wygrało, musiałoby wziąć nie tylko całą władzę, ale i całą odpowiedzialność. A teraz może zwalać winę na niezdyscyplinowanych sojuszników z paktu stabilizacyjnego. W razie przegranej PiS, boi się losu, jaki wcześniej spotkał AWS i SLD. Opozycyjna Platforma Obywatelska boi się ewentualnej wygranej i rządzenia. I pewnie z powodu tego strachu politycy obu partii są bardzo bliscy wspólnego rządzenia, a jednocześnie bardzo się tego boją. Bo mimo antyplatformowej retoryki PiS tylko zyska na "umoczeniu" platformy w rządzenie. Tak jak teraz korzysta z "umoczenia" Samoobrony i LPR w pakt stabilizacyjny. Z kolei PO obawia się wizerunku partii "stojącej z bronią u nogi", bo zbyt będzie przypominała w tym Unię Wolności i tak jak ona może skończyć.
Strach widać w poczynaniach prezydenta RP, bo jednak stanowisko głowy państwa to nie prezydentura miasta czy ministrowanie. Prezydent RP nie może pójść do mediów i opowiadać, ile to wie, ale nie może powiedzieć. Innymi słowy, nie może straszyć innych, co Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny nagminnie robił. Prezydent sam ma więcej powodów, by się bać, niż straszyć. Lech Kaczyński miał być zwornikiem i zaczynem IV RP, ale widać u niego strach przed tym, że minie kadencja i IV RP nie będzie. Podobnie jak widać u niego strach przed tym, jak jest postrzegany za granicą.
Strach czai się również w oczach poprzedniego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Choćby z powodu tego, co jeszcze ustali prokuratura w sprawie afery z fabryką osocza (vide: "Skok na bank krwi"). Albo z powodu nowej komisji ds. Orlenu, która może odkryć, za czym naprawdę stał Pierwszy. Albo z powodu wyników śledztwa w sprawie mafii paliwowej (szwajcarska prokuratura kończy już ustalanie, do kogo należały konta, na które mafia wpłacała premie za pomoc i osłonę) oraz w sprawie ułaskawienia Petera Vogla. Zapewne były prezydent boi się także komisji ds. inwigilowania dziennikarzy, bo może się okazać, że brał udział w sprawach, o manipulowanie którymi oskarżano dotychczas zupełnie inne osoby.
Strach zdaje się kierować wieloma poczynaniami premiera Marcinkiewicza. Przede wszystkim strach przed podejmowaniem decyzji, dlatego premier tak często bryluje w mediach i na przeróżnych imprezach, bo to ucieczka od rządzenia. Ale też widać u niego strach przed Jarosławem Kaczyńskim - przed tym, że poleci mu za kilka miesięcy podać się do dymisji, a premier nie musi być wcale do tego gotów.
Ci, którzy się sami boją, straszą innych - i tak nakręca się spirala strachu i straszenia. Tak jest z polskimi lekarzami, którzy straszą strajkiem, jeśli nie dostaną podwyżek. Straszą dłuższymi kolejkami i mniejszą dostępnością niektórych usług, jeśli powstanie rejestr usług medycznych i koszyk podstawowych świadczeń. Lekarze straszą, bo boją się, że stracą dochody z szarej strefy, bo wielu boi się urynkowienia służby zdrowia, która zweryfikuje zarówno hierarchie zawodowe, jak i dochody (vide: "Kasa na zabieg" - cover story tego numeru).
Czym, jak nie spiralą strachu i straszenia, było głośne posiedzenie Komisji Nadzoru Bankowego, od którego zimna wojna z Leszkiem Balcerowiczem stała się gorącym konfliktem z udziałem już nie tylko Leppera i Giertycha, lecz także partii rządzącej i samego rządu. Spirala strachu sprawia, że Balcerowicz stał się ucieleśnieniem układu, o którym mówi Jarosław Kaczyński i któremu wydał wojnę (vide: "Balcerowicz kontra Balcerowicz").
