"Nie pcham się do tej komisji"

"Nie pcham się do tej komisji"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot.FORUM) 
- Praca nad ustawami hazardowymi to jak granat wrzucony do szamba. Jak wybuchnie, to wszystkich ubrudzi. To jeden z powodów, dla którego nie zabiegałem o pracę w komisji śledczej – mówi portalowi WPROST24 Mirosław Sekuła, poseł Platformy Obywatelskiej, kandydat na szefa sejmowej komisji śledczej do wyjaśnienia afery hazardowej.
Czyj to pomysł, by pokierował Pan pracami sejmowej komisji śledczej?

Nie mam pojęcia, kto to wymyślił. Wcześniej nie konsultowano tego ze mną. Dowiedziałem się o swojej kandydaturze w tym samym czasie, co dziennikarze. Być może któryś z kolegów z niewiadomych mi przyczyn uznał, że się do tego nadaję i zaproponował moją osobę, nie pytając mnie o zdanie. Ja się nie pchałem do tej komisji i nadal się do niej nie pcham. Zresztą uważam, że moja osoba w tej komisji to nie najlepszy pomysł, zwłaszcza na stanowisku przewodniczącego. 

Dlaczego?

Dlatego, że ja zostałem Przewodniczącym Sejmowej Komisji Finansów Publicznych w 1998 roku w wyniku pierwszej afery hazardowej. Rządowy i poselski projekt ustawy trafiły wówczas do podkomisji, której Przewodniczący Komisji Henryk Goryszewski nie zwoływał chyba przez rok, blokując w ten sposób proces legislacyjny. W wyniku krytyki takiego postępowania musiał złożyć rezygnację z przewodniczenia Komisji. Sprawę dodatkowo skomplikowały oskarżenia pod jego adresem o współpracę z mafią pruszkowską, które zaczęły się po opublikowaniu przez "Wprost" zeznań świadka koronnego "Masy". Po nim przewodnictwo Komisji Finansów objąłem ja. Ustawy hazardowe zostały szybko uchwalone i nie zmieniano ich aż do 2003 roku. Wtedy zmiany w nich oraz ich skutki finansowe i społeczne obserwowałem już z perspektywy Prezesa NIK aż do 2007 roku. Mam więc dość dużą wiedzę z tego zakresu i zastanawiam się czy nie będzie mi ona przeszkadzać?   

Posłowie PiS są oczywiście zdania, że nie powinien Pan kierować komisją. I podnoszą argument, że poseł partii rządzącej będzie miał na względzie przede wszystkim dobro swojej partii, a nie dobro Polski i będzie starał się prowadzić prace w taki sposób, aby nie zaszkodziły wizerunkowi jego partii. Te same głosy pojawiają się też wśród posłów Lewicy. Powstał więc taki dowcip: dlaczego Sekuła jest wybitnym politykiem? Bo dzięki niemu PiS i Lewica mówią jednym głosem dla dobra Polski.

Ten dowcip jest zupełnie nietrafiony. Niedawno zresztą "Wprost" dowcipkował o tym, jak to z tego samego powodu wielkim politykiem jest Ludwik Dorn, bo przedstawiciele PiS i SLD, a nawet PO mówili, że partia Dorna nie ma szans. Takich polityków, którzy pogodzili PiS i SLD było bardzo wielu. A na czele stoi pan Prezydent Lech Kaczyński, który doprowadził do sojuszu tych partii w mediach publicznych. Natomiast, odnosząc się do meritum problemu: argument, że polityk PO będzie reprezentował interes partii może i z pozoru wydaje się słuszny. Ale czy interesu partii nie reprezentowałby na tym stanowisku poseł PiS? Wydaje mi się mocno wątpliwa teza o jego bezstronności. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić posła PiS prowadzącego obiektywnie prace tej komisji. Być może więc najlepszym kandydatem na szefa komisji byłby poseł z PSL.

Największym wyzwaniem dla przewodniczącego komisji, niezależnie od tego, kto nim będzie, jest merytoryczne prowadzenie prac i dążenie do tego, by prawda została wyjaśniona. Czy ma Pan pomysł, w jaki sposób uniknąć tego, by komisja śledcza stała się kolejnym politycznym spektaklem?

Rola przewodniczącego jest tutaj mocno ograniczona. Jest on tylko „primus inter pares" czyli pierwszym wśród równych. Najwięcej zależy tutaj od klubów, które delegują swoich przedstawicieli do komisji, decydując o jej składzie personalnym. To, czy komisja będzie politycznym teatrem, zależy od tego, kto będzie w niej zasiadał. Apeluję więc do klubów parlamentarnych, by delegowały posłów z drugiej linii, a nie politycznych "fighterów". PiS uparł się, by w komisji zasiadali poseł Zbigniew Wassermann i posłanka Beata Kempa. A to są przecież polityczni "fighterzy". Jeśli trafią do komisji, są małe szanse na to, by jej prace przebiegały spokojnie i merytorycznie.

Kogo więc z PiS widziałby Pan w komisji?

Proszę nie oczekiwać, że będę sypał nazwiskami. Zresztą gdybym to zrobił, to pewnie pozbawiłbym ich możliwości pracy w komisji. Powiem tylko tyle, że znam wielu posłów z PiS, także tych mniej popularnych i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że są wśród nich ludzie, którzy świetnie nadawaliby się do pracy w tej komisji. Być może więc, jeśli PiS zrezygnuje z politycznych fighterów i deleguje tych, o których myślę, komisja może stać się w przyszłości wzorem tego, jak parlamentarzyści powinni współpracować dla dobra państwa, nie kierując się politycznymi animozjami.

Czy komisja powinna zająć się tylko kulisami powstawania ustawy hazardowej czy także okolicznościami przecieku tajnych informacji do osób rozpracowywanych przez CBA?

Zakres prac sejmowej komisji będzie taki, jak zdecyduje Sejm w specjalnej uchwale. Celowo nie biorę udziału w pracy nad nią. Nie chcę wpływać na jej kształt, więc nie wiem, czy w tej uchwale znajdzie się zapis o przecieku. 

A za jaką wersją zagłosuje Pan jako poseł PO i Polak? Za wersją uwzględniającą badanie okoliczności przecieku czy nie?

Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Ale cała ta sprawa dowodzi tylko tego, jak ryzykownym interesem jest zajmowanie się ustawami hazardowymi. Potwierdza się zresztą to, co zawsze na ten temat mówiłem: praca nad ustawami hazardowymi to jak granat wrzucony do szamba. Jak wybuchnie, to wszystkich ubrudzi. I to też jest powód, dla którego nie zabiegałem o pracę w tej komisji. 

 
Rozmawiał: Leszek Szymowski