Wybory w Waszyngtonie

Wybory w Waszyngtonie

Dodano:   /  Zmieniono: 
wybory (fot. bizoo_n /fotolia.pl)
W Ameryce wszystko zaczęło się wcześniej. Pierwsze wolne wybory zorganizowano w Waszyngtonie 3 czerwca. Nigdy przedtem ani nigdy potem nie były tak ważne dla Polaków w Polsce.

Wcześnie rano przyszedłem pod Ambasadę ze sprzętem Radia Wolna Europa. Oddałem głos, a potem z mikrofonem stałem przed budynkiem ambasady i nagrywałem wychodzących, obok kolega z Głosu Ameryki, nieżyjący już, wspaniały dziennikarz i filmowiec Tadeusz Walendowski, prowadził nasz mini sondaż. Też pewnie pierwszy exit poll w wolnej Polsce. Korespondenci w innych miastach i polskich konsulatach też liczyli. 

Po chwili podszedł do mnie naczelny korespondent PRL-u Zygmunt Broniarek z zainteresowaniem pytał o sprzęt, co dalej z tym nagraniem zrobię. Tadek, bardziej doświadczony rzucił do mnie – nie gadaj z nim, on chce tylko odwrócić twoją uwagę. Broniarek odwrócił się na pięcie, poszedł na górę do zamkniętej części ambasady. Po chwilę zszedł do nas PO ambasadora Jerzy Jaskiernia, kawałek z tyłu ochroniarz no i Broniarek patrzący z tyłu. Jaskiernia był miły. Cały czas  jakby mówił pół uśmieszkiem i w kółko to samo, że nie mamy prawa przebywać na terenie ambasady. Chwilę się posprzeczaliśmy. Argument dlaczego Broniarkowi wolno zbył dobrotliwym uśmiechem – Zygmuś? To mój gość”. 

Udało nam się wrócić do ambasady przed samym zamknięciem urn. Wewnątrz był już polonijny tłum. Jaskiernia nie kontrolował sytuacji. Wślizgnęliśmy się z Walendowskim do bocznego pokoju i z ambasadzkiego telefonu zaczęliśmy nadawać jeden przez drugiego do Wolnej Europy i do Ameryki, wyniki – 80 proc. wygraną „naszych”. To były pierwsze  wyniki w wolnej Polsce. Dopiero po tym jak odłożyliśmy słuchawkę do pokoju wszedł rzecznik prasowy, ochroniarz prosząc o wyjście po raz drugi. I choć nigdy później nie wyproszono mnie z polskiej ambasady, nigdzie na świecie, to ten moment dobrze zapamiętałem i przypominałem sobie, jak jeszcze długie lata patrząc jak ci dawni oficerowie PRL,  jeden po drugim przeistaczali się w dyplomatów, posłów, ministrów  III RP. 

A sam Jaskiernia spotkany gdzieś na przyjęciu zagadnięty – pamięta pan?  „ To już  chyba pan dziś rozumie – odpowiedział – jakie czasy takie postawy”. Wciąż jeszcze nie rozumiałem, ale coś trzeba było powiedzieć – a co u Zygmusia?

Źródło: Wprost