Strach sam w sobie nie jest groźny. Jak mawiał Mark Twain, "odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu". Bob McElwain zauważył, że strachu nie należy się bać, bo racjonalny strach nie pozwala nam na przykład podejść zbyt blisko krawędzi urwiska. W biznesie strach wskazuje pułapki, pozwala planować i je omijać. Jest jednak także strach irracjonalny, który się często przeradza w manię prześladowczą (vide: "Kobiety bojowe"). Taki strach wywołuje kolejne strachy, a ostatecznie albo czyni z nas paranoików, albo kompletnie paraliżuje. Takiego strachu naprawdę trzeba się bać.
Strach widać w poczynaniach prezydenta RP, bo jednak stanowisko głowy państwa to nie prezydentura miasta czy ministrowanie. Prezydent RP nie może pójść do mediów i opowiadać, ile to wie, ale nie może powiedzieć. Innymi słowy, nie może straszyć innych, co Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny nagminnie robił. Prezydent sam ma więcej powodów, by się bać, niż straszyć. Lech Kaczyński miał być zwornikiem i zaczynem IV RP, ale widać u niego strach przed tym, że minie kadencja i IV RP nie będzie. Podobnie jak widać u niego strach przed tym, jak jest postrzegany za granicą.
Strach czai się również w oczach poprzedniego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Choćby z powodu tego, co jeszcze ustali prokuratura w sprawie afery z fabryką osocza (vide: "Skok na bank krwi"). Albo z powodu nowej komisji ds. Orlenu, która może odkryć, za czym naprawdę stał Pierwszy. Albo z powodu wyników śledztwa w sprawie mafii paliwowej (szwajcarska prokuratura kończy już ustalanie, do kogo należały konta, na które mafia wpłacała premie za pomoc i osłonę) oraz w sprawie ułaskawienia Petera Vogla. Zapewne były prezydent boi się także komisji ds. inwigilowania dziennikarzy, bo może się okazać, że brał udział w sprawach, o manipulowanie którymi oskarżano dotychczas zupełnie inne osoby.
Strach zdaje się kierować wieloma poczynaniami premiera Marcinkiewicza. Przede wszystkim strach przed podejmowaniem decyzji, dlatego premier tak często bryluje w mediach i na przeróżnych imprezach, bo to ucieczka od rządzenia. Ale też widać u niego strach przed Jarosławem Kaczyńskim - przed tym, że poleci mu za kilka miesięcy podać się do dymisji, a premier nie musi być wcale do tego gotów.
Ci, którzy się sami boją, straszą innych - i tak nakręca się spirala strachu i straszenia. Tak jest z polskimi lekarzami, którzy straszą strajkiem, jeśli nie dostaną podwyżek. Straszą dłuższymi kolejkami i mniejszą dostępnością niektórych usług, jeśli powstanie rejestr usług medycznych i koszyk podstawowych świadczeń. Lekarze straszą, bo boją się, że stracą dochody z szarej strefy, bo wielu boi się urynkowienia służby zdrowia, która zweryfikuje zarówno hierarchie zawodowe, jak i dochody (vide: "Kasa na zabieg" - cover story tego numeru).
Czym, jak nie spiralą strachu i straszenia, było głośne posiedzenie Komisji Nadzoru Bankowego, od którego zimna wojna z Leszkiem Balcerowiczem stała się gorącym konfliktem z udziałem już nie tylko Leppera i Giertycha, lecz także partii rządzącej i samego rządu. Spirala strachu sprawia, że Balcerowicz stał się ucieleśnieniem układu, o którym mówi Jarosław Kaczyński i któremu wydał wojnę (vide: "Balcerowicz kontra Balcerowicz").
Strach sam w sobie nie jest groźny. Jak mawiał Mark Twain, "odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu". Bob McElwain zauważył, że strachu nie należy się bać, bo racjonalny strach nie pozwala nam na przykład podejść zbyt blisko krawędzi urwiska. W biznesie strach wskazuje pułapki, pozwala planować i je omijać. Jest jednak także strach irracjonalny, który się często przeradza w manię prześladowczą (vide: "Kobiety bojowe"). Taki strach wywołuje kolejne strachy, a ostatecznie albo czyni z nas paranoików, albo kompletnie paraliżuje. Takiego strachu naprawdę trzeba się bać.
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